I w tym cały jest ambaras, czyli bitwa niekoniecznie pod Grunwaldem

„Pomoc domowa" wystawiana przez Bagatelę to lekka i przyjemna, a przy tym pełna humoru, kontynuacja „Boeinga, boeinga – odlotowych narzeczonych". Obie sztuki grane na deskach scen Bagateli wyreżyserowane zostały przez Pawła Piterę. Obie też zapewniają doskonałą rozrywkę, dzięki świetnemu zmysłowi humoru zarówno tłumacza tekstu (Bartosz Wierzbięta) jak i aktorów biorących w nich udział.

Centralną postacią farsy rozgrywającej się przed widzem jest Nadia fenomenalnie wykreowana przez Annę Rokitę. To jej postać spaja obie sztuki Marca Camolettiego, które poza tym stanowią zupełnie odrębne całości. Można je zatem traktować jak powiązane ze sobą historie bądź jako osobne i samodzielne widowiska. Ona też właściwie prowadzi akcję i rozdaje karty udzielając rad swoim pracodawcom, a przy tym sama doskonale się bawi i zyskuje dodatkowe środki finansowe na własne potrzeby.

Właściwie klasyczna w swej istocie komedia pomyłek jest doskonałą i pełną humoru rozrywką nie wymagającą komentarza. Fabuła jest prosta i sprowadza się do zdrady małżeńskiej głównych postaci Norberta (Michał Kościuk) i Olgi (Karolina Chapko). Dobrze dobrane i świetnie ustawione społecznie i ekonomicznie małżeństwo nie potrafi jednak odnaleźć równowagi emocjonalnej w związku. Małżonkowie szukają więc spełnienia w romansach. Nadia zaś, po przejściach związanych z życiem u poprzedniego pracodawcy marzy o spokojnej egzystencji pomocy domowej. Szybko jednak okazuje się, jak złudne są to nadzieje. Norbert chcąc spędzić w domu noc z Mają (alias Pszczółka – Kamila Pieńkos) pod pretekstem własnego wyjazdu na delegację do Szczecina w celu odnalezienia namiotowych śledzi, wysyła żonę do rodziców. Problem jednak w tym, że żona plan ma podobny. Korzystając – jak sądzi – z pustego lokum, wraca z dworca z Markiem (Maurycy Popiel). Okazuje się, że w domu jest Nadia, która dzięki zabiegowi drenażu kieszeni i hojnej ręce Norberta miała wyjechać pod... Grunwald. Korzystając z wyjazdu państwa postanowiła jednak zostać i spędzić czas sam na sam z zwartością ich barku. I od momentu, w którym okazuje się, że w mieszkaniu jest pięcioro ludzi, z których ani jednego nie powinno tutaj być zabawa zaczyna się na całego.

Oczywiście przez ponad półtorej godziny bawią Się – i to świetnie – głównie widzowie. Sztuka oparta na dialogu i sztuce słowa, dowcipie sytuacyjnym i językowym jest doskonałym materiałem dla wszelkich przejęzyczeń, dwuznaczności i znaczących pomyłek, raz po raz wywołujących na widowni salwy śmiechu. Niemniej jednak, bez zaangażowania i zabawy sztuką samych aktorów, efekt widowiska niebyły ani w połowie tak dobry jak jest. Warto tu jeszcze wspomnieć o profesjonalizmie zespołu aktorskiego i perfekcyjnie dobranych do roli kostiumach świetnie zgranych z osobowością scenicznych postaci. Wspominałam już, że centrum prezentowanego świata zajmuje Nadia.

Anna Rokita jest w tej roli fenomenalna. Z naturalną swobodą, nutą sarkazmu i dystansem zarówno do siebie jak i sytuacji, w których bierze udział, prezentuje nie tylko całą gamę emocji ('ja zaraz zwariuję') i zachowań (dyskrecja, jako cecha konstytutywna pomocy domowej), ale jednocześnie uczy i kieruje ruchem postaci na scenie, w sposób, by tak rzec, naturalnie elastyczny. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że przy tym świetnie bawi i się, i widownię. Pozostali aktorzy salonowej rozgrywki są zaś tak naturalnie perfekcyjni w bezkolizyjnym mijaniu się na scenie, bez którego komiczny efekt przedstawienia spaliły na panewce, że wypada im tylko pozazdrościć i pogratulować profesjonalizmu.



Iwona Pięta
Dziennik Teatralny Kraków
6 maja 2017
Spektakle
Pomoc domowa
Portrety
Paweