Humor Fredry a sprawa polska

Chociaż gdzieś w tle pobrzmiewa troska o Polskę i krytyka naszych przywar narodowych, spektakl Teatru Wybrzeże "Damy i Huzary albo Play Fredro" reżyser poprowadził w kierunku dość banalnej, ale zgrabnej i lekkiej komedii, w satyrycznym, stereotypowym ujęciu portretujący kobiety i mężczyzn. Premiera odbyła się w Parku Kulturowym Faktoria - Scenie Letniej Teatru Wybrzeże w Pruszczu Gdańskim. Spektakl grany będzie na Dużej Scenie.

"Damy i huzary" Aleksandra Fredry to jedna z jego licznych sztuk obyczajowych, w których autor wyśmiewa napuszone pustosłowie, slogany i frazesy, jakimi chętnie posługują się jego bohaterowie. Ich deklaracje nie mają przeważnie oparcia w czynach. Na przykładzie gry towarzyskiej i zalotów damsko-męskich autor obnaża obłudę, zakłamanie i małostkowość Polaków, w których kieruje przenikliwe, choć niezbyt ostre ostrze swojej satyry. Bohaterowie Fredry wcześniej czy później reflektują się, przyznają do błędu, starają się zadośćuczynić wyrządzone krzywdy lub godzą się z faktycznym porządkiem rzeczy. I wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

W spektaklu Teatru Wybrzeże humor Fredry podkreślać ma kreślona grubą kreską groteska (widoczna szczególnie podczas scen z udziałem kobiet, na przykład wydających wspólnie dziwaczne dźwięki przypominające jodłowanie) oraz w efektownych kostiumach (zasługa Magdaleny Gajewskiej) każdej z pięciu bohaterek.

Siostry Majora - Pani Orgonowa, Pani Dyndalska i Panna Aniela - paradują w pełnych koloru kostiumach z kwietnym motywem, służąca Józia w rockowej stylizacji, a przeznaczona do zamążpójścia za kilkadziesiąt lat starszego wuja córka Orgonowej Zosia została ubrana jak do pierwszej komunii. Kolorystycznie przeciwstawiono im huzarów - Rotmistrz, Rembo i Porucznik noszą żołnierskie spodnie i buty do białych koszul, lub (jak Porucznik) paradują z gołym torsem. Wyróżnia się na tym tle dwójka kluczowych męskich bohaterów - Major, w szpitalnej koszuli i stabilizatorze na kolanie i plastikowym widelcem w ręce, przypomina raczej pacjenta ze szpitalnej sali niż gospodarza majątku, a Stary Huzar w kostiumie napoleońskim to alter ego Majora i mara przeszłości, symbol zrywu powstańczego, ułudy wolności pod skrzydłami Napoleona Bonaparte, okupionej śmiercią, o czym przekonuje rana na jego czole.

Nieprzypadkowo w tytule spektaklu znalazł się człon "play Fredro". Bardzo ciekawy kolaż tekstów przygotował dramaturg Michał Kurkowski. Chociaż na scenie obserwujemy skróconą i pozbawioną tylko wątków pobocznych sztukę "Damy i huzary", z nieco mniejszą liczbą bohaterów (jedna Józia zamiast trzech służek Orgonowej - Józi, Fruzi i Zuzi, choć niektóre ich kwestie wypowiada także Zosia, a Rembo i Grzegorz stali się po prostu Grzegorzem Rembo), to w tekście aż roi się od aluzji i dodatków z innych utworów Fredry. Zacytowano dłuższe fragmenty "Zemsty", "Męża i żony" oraz "Ślubów panieńskich", z tych ostatnich m.in. dowcipnie zapożyczono męską przysięgę, brzmiącą tutaj "Przyrzekam uroczyście na mężczyzny stałość niewzruszoną, nigdy nie być mężem, nie wiązać się z żoną". Jednak tekstów i wierszy Fredry znajdziemy tu całe mnóstwo. Wśród nich m.in. "Co tu kłopotu!", "Pan Jowialski", "Dożywocie", "Odludek", "Rozum", "Jakoś to będzie", w wątkach nawiązujących do ojczyzny odnaleźć można m.in. "Przekleństwo" czy "Ojczyznę naszą" Fredry czy "Patryotę" Kazimierza Przerwy-Tetmajera, a we frywolnych komentarzach Józi i Starego Huzara pobrzmiewają "Sztuka obłapiania" czy "Piczomira, królowa Branlomanii".

Scenografia Magdaleny Gajewskiej podkreśla myśl, by sztukę Fredry w pewnej mierze wyjąć z ram lekkiej komedii - całość odbywa się w gołych białych ścianach, w głębi znajduje się (częściowo nieobecny w wersji premierowej na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim) fragment salonu dworku ziemskiego, z ozdobną szafą, stanowiącą wejście i wyjście dla bohaterów sztuki. Operacja ta, której pacjentem jest Major grany przez Roberta Ninkiewicza, niestety się nie udaje. Uniemożliwia to drażniąca, skupiona na niepotrzebnych niekiedy zadaniach aktorskich reżyseria Adama Orzechowskiego.

Aktorzy nie dostają tutaj szansy na stworzenie bohaterów. To emblematy, wypowiadające poszczególne kwestie pionki na szachownicy Orzechowskiego, które reżyser ustawia nieraz w sposób niezbyt fortunny (scena dominy Dyndalskiej z Majorem). Jedynie pojedyncze sceny (jak rozmowa ubranej w sztandar legionowy Anieli z Rotmistrzem) utrzymują napięcie między dowcipem Fredry a pomysłem Orzechowskiego, by mówić przede wszystkim o Polsce. Przesadnie oczywista scena ciągnięcia sztandaru w różne strony już takiej konfrontacji nie wytrzymuje.

Wszyscy aktorzy swoje zadania wypełniają bez zarzutu. Wyróżnić należy Agatę Woźnicką, która dźwiga rolę Zosi - lalki z wystawy sklepowej, którą matka usiłuje przehandlować z korzyścią dla siebie. Woźnicka nie wpada przy tym w banał ani manierę. Swoją fizycznością i wykonaniem "Wrecking Ball" Miles Cyrus wyróżnia się Marcin Miodek w roli Porucznika. Uwagę dzięki charakteryzacji przyciąga Stary Huzar Michała Jarosa. Pozostali, włącznie z Robertem Ninkiewiczem w roli Majora, nie mają przestrzeni do budowli zapadającej w pamięć roli.

Adam Orzechowski nie idzie wbrew Fredrze również w finale, jednak wcześniej wprowadza epilog wątku patriotycznego, budując gorzką alegorię naszej ojczyzny i nie szczędząc widzom krytycznego obrazu Polaka, z którego drwił również Fredro z właściwą sobie czułością. Zaproponowany przez Orzechowskiego "teatr w teatrze" ma swoją siłę rażenia, chociaż w tkance sztuki Fredry pozostaje ciałem obcym. Pomimo to "Damy i Huzary albo Play Fredro" to przede wszystkim lekka i przyjemna komedia, w sam raz na letni wieczór, której patriotyczno-narodowe tło to atrakcyjny, ale mało istotny dodatek.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
17 sierpnia 2018
Portrety
Adam Orzechowski