Hotel widmo. Teatr widmo.

W samym centrum Wałbrzycha stoi hotel „Sudety" .Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od wielu lat jest nieczynny i straszy tylko swoją komunistyczną bryłą niczym Pałac Kultury i Nauki w Warszawie.

Wypatroszony od dawna z gości, jego kikut mógłby wysnuć jednak niejedną opowieść z czasów świetności. I tak też z jego wnętrza zaczyna płynąć opowieść o minionych czasach , Polsce retro w spektaklu Piotra Ratajczaka „ Wałbrzych. Utopia 2.039."

Bohaterzy niczym marionetki, sterowane ręką Moderatora ( demoniczny Rafał Kosowski) przesuwają się po scenie, wygłaszając swoje monologi – wspomnienia z pobytu w mieście czarnych hałd. Nie są te wspomnienia ckliwe, ciepłe, przeciwnie gorzkie i ciężkie, podkreślające siermiężność tamtych, powojennych lat. Jest rozpustna kelnerka ( ekspresyjna i szalona Rozalia Mierzicka), francuski emigrant, górnik o odmiennej orientacji, marzący o stworzeniu wielkiej opery na terenie kopalni ( świetny Michał Kosela) , właścicielka kawiarni o arystokratycznych korzeniach ( wyniosła Irena Wójcik), Niemiec, notoryczny donosiciel na rozmaite instytucje ( niespokojny Ryszard Węgrzyn) , zrezygnowana, przybyła ze wsi do „wielkiego" miasta, matka siedmiorga dzieci ( Karolina Krawiec). Wśród opowiadanych przez nich historii nie brakuje ponurych o wypadku tramwaju i masakrze ciał, choć nie potrafią dogadać się w kwestiach szczegółowych. Ten spektakl to kpina z ludzkiej pamięci, jej relatywizmu i deformacji w czasie. Przełomem niewesołych historii staje się postać warszawskiego cwaniaka, przeflancowana na ziemie zachodnie czyli szalony i przedsiębiorczy pan Bronek ( rewelacyjny Czesław Skwarek).

Akurat w Wałbrzychu powstał cud komunistycznej architektury, wysoki i modernistyczny hotel Sudety. To właśnie „Sudety" i pan Bronek wnoszą do spektaklu pozytywny fement, a w negatywną i pełną frustracji opowieść przybyszów nadzieję na odmianę losów miasta. Hotel oznaczał prosperitę, obecność vipów w mieście, artystów, na przykład Bogdana Łazuki. Pan Bronek wszystko wie, wszystko załatwi, w końcu awansował z konika na głównego bramkarza w drzwiach hotelu. Każde miasto ma takiego zwykłego bohatera, miejską legendę żywiącą się ochłapami pamięci. Spektakl ma taką właśnie sinusoidę, powoli wznosi się do góry, w punkcie kulminacyjnym czyli w historii Bronka bohaterowie przeżywają katharsis, budzą się z letargu i zaczynają robić szalone rzeczy, które paradoksalnie ich ratują. Matka – Polka ucieka od nudnego inżyniera, górnik ucieka do Francji, stają okoniem wobec własnego przeznaczenia. Jednak Moderator nie zapewnia im spokojnej i błogiej egzystencji, uruchamia mechanizm resetu pamięci, tak by pogrążyli się w nieświadomości i pozbyli ciężaru przyszłości. Sam symbolicznie znika, by zamanifestować negację istnienia. „Utopia. 2.139." zasługuję na uwagę stopieniem dwóch światów, pozornego realizmu i fantastycznej przyszłości, którą łączy istnienie tych samych, zagubionych i pełnych lęku ludzi. Reżyser podkreśla jakby, że „ciężar", który dźwigają staje się kamieniem u szyi miasta, pociągającym je ciągle na dno. To powinno być przedmiotem dyskusji, czy historia staje się ratunkiem czy raczej niechcianym brzemieniem. Obok społecznej wymowy przedstawienie wzbudziło też we mnie obawy o przyszłość tzw. teatru stand up- owego, w którym postacie wygłaszają głównie swoje monologi bez wejścia w interakcję. Czy ta formuła nie staje się już czasem też kikutem jak hotel „Sudety", wydrążonym w środku, bez treści i nużącym. Widzimy jej efekciarską, monumentalną skorupę, ale wewnątrz nic nie działa, wszystko wymaga remontu czy też raczej wyburzenia i zbudowania od nowa.

Tak więc „Utopia. 2.139" jest według mnie spektaklem autotematycznym, pretekstem do szerszej dyskusji o przyszłości teatru współczesnego w Polsce.



Justyna Nawrocka
Dziennik Teatralny Wałbrzych
28 maja 2016
Portrety
Piotr Ratajczak