Hobbit: gobliny, trolle, pająki i smok na deser

Grzegorz Suski wyreżyserował w Teatrze Dramatycznym polską prapremierę sztuki według książki J R.R. Tolkiena z świetną muzyką, choreografią i kostiumami.

Od początku Grzegorz Suski za sprawą Piotra Szekowskiego, kreującego Thorina wciąga widzów w interakcję. A ci, mimo że uczestniczyłem w premierze, ochoczo dają się wciągnąć do zabawy. I zostają w pewnej niepewności, a o to też chodzi - by teatr zaskakiwał.

Teatr Dramatyczny inscenizacją "Hobbita" zaskakuje. Nie udaje wysokobudżetowych filmów, wręcz przeciwnie - zaprasza do świata wyobraźni i jest to zaproszenie udane i efektowne. Wszystko za sprawą współpracy z reżyserem Sławomira Czyża, scenografa i odpowiedzialnej za kostiumy Anny Czyż. Ta trójka umiała się dogadać, bo oprócz dość oczywistej figury Hobbita, już postaci trolli z lekkim akcentem industrialno-cyberpunkowym są strzałem w dziesiątkę. Oczywistym wydaje się też przyodzianie mieszkańców Esgaroth w stroje kojarzące się z renesansem.

Także Monika Zaborska jako Elf - po prostu musi być zielona i jest. Ma też szansę, stając blisko widzów, pokazać na twarzy złość jaką w prozie Tolkiena mają elfy do krasnoludów. Ale nawet najmłodsi widzowie są w stanie Elfa pokonać. Bo to w końcu przedstawienie dla dzieciaków.

Grzegorz Suski to nie tylko reżyser. Tu urzekł mnie muzyką. Idealnie pasuje do poszczególnych scen, a stylizowane na celtyckie pieśni piosenki zwyczajnie wpadają w ucho.

Suski zdając sobie sprawę z umowności sceny teatralnej, fantastycznie różnicuje wszystkie te powieściowe stwory poprzez odpowiednią choreografię i intonację głosu. Największe wrażenie robi choreograficzny majstersztyk popisu sprawności goblinów, ale niezgorszym pomysłem okazuje się ułożenie Golluma na desce na kółkach. Przydaje się jak najbardziej. Świetnie wyglądają pająki, które z kolei wydają tylko niepokojące odgłosy, zaś smok ze zniekształconym głosem to kolejny prosty, a pomysłowy sposób na przedstawienie bądź co bądź potwora. Ale to tylko zabawa. Jest zbiorowa scena taneczna i piękna, jakby z jakiegoś disneyowskiego hitu, pieśń Znachorki.

Przy całej umowności teatru żadna ze scen nie razi sztucznością, zaś Elf wcale nie musi unosić się nad ziemią. W tej opowieści ważne, że twardo dzierży łuk w dłoni. Wrażenie podróży "tam i z powrotem" Grzegorz Suski uzyskuje wykorzystując teatralne foyer, zaplecze sceny, po którym co i rusz aktorzy muszą się przemieszczać, by podtrzymać wrażenie zmiany planu, scenografii czy nawet punktu widzenia - z obserwatora w uczestnika wydarzeń. Z mądrymi nauczycielami dla młodzieży może być to doskonałą lekcją nauki rozumienia teatralnej wyobraźni.

No i wreszcie sam Hobbit. Marek Cichucki przyodziany w buty udające za wielkie stopy, z odpowiednich rozmiarów uszami i bokobrodami kojarzy się z filmowym wizerunkiem tego wytworu tolkienowskiej wyobraźni i w tej roli sprawdza się wybornie. Kpi ze swojej postaci, chce właściwie tylko świętego spokoju, choć da się wciągnąć w przygodę, niczym Franek Dolas w II wojnę światową. I też w tej historii nie wszyscy przeżyją, a i o triumfie trudno mówić.

Czy jest to zatem zapowiadana przez reżysera opowieść o przyjaźni? Może raczej o potrzebie współpracy w obliczu zagrożenia. Kto takie historie wywodzące się ze świata fantasy lubi, nie będzie żałował. To familijna rozrywka na dobrym poziomie.

Najbliższe spektakle weekendowe dopiero w czerwcu.



Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
1 czerwca 2019
Spektakle
Hobbit
Portrety
Grzegorz Suski