I jak tu współczuć Klarze?
Prapremiera spektaklu według powieści popularnej aktorki.To już specjalizacja Teatru Horzycy. Po "Plaży", "Ślubuję ci miłość", "Ich czworgu", a ostatnio "O miłości" dostajemy kolejny spektakl o rozpadzie międzyludzkich - ze szczególnym uwzględnieniem małżeńskich więzi.
"Klara" według powieści Izy Kuny miała być przedstawieniem o jednej z licznej dziś rzeszy singielek, które wszak nie są tym samym co niegdysiejsze stare panny. Bo ich stan cywilny to świadoma decyzja, bo spełniają się w absorbującej pracy i w pasjach. Albo może tak tylko mówią... Czy Klara powiedziała nam coś więcej o nich? Nie, nie dostaliśmy żadnej diagnozy ani choć trochę pogłębionego portretu bohaterki, ale po prostu parę śmiesz-nie-smutnych obrazków, pokazujących, jak ciężko być tą trzecią.
Klara nie ma męża ani dzieci, za to ma już swoje lata i Aleksa, męża innej kobiety. Nie może dogadać się z matką, bo ta robi córce wymówki o życie z żonatym. Ale związku z (chyba wolnym?) Niemcem, który raz wpadł Klarze w oko, nie zaakceptuje. O swym kochanku Klara myśli obsesyjnie i choruje z zazdrości o żonę. A przez to ciągle pije alkohol. Dowiadujemy się jeszcze, że jej przyjaciółka miała kolejnego faceta, który ja okłamał, że ulubiona ciocia Marynia zmarła, że kochanek przyniósł Klarze kota, że Klara całe dnie potrafi spędzać na próbie utopienia się w wannie... I że gdy Aleks miał zawał, cierpiała, bo nie mogła go odwiedzać w szpitalu, jako że czuwała przy nim jego żona.
A dlaczego Klara jest taka nieszczęśliwa? Bo kocha nieodpowiedniego faceta, a kłopoty ze stworzeniem związku ma pewnie z powodu doświadczeń z dzieciństwa - ojciec odszedł od matki, a matka jest niezbyt mądra. I tyle. Niewiele i nic szczególnego.
Mimo miałkości tekstu przedstawienie nie nuży. Ale to już praca realizatorów, od adaptatorki powieści zaczynając. Małgorzata Sikorska-Miszczuk napisała zgrabny sceniczny tekst. Przydała całej sytuacji absurdalnego humoru. Ożywiła ściany, które co rusz stają się sądem nad żoną Aleksa (za to, że istnieje). Uczłowieczyła kota (typowego towarzysza życia singla). Dżina z lampy (kupionej na targu staroci pewnie od Aladyna) przedstawiła jako gadającą butelkę dżinu (no tak, cudowny pomocnik pijaczki). Ożywiła krzesło i stół. Ten ostatni to jednocześnie nieszczęsny czterdziestoletni gej, który ma kłopot z ujawnieniem swych preferencji rodzicom: ojcu Tadeuszowi i matce Teresie (imiona znaczące).
Wiele rozwiązań scenicznych jest pomysłowych i zabawnych: każdą wizytę matki poprzedza projekcja wideo oka w judaszu drzwi, aktorzy wykorzystując loże prosceniowe wcielają się w rzeźby, ciocia Marynia przed śmiercią zjawia się z urną pod pachą. Scenografia i kostiumy autorstwa Mirka Kaczmarka mogą się podobać. Tak jak gra większości aktorów, zwłaszcza tych, którzy wątło zarysowanym postaciom potrafią nadać nieco prawdy i tragizmu - jak Anna Magalska-Milczarczyk (znów, po "O miłości", w roli zdradzanej żony), Tomasz Mycan i jako stół-gej i Paweł Kowalski jako I żałosny, tchórzliwy egoista Aleks. Szkoda, że ta ekipa realizatorów nie zabrała się za inną książkę.
Mirosława Kruczkiewicz
Nowości
8 grudnia 2012