HejtStop w teatrze

Przyznaję, iż nie miałam wielkich oczekiwań względem "Hejt School Musicalu" - po wystawieniu nie spodziewałam się efektu "wow", czekałam raczej na to co przewidywalne: taniec, śpiew, może kilka wpisanych w konwencję obowiązkowych wzruszeń. Musical, którego akcja dzieje się w szkole, a którego głównym tematem jest zjawisko hejtowania, wydawał się po prostu kolejnym pomysłem na śpiewano-taneczną inscenizację, dobrym tak jak wszystkie inne; w końcu jest to na tyle pojemny gatunek, iż jest w stanie wchłonąć właściwie każdą stylistykę. Było jednak coś, co w gdyńskim przedstawieniu wprawiło mnie w zdumienie: rozmach, profesjonalizm i oryginalność inscenizacji, której obsada była złożona w większości ze śpiewającej młodzieży.

Mimo, że problem internetowych prześladowań funkcjonuje w świadomości publicznej, Tomasz Valldal-Czarnecki z Szymonem Jachimkiem chyba jako pierwsi poruszają ten temat na rodzimych deskach teatralnych. Życiowy i wirtualny wymiar hejtu jest głównym motywem przedstawienia i nie przypominam sobie innej realizacji teatralnej skierowanej do nastoletniej grupy docelowej, tak obszernie zajmującej się tym zjawiskiem, a już na pewno nie w postaci muzycznej.

Szkoła imienia Lepszych od Reszty, która jest tutaj głównym miejscem akcji, jest inna niż wszystkie, albo paradoksalnie - zatrważająco podobna do niektórych funkcjonujących w rzeczywistości. Tutaj uczęszczają tylko najzdolniejsi uczniowie, z najwyższymi wynikami, ci najsłabsi są natomiast bardzo szybko eliminowani i wyrzucani. Realizacja podstawy programowej i najwyższe miejsce w rankingu szkół są celami nadrzędnymi instytucji, a zestresowani uczniowie robią wszystko, by doskoczyć do wymagań stawianych przez groźną dyrektorkę. Najlepszość wpajana jest uczniom placówki jako wartość nobilitująca względem innych, najczęściej nieprzystających jednostek. Gdy do szkoły dołącza Lea, której największą miłością jest teatr, ład zostaje niebezpiecznie zaburzony. Dziewczynka wyróżnia się nie tylko wysokimi wynikami w nauce - ma też swoje pasje i zainteresowania, które są dla niej nie tylko ponadprogramowym elementem życia, ale także motorem napędowym do działania. Sztuka i wszelkiego rodzaju nieregulaminowe odchyły nie mają jednak zbyt wielu zwolenników w ambitnej placówce - wszystkie zajęcia artystyczne uważane za nikomu niepotrzebne przeszkadzajki w realizacji planu nauczania, są skrupulatnie tępione. Zasady są w końcu po to, żeby ich przestrzegać, a odstępstwa od reguły są surowo zabronione. Lea oczywiście próbuje pogodzić swoją artystyczną pasję z zasadami panującymi w szkole, zakłada więc kółko teatralne, które bardzo szybko upada, głównie przez nienawistne nastawienie i komentarze kolegów, wpierane przez co poniektórych członków kadry pedagogicznej.

Złośliwa krytyka wymierzona w dziewczynkę przenosi się do internetu, a właściwie na szkolne forum, na którym uczniowie pod pseudonimami wylewają swoje frustracje. Doskonale sprawdza się pomysł ukazania świata wirtualnego za pomocą pacynek - wykrzywionych, fruwających w przestrzeni głów, które nie mają nic dobrego do powiedzenia. Kiedy Lea dowiaduje się o forum, załamuje się, boli ją też zdrada nowej przyjaciółki, Ardy, która żywi ambiwalentne uczucia względem szkolnej rewolucjonistki. Arda z jednej strony zupełnie szczerze chce się z nią zaprzyjaźnić, z drugiej - zazdrości Lei swobody i pasji, których jej samej brakuje. Na czołowy czarny charakter tej produkcji wyrasta Dyrektorka grana przez Agnieszkę Mąkinię. Czcigodna i nieomylna pani dyrektor nie owija w bawełnę, jeśli chodzi o jej wizję edukacji: "Kółka teatralne, kółka plastyczne, kółka amatorów hodowania dzikich kretów - wszystko to nie leży w podstawie programowej. Państwo sobie myślicie, że to takie byle co. Ale przypominam, że ja mam nad sobą KURATORA!" Brzmi znajomo?

