Hiobowy początek Konfrontacji

XXXIV Opolskie Konfrontacje Teatralne "Klasyka Polska" rozpoczęły się czwartkowego wieczoru 16 kwietnia pozakonkursowym spektaklem "Hiob" wystawionym przez lwowski Teatr Woskriesinnia. Przedstawienie było o tyle osobliwe, że odbyło się na opolskim rynku, co przyciągać mogło publikę niekoniecznie zainteresowaną teatrem. Także forma spektaklu mogła być o wiele bardziej swobodna od tej, z jaką amator teatru ma do czynienia na co dzień.

Po krótkich przemowach prelegentów oraz oficjalnym otwarciu kolejnych Konfrontacji widzowie mogli spokojnie przyglądać się uczcie, jaką przygotowali dla nich lwowscy aktorzy. Problem leżał jedynie w organizacji tego przedsięwzięcia: spektakl mógł komfortowo obejrzeć każdy, kto prędzej na owy pospieszył i wygodnie usadowił się przy barierce. Stojący dalej widz nie mógł dojrzeć wszystkich szczegółów, smaczków, które zapewne zdecydowałyby o poprawnym i pełnym odbiorze przedstawienia. Jednak to sprawy marginalne.

„Hiob” jest sztuką napisaną przez Karola Wojtyłę w 1940 roku, inspirowaną biblijną przypowieścią oraz doświadczeniem II wojny światowej - agresją niemiecką, radziecką oraz samą okupacją. Sztuka ta, sama w sobie, jest idealnym przykładem intertekstualności. Widać tu korelację pomiędzy tekstem możliwie jak najbardziej nacechowanym uniwersalną problematyką a wydarzeniem aktualnym, z którym ten tekst świetnie koresponduje. Lwowski teatr, biorąc na warsztat sztukę Wojtyły, mierzy się tym samym z rzeczą trudną, ale na pewno nie niemożliwą do zrealizowania. Bo problem leży oczywiście w kwestii przeniesienia rzeczywistości naznaczonej wojną do czasów, gdzie realna możliwość wojny na pewnych terenach jest nikła, gdzie jedynym problemem jest liberalizm, kryzys ekonomiczny, społeczny, tudzież poszukiwanie tożsamości etnicznej oraz kulturowej. Czy Teatr Woskriesinnia poradził sobie z inscenizacją sztuki?

Trafnym pomysłem jest ujęcie spektaklu w ramy performance\'u, formy bliższej przeciętnemu odbiorcy. Każdy przechadzający się po rynku spacerowicz w pewnym momencie - wiedziony zapewne niekłamaną ciekawością - mógł się zatrzymać i obejrzeć przedstawienie. Trzeba przyznać, że trudny, momentami przesycony symboliką spektakl staje się, mimo wszystko, dobrze przyswajalny dla zwykłego przechodnia. Inną stroną medalu jest już samo wykonanie. Nadmierny symbolizm to jedna sprawa, ale patos bijący z areny spektaklu, zwłaszcza w końcowych fazach, to już poważna wada. Bo rzecz zaczyna się bardzo przyzwoicie - minimalny wystrój (sześć „stojaków” owiniętych brązowym papierem, kilka świateł, oraz dziewięciu aktorów), stonowany początek, jednak niweczy to moment, w którym burzy się „dom” skrzętnie wybudowany przez postaci. Patos goni patos, nadęcie oraz przeintelektualizowanie godne płyt wczesnego Pink Floyd może prowadzić do konsternacji niewtajemniczonych, czyli nieznających treści sztuki, a nawet przypowieści o Hiobie. Wrażenie robić w tym przypadku mogły jedynie słowa bardzo sugestywnie wypowiadane przez lektora (na szczęście to ruch przeważał w przedstawieniu), oraz muzyka, również bardzo dopasowana do klimatu występu, raz czysto etniczna, innym razem rysująca się już jako kompozycje stricte folktroniczne, abstrakcyjne, bądź eksperymentalne, ale umiejętnie w samą sztukę wplecione, dobrze z nią korespondujące, oraz zmysłowo ją ubarwiające. Pochwalić należy również efekty świetlne, niezależnie od tego czy były to race, czy zimne ognie, pochodnie, albo „płonące kielichy”. Wydawało się, że chłodny, momentami porywisty wiatr był sprzymierzeńcem Ukraińców tego wieczoru, co pozytywnie wpłynęło na odbiór całości. Jednak wbrew kilku dobrym rozwiązaniom inscenizacyjnym sztuka rozmija się z tym, jaki sens niesie ze sobą przypowieść o Hiobie.



Piotr Hamedinger
Dziennik Teatralny Katowice
18 kwietnia 2009
Spektakle
Hiob