Historia mordu na niewiernej kochance

W Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni w najbliższą sobotę odbędzie się premiera najsłynniejszego, choć niedokończonego, dramatu "Woyzeck" Georga Büchnera (1813-1837). Büchner zaczął go pisać, zainspirowany prawdziwą historią mordu na niewiernej kochance.

W Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni w najbliższą sobotę odbędzie się premiera najsłynniejszego, choć niedokończonego, dramatu "Woyzeck" Georga Büchnera (1813-1837). Büchner zaczął go pisać, zainspirowany prawdziwą historią mordu na niewiernej kochance.

Poniewierany przez przełożonych fryzjer garnizonowy Frank Woyzeck targnął się na życie swej ukochanej Marii po tym, jak zdradziła go ona z Tamburmajorem, uosobieniem urody i wysokiej pozycji społecznej. Dziś tekst ten, interpretowany jako opowieść o kacie, ofierze i niewinności bądź jako ballada o fryzjerze, który był dobrym człowiekiem, chociaż nie miał żadnych zasad moralnych, jest w istocie - jak mówią twórcy gdyńskiej realizacji - dramatyczną opowieścią o miłości - wartości najwyższej, jedynej, która nadaje życiu sens.

Spektakl reżyseruje Katarzyna Deszcz. W roli tytułowej występuje Dariusz Siastacz.

To ponoć dla Pana wyjątkowa rola...
I najtrudniejsza...

Woyzeck to bezwzględny zabójca, czy romantyczny kochanek?
To najbardziej skrajne bieguny postaci, którą gram. A tak naprawdę składa się ona z wielu odcieni, subtelności i tonów. Wszystkie je staram się wydobyć i pokazać.

Kiedy przygotowywał się Pan do tej roli, przypatrywał się Pan innym kreacjom?
Nie mówię o wzorowaniu się, raczej z ciekawości, jak inni sobie poradzili z tym tekstem.
Widziałem film Wernera Herzoga, natomiast nie udało mi się zobaczyć polskich realizacji "Woyzecka". Nawet tej w teatrze Wybrzeże w 1995 roku.

A gdy oglądał Pan film Herzoga i Klausa Kinskiego jako Woyzecka, myślał Pan: tak, tę postać chciałbym zagrać, to jest świetna rola?
Pierwszy raz zobaczyłem to dzieło dawno temu, byłem jeszcze uczniem liceum. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale wtedy nawet nie wyobrażałem sobie, że chciałbym zagrać Woyzecka, marzyły mi się inne role...

Bo to kreacja dla dojrzałego aktora...
Do tego piekielnie trudna, taka żonglerka emocjami. Gra się przez cały czas antybohatera, nie ma w nim nic, co można byłoby podziwiać...

Ponoć do tej roli nawet zgolił Pan włosy...
Jako były żołnierz wojska, jeszcze wtedy ludowego, zacnej bardzo formacji, bo Niebieskich Beretów, nie wyobrażam sobie żołnierza z długimi włosami. Po drugie, moja naturalna okrywa włosowa tu i ówdzie posiada już pewne luki i przetarcia. Po trzecie, w dzisiejszym świecie fryzura męska typu "ogolona pała" jest bardzo akceptowana. Po czwarte jeszcze, co zauważył mój znakomity, starszy kolega, mam bardzo ładny kształt czaszki...

I to jest argument, dla którego pańskie poświęcenie jest całkowicie zrozumiałe... Ten tekst, który powstał przed blisko 200 laty, czyta się jak współczesny...
Bo jest po prostu dobrze napisany. Traktuje o sprawach, które dotyczą wielu ludzi, nie bełkocze o wszystkim, tylko mówi o tym, co dla każdego jest najważniejsze. O miłości zwłaszcza.

O godności?
Też. Bo tam gdzie jest miłość, z godnością różnie bywa...

O samotności?
O byciu samemu w świecie i o tym, jak to bardzo boli...



Gabriela Pewińska
POLSKA Dziennik Bałtycki
4 marca 2009
Spektakle
Woyzeck