System szkolny ukazany jest przez twórców jako wadliwy mechanizm, w którym nie ma miejsca na wpuszczenie odrobiny powietrza - nawet początkowo niesympatyczni nauczyciele, okazują się w dużej mierze zakładnikami organizacji generującej stres, a ostatecznie przyzwalającej na nienawiść względem siebie i innych. Sfrustrowani są wszyscy - dzieci, nauczyciele, rodzice. Teza, iż nienawiści i mechanizmów przemocy uczymy się od siebie nawzajem jest przez twórców widowiska mocno eksponowana. Szczególnie wyraźne jest to choćby w scenie zebrania klasowego, podczas którego nieszczęsna nauczycielka nie może przekrzyczeć oburzonych i agresywnych rodziców. Inną demonstracją niemocy i gniewu jest rozmowa na forum internetowym prowadzona między nauczycielami, którym również puszczają hamulce - żalą się, iż wiecznie podlegają czyjejś ocenie i kontroli, "a wszystkie te atrakcje za jedyne 2000 złotych - brutto". Skoro system jest wadliwy i wymaga od swoich ludzi niemożliwego, trudno, żeby jednostki jemu podporządkowane funkcjonowały w normalny sposób.

Elementem wynoszącym "Hejt School Musical" ponad ramy zwyczajnej szkolnej opowieści, jest warstwa wizualna uciekająca od estetyki realistycznej. Kostiumy autorstwa Moniki Wójcik świetnie ilustrują placówkę edukacyjną z piekła rodem, przypominającą ponure i groteskowe światy Tima Burtona. Szkoła, którą toczy choroba zwana ambicją, prezentuje się w równie chorobliwy sposób. Uczniowie w fantazyjnych, aczkolwiek zdominowanych przez czerń kostiumach, wyglądają jak zombie; kadra pedagogiczna prezentuje się, jakby dopiero co wstała z grobu. Wszyscy ledwo zipią, ale z powodu licznych oczekiwań otoczenia przyklejają sobie uśmiech do twarzy i podrygują aż do upadu. Nie tylko obraz, ale i muzyka (która w musicalu jest właściwie wszystkim!) autorstwa Artura Guzy znakomicie podpiera wizję wykreowanego świata - rockowe brzmienia, przeplatane melodyjnymi songami hipnotyzowały publiczność i szybko wpadały w ucho. Piosenki wykonywane przez cały zespół brzmiały rewelacyjnie - wokalnie "Hejt School Musical" nie miał żadnych słabych punktów.

Kreacje aktorskie stworzone przez młodych aktorów momentami wprawiały mnie w oszołomienie. Julia Totoszko jako Lea to już właściwie profesjonalna aktorka, która na scenie czuje się zupełnie swobodnie, jeśli nie jak w domu. Można odnieść wrażenie, iż aktorka kontroluje każdy ruch i każdy dźwięk, a jej postać została stworzona w najdrobniejszych szczegółach. Marysia Wasiniewska jako gospodyni klasy Arda również tworzy przekonującą kreację, aktorka świetnie odnajduje się w numerach wokalnych i tanecznych. Bardzo dobrze wypadły także postaci drugoplanowe. Kwartet zakapturzonych uczennic o uroczych imionach Carpe, Diem, Memento i Mori (w tych rolach doskonale zsynchronizowane Amelia Gęsich, Paulina Napierała, Barbara Papis i Marysia Hendzel) snuje się po scenie niczym Dementorzy, wprowadzając swoją obecnością pierwiastek wokalno-filozoficzny. Szkolne Laski - Judy, Jane, Janis i Grażyna (Teodora Mazurkiewicz, Marta Kruczalak, Ola Junak, Magda Kubala) znajdują się na przeciwnym biegunie - przegięte gwiazdeczki w różu i czerni zachowują się rozbrajająco głupkowato. Najmroczniejszą postacią jest Edgar (Artur Blanik), cyniczny manipulator i administrator hejterskiego forum. Z kadry nauczycielskiej szczególnie zapadła mi w pamięć Zofia Pinkiewicz jako Kampania, nauczycielka historii. Karykaturalny sposób poruszania się i modulowany głos bawią i przerażają.

Mimo ewidentnie rozrywkowej formy, gdyński musical Teatru Komedii Valldal niesie ze sobą istotne przesłanie i podejmuje niełatwy temat. Duże brawa należą się wszystkim wykonawcom i reżyserowi przedstawienia, Tomaszowi Valldal-Czarneckiemu. Chociaż spektakl grany jest w kilku obsadach, nie czuć chaosu, zamętu i bylejactwa - każda postać kreowana jest z pietyzmem i troską o detale, do tego akcja toczy się wartko. Niełatwa to sztuka ogarnąć tak liczną i do tego dojrzewającą artystycznie obsadę. Z niecierpliwością wyczekuję więc przyszłych, równie zaskakujących realizacji w wydaniu tej ekipy.



Sandra Szwarc
e-teatr.pl
16 kwietnia 2019