Historia wielkiej miłości Karola Marksa

Patrząc na ilustrację przedstawiającą Karola Marksa, nie dopuszcza się myśli o tym, że mógł mieć żonę i mimo woli ma się nadzieję, iż zmarł bezpotomnie. Jak wiele różnych sylwetek, jego życiorys wydaje się całkowicie podporządkowany idei, na której Hitler rozniecił potem swoją nie-świętą wojnę. Zespół teatralny z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w spektaklu „Narodziny Fryderyka Demuth" próbuje ukazać nam życie Karola Marksa od kuchni, jako człowieka, nie tylko niemal demona.

Spektakl w reżyserii Macieja Wojtyszki, będącego również autorem sztuki, podejmuje bardzo ciekawy epizod z życia Marksa i Engelsa, to jest zupełnie nieznaną historię dziecka, którego biologicznym ojcem był Karol a opiekunem i patronem – jego przyjaciel. Dzieje tych dwóch wybitnych umysłów łączyła nie tylko ideologia, także wstydliwa prawda o karygodnej zdradzie Marksa oraz jego zrzuceniu odpowiedzialności na zapatrzonego w mistrza Fryderyka, który materialnie zadbał o małego synka Heleny i o nią samą. O tym, jak potoczyły się losy tej – jakby rzecz współcześnie – rodziny patchworkowej, mówią na zakończenie spektaklu jego bohaterowie, zgromadzeni przy prowizorycznie ustawionym stole, z prowizorycznym nakryciem i prowizoryczną ucztą, w prowizorycznym mieszkaniu.

Wchodząc na widownię zauważam, iż na zaciemnionej scenie ustawiono meble: stół z krzesłami, parawan, łóżko, niemal przed nogami widzów – miskę i wodę. Na łóżko majaczą kształty leżącego mężczyzny. Cisza. W końcu scenę rozświetla delikatne światełko, imitujące blask Miesiąca – wchodzą dwie kobiety w nocnych koszulach: Jenny von Westphalen (Dominika Bednarczyk) – ciężarna żona Karola Marksa (w tej roli Marcin Sianko) i Helena Demuth (Karolina Kamińska), ich służąca oraz piastunka dzieci. Upalna angielska noc nie pozwala im spać, więc próbują znaleźć wytchnienie w nocnej kąpieli. Gdy wracają do sypialni budzi się mężczyzna, śpiący za parawanem – jest nim właśnie Karol Marks. Prowizoryczna sypialni jest miejscem odpoczynku po intensywnej pracy nad ideologią. Odwiedzający go współpracownik i przyjaciel Fryderyk Engel (Grzegorz Mielczarek) oraz młody fascynat intelektu Marksa, Wilhelm Liebknecht (Krzysztof Piątkowski), rozprawiają na temat pracy filozofa.

Nie przebiega ona jednak płynnie – we znaki daje się odczuwalna w domu bieda, będąca skutkiem zaangażowania gospodarza w krzewienie idei robotniczej. Jenny decyduje się na podróż do bogatego wuja na Kontynent – w nadziei na uzyskanie jego pomocy. Marks zostaje w domu z dziećmi i młodą służącą. Przesiąknięty na wskroś pragnieniem wyrównania różnic społecznych wdaje się w romans z Heleną. W końcu wyznaje niezadowolonemu z jego miłostek Fryderykowi, że zdrada ma konsekwencje. Tymczasem wraca Jenny...

Sztukę w reżyserii Macieja Wojtyszki ogląda się z zaciekawieniem. Scenografia (za którą odpowiedzialna jest Justyna Łagowska), przedstawiająca wnętrze niezbyt zamożnego angielskiego wynajmowanego mieszkania jest interesująca – w porównaniu do misternie wykonanych kostiumów, starających się odtworzyć ówczesną modę, dekoracja pozostawia uczucie niedosytu, jakkolwiek bardzo cieszą oko szczegóły w postaci starych rekwizytów. Należy docenić reżyserię świateł – znakomite wyczucie ostrości oświetlenia, łagodne przejścia, wyśmienity efekt światła Księżyca za „oknem", czasem wręcz kierowania dramaturgią poprzez iluminację. Muzyka Bolesława Rawskiego stanowi tu wdzięczny soundtrack, raczej pozostając w sferze akompaniamentu, bez wybijania się na główny plan.

Fabuła przypomina argentyńską telenowelę ze znaną postacią jako głównym bohaterem. Karol jest przecież niedojrzałym społecznie intelektualistą, jego żona natomiast hipokrytką, wyznającą zasadę równości – pod warunkiem, że nie będzie jej testować na swojej rodzinie. Jedyne prawdziwe postaci to Engels – nieco naiwny, ale za to niesamowicie oddany, a także Helena – wierna swoim zasadom, zdeterminowana i realizująca myśl o robotniczej równości, którą Marks na swoje nieszczęście wymyślił. Aktorzy, dźwigając na swoich barkach historycznie obciążone postaci, nadają im lekkość bytu i unoszą w zasadzie cały spektakl. Gra aktorska przesądza o tym, że sztuka jest jednorodna, że to swoisty popis aktorstwa Grzegorza Mielczarka, Dominiki Bednarczyk, Karoliny Kamińskiej (bardzo obiecującej młodej aktorki), Marcina Sianko, a także Krzysztofa Piątkowskiego, który wnosi na scenę oddech poprzez ogromny dystans do tego młodego, szalonego marksisty. Że historia miłosna Karola Marksa zdejmuje z jego twarzy ten kamień, z jakiego stawiano mu pomniki.



Maria Piękoś-Konopnicka
Dziennik Teatralny Kraków
22 listopada 2014