Home staging

Proszę Państwa, 13 grudnia 2018 roku skończył się w Polsce postdramatyzm! Miła niespodzianka na zamknięcie roku. Choć tak naprawdę, to się spodziewałem. Postdramatyzm się kończy, no bo kiedyś w końcu musiał, odkąd się zaciął jak płyta w supermarkecie i odkąd zaczął własny ogon zjadać: stał się jak odkurzacz, który swoją próżnią zasysa wszystko z podłogi. Nie ma szacunku dla gównojadów!

"SYLWESTER!!! Płonące ognie, paluszki, balonik i słone orzeszki. Konfetti. Cekin. Girls, grill, rożen i let's happy, let's made in Pekin" (Dorota Masłowska, "Paw królowej"). Strzelają korki w winach musujących, strzelają tuby z błyszczącymi farfoclami, wybuchają fajerwerki - wyobrażam sobie, że na pożegnanie "nowego teatru". Dedykuję sylwestra śmierci teatru postdramatycznego. Jak w filmie "Velvet Goldmine", gdzie urządzają dożynki glam rocka pod tytułem "Death of Glitter". Cieszę się jak Gollum, gdy ucapił wreszcie pierścień. Wreszcie nieumiejętność zbudowania akcji, podania historii, stworzenia świata na scenie - przestanie być super! Już nie będzie rządził chaos. Zmierzch paradygmatu! Posttwórcom jeszcze zejdzie, nim się pokapują, że ich czas przeminął. "Those bitches don't know what hit'em" ("I, Tonya"). Postdramatyzm sam jest sobie winny albo po prostu tak już jest w historii sztuki, że raz jest taki styl, a innym razem nie taki.

Najlepszy spektakl roku zrobił się na koniec roku. Myślałem, że jak już "Pod presją" odpaliło w marcu, tak nic nie doskoczy i nic nie przebije. Miałem nie jechać na premierę do TR-u, bo w grudniu przegiąłem z objazdem po Polsce, ale zobaczyłem wywiad w radiu, bo dziś wywiady się w radiu ogląda. Agnieszka Żulewska i Dobromir Dymecki, aktorzy tego spektaklu, byli dziwnie podkręceni, bardzo się cieszyli, że wkrótce premiera, "najradykalniejsza rzecz, w jakiej zagrałam". Opowiadali, że są tylko dwie sceny, obie w czasie rzeczywistym, wszystko jest realistyczne i powalające.

Nie zmyślali! Spektakl się składa z dwóch nierównych "połów", pierwsza jest trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rośnie. Jeśli pragniecie spojlera i mieć swoje zdanie bez pójścia na spektakl, czytajcie recenzję Mrozka w świętej pamięci "Dwutygodniku". Mrozek chyba nie rozumie, że możliwa jest w teatrze fabuła typu "ręce i nogi", że ktoś może chcieć to obejrzeć i być zaskoczonym.

Wytrawni i półwytrawni wyjadacze teatralni mogą pomyśleć, że ktoś włączył Polsat, bo ATM, gdzie jest grane przedstawienie, to studio telewizyjne, a na scenie mamy żyćko, realizm kuchenny, realizm sypialniany, realizm łazienny. Grają w meblach i grają w dom, urządzają home staging, a tej nazwy używa kobieca głowa rodziny. Na prowincji do dzisiaj spektakle nie w meblach znaczą nowoczesność, a proszę, w Warszawie wracają dekory. Nie tylko scenografia jest zwykła i prosta, lecz także tematy. W "Cząstkach kobiety" istnieją postaci i mają problemy, całkiem zwykłe i realne, do których się można odnieść. Podam przykład z siebie. Jedna z bohaterek przeżywa żałobę, a wszyscy dokoła lepiej wiedzą od niej, jak powinno to wyglądać. Dlaczego jest mało smutna? Dlaczego nie widać? Miałem podobnie. Po śmierci ojca walnąłem jedną robotą i gest był niezrozumiany. Znajoma pisała, bym się nie wygłupiał, bo jaka żałoba, skoro bryluję na Fejsie. Ciężko było jej wyjaśnić, że będąc w żałobie, można być i w czarnej dupie, i się rzucić w kocioł życia.

W "Cząstkach kobiety" jest dosłownie wszystko: rodzenie, umieranie, siedzenie na chacie, branie prysznica i palenie kaczki. "Słychać na klatce wrzaski, odgłosy twardej rywalizacji, laski / jakiejś orgazmy kontra facet, co umiera na raka. Życia panorama. / XXI wiek, technologie, 3D gogle, a ciągle tylko karton-gips ściana / dzieli pranie od umierania, kaszlenie od ruchania, lania się w kranach / wody i psów szczekania po mieszkaniach" ("Inni ludzie" Doroty Masłowskiej, wkrótce premiera w TR-ze). Jest trauma i oczyszczenie. Są sceny horroru, sceny wytchnienia i sceny wizyjne. A wychodzi z tego nie tyle sceniczne smoothie, spektakl wszystkich smaków, ile pokaźna grecka tragedia. Polecam prawicy i lewicy, bo spektakl zahacza o ich ulubioną tematykę reprodukcyjną.

Justyna Wasilewska. Znałem ją jako kosmiczną, lecz zmanierowaną, hipsterską aktorkę, a tu - zaskoczenie. ONA UMI! Umie coś więcej niż robić wrażenie, umie wzruszyć widza, rozbawić i wciągnąć. Umie zagrać tajemnicę. Te wszystkie proste, a jakże skomplikowane skillsy aktorskie ma opanowane. TR Warszawa, gniazdo lansu i glamouru, idzie o krok dalej, w swą erę posthipsta.

Monika Frajczyk, aka Fraja, gra dobrze położną, w starym sensie słowa "dobrze", to jest tak realistycznie, że na scenie jest położną. Dobromir Dymecki w roli Skandynawa mówi z "północnym" akcentem. Takie numery uchodzą w serialach, ale już nie tylko, jak widać! Piszę to aprobatywnie. Magdalena Kuta, gdy zostaje sama, kładzie się na sofie i przykrywa kocem. A nam leci z oczu - oceany łez!

Kim jest Mundruczó, reżyser spektaklu, czytaj Mundruco? Mundruczó jest geniusz z Węgier. Kim jesteś? Jesteś geniuszem.



Maciej Stroiński
Przekrój online
8 stycznia 2019
Spektakle
Cząstki kobiety
Teatry
TR Warszawa