Hałda gangsta

Pierwsze, co należy wiedzieć o tym przedstawieniu, a co wszyscy o nim wiedzą w branży teatralnej - że jest to spektakl laureat. Nie wiem, czy w historii Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej zaistniał tytuł wszechstronniej doceniony i rzęsiściej nagrodzony. Dostali wszystko za wszystko, zestaw powiększony nagród: za scenariusz, za reżyserię, za aktorstwo główne męskie, za role drugoplanowe (pięć na sześć wyróżnień, czyli 83,33%!) oraz za całokształt, czyli dla najlepszego spektaklu sezonu. CHORE, co nie? Jak się coś nagradza, to się człowiek zazwyczaj stara "sprawiedliwie", jakoś tak po równo Temu dała na łyżeczkę, temu dała na miseczkę. Ale tutaj rozdzielali sprawiedliwością niesocjalistyczną.

Dlatego przyjechałem, że tyle wygrali. Albo jury oszalało, albo oszalało za tym ("szaleję za tym spektaklem"). Teraz to już nie jest spektakl prowincjonalny, tylko konkursowy, można go uświetnić swoją obecnością, zaszczycić recenzją. Jechałem bardzo dobrze nastawiony, a to, wbrew pozorom, jest najgorsze nastawienie: wielkie oczekiwania łatwiej zawieść od niewielkich.

"Najmrodzki, czyli dawno temu w Gliwicach" to jest hołd dla kina typu gangsterskiego. Hołd na hałdzie. Gdy cię w Stanach wywożą dokądś w bagażniku, wiozą cię do lasu w Wirginii Zachodniej. Na Śląsku - na hałdę.

Wyszło boskie połączenie Zachodu ze Wschodem: zachodnia forma ze wschodnim kontentem. Zresztą nie chcę nic mówić, ale klasyczne filmy o przestępczości zorganizowanej też dużo biorą ze Wschodu. Mafia niby w Ameryce, ale włoska lub żydowska.

Jeśli miałbym to do czegoś porównać, to do braci Coen. Z jednej strony wielki kult dla klasyki (por. Miller's Crossing, Barton Fink), ale z drugiej - wielkie jaja (por. Fargo i Big Lebowski). Dożyliśmy czasów, kiedy postmodernizm wygląda szlachetnie staro.

To nie jest dzieło przerysowane, lecz konwencjonalne, a "konwencjonalne" znaczy zajebiste, w każdym razie w tym wypadku. Korzysta z konwencji kina gangsterskiego na potrzeby Śląska. Opowiada historię pana Najmrodzkiego, mężczyzny o lepkich rękach. Ręce miał magnesy i wprost lgnęły do nich karoserie samochodów oraz całe samochody. Przemocy nie cenił, jak twierdzi jego kochanka, lecz jakie miał wyjście?

Nie od dziś wiadomo, że historie gangsterskie to są najlepsze historie, bo również w realu one są najlepsze. Nikt nie ma tak wybuchowego, tak wystrzałowego życia jak właśnie przestępcy. Ale - zorganizowani, z kodeksem, z honorem. Zdzisław Najmrodzki nie był członkiem mafii, chociaż mu proponowano. Był mafią jednego mafiosa, "klasą samą w sobie", "rodziną na swoim".

Lata PRL-u to był czas dziwnych zawodów. Zawód: dyrektor, zawód: przy mężu, zawód: trzy tysiące, zawód: się należy. Zdzisław Najmrodzki z zawodu był bad boy, do czego miał świetne imię. Zdzichu / Zdzisiu / Zdzisek / Dzidek nie potrafił na legalu. Nie potrafił żyć "jak ludzie", pracować i umrzeć. Jakże by ktoś taki miał umierać w łóżku? No way. Umarł z pełną klasą: w wypadku samochodowym i w kradzionym samochodzie. A że był wybrańcem bogów, umarł przedwcześnie, jeszcze w kwiecie wieku. Każda normalność potrzebuje nienormalnych, bez nich byśmy zwariowali i stali się nienormalni w sensie chorobowym.

Ale kochane, same się przyznajcie, że dobrych facetów się kocha, ale złych ubóstwia. Zresztą laski, to nie wszystko: Zdzichu pisał wiersze, por. Oblicza prawdy. Złodziej, ale i poeta! "Miałem ponad dwadzieścia lat życia / I perspektywę trzydziestu lat gnicia. / Co miałem robić w czerwonej kaźni? / Prysnąłem stamtąd - / Przez okno łaźni".

Spektakl przedrewolucyjny w podejściu do spraw płciowych, a sprawy płciowe to jest jego główny temat. Mężczyźni są męscy, a kobiety są kobiece. Więcej: kobiety grają kobiety, a mężczyzn - mężczyźni! Czy tak jest fajnie i czy tak jest słusznie? Nie wiem, nie znam się, ale na pewno seksownie. Narracjom gangsterskim wolno, nikt im nie podskoczy.

Najmrodzki odpowiada na pytanie: gdzie ci mężczyźni? Ściślej: gdzie ci mężczyźniii? Tutaj, ka, tutaj! W pierdlu lub na Śląsku. Tu się uchowali. Wąsy are back! Hipsterzy je noszą i już się nie pamięta, jak się kiedyś naśmiewano z nosicieli wąsów, co zawsze uważałem za niesprawiedliwe i głęboko antypolskie.

Ironia, broń obosieczna polskiego teatru, którą trzeba stosować homeopatycznie, nie zjadła tego spektaklu. Oprócz że ironiczny i konwencjonalny, jest to spektakl wzruszający, nostalgiczny. Nostalgic, cinematic, climatic. To ostatnie słowo co innego znaczy w języku angielskim, a jakoś pasuje. Najmrodzki to słodko-kwaśna propozycja, tak jak druga płyta Whitney: szybkie, wolne, szybkie, wolne.

W ogóle z teatrem to jest bardzo prosta sprawa. Dobra edukacja wiecie, co robi: bawiąc, uczy, a w dobrym teatrze jest podobnie prosto: śmiesząc, wzrusza. Nic więcej nie trzeba. Inne spektakle: róbcie jak "Najmrodzki". Było tak dobrze, że w ogóle nie robiłem notatek; nie mam czasu pracować, gdy się dobrze bawię.

Wieczór "robi nam" muzyka. Już od pierwszej sceny słychać, że dobrze dobrana, filmowo, pod nastrój. Między innymi z "Zagubionej autostrady", "Wo die Blumen sind"? i inne szlagiery. Nawet jeżeli nie będziesz w nastroju, to soundtrack będzie za ciebie.

Na nagrody zasłużyli, mówiąc najogólniej. Było zasłużone. Szczególnie Mariusz Ostrowski, który nie mówię, że gra tu najlepiej, ale na pewno najwięcej. Przemysław Chojęta, Izabela Baran, Karolina Burek, Aleksandra Maj, Dominika Majewska. #dreamteam

Mariusz Ostrowski, urodzony jak ja w Kielcach. Nie jest to typ Tony'ego Soprano, bardziej Al Pacino w pierwszym "Ojcu chrzestnym", bardziej De Niro w "Chłopcach z ferajny". Gra operetkowe wyobrażenie o gangsterze polskim, zupełnie bezobciachowe, ale jakimś sposobem nie popada w disco polo. Urok, który chce roztaczać, mógłby być żenadą, ale jakoś nie jest. Cienka to granica pomiędzy kampem a kiczem, trzeba grać z wyczuciem, ażeby nie przesterować. W czwartek 12 września wszystko poszło gładko.

Ciekawe, skąd się wzięło nazwisko Najmrodzki - jaką ma etymologię? Nie wiem, zatem zmyślam, bo jest takie słowo: nemrod. W gwarze łowieckiej jest to słowo żartobliwe i znaczy "myśliwy", w Biblii był taki kacyk na Mezopotamii, a po angielsku nemrod znaczy "palant". Winona Ryder jako taksówkarka krzyczy do źle jeżdżącego (Noc na Ziemi): Try driving school, you fucking nemrod! Czy to organizatorzy Boskiej Komedii mieli na myśli, gdy karnety dziennikarzy nazywali Nemrod Pass?

A propos Boskiej Komedii. Przyjadą do Krakowa na Boską Komedię, królową festiwali teatralnych polskich. Bardzo jestem ciekawy reakcji widowni, bo na Boskiej widownia jest dość specyficzna: z jednej strony zblazowana, bo na Boskiej teatrolożki wszystkich województw łączą się, z drugiej - rozpalona, podjarana, gorąco chcąca oglądać, gotowa na wszystko. Widownia jest, poza wszystkim, międzynarodowa. Jestem dobrej myśli. Na "Wesele we wsi Kamyk", gdy przyjechało z Poznania na Boską, spraszałem znajomych i byli zadowoleni, chociaż są snobami, a spektakl w ogóle nastukał se nagród. Mają też zagrać w Warszawie w Operze. No, w ogóle wszędzie!



Maciej Stroiński
Przekrój online
24 września 2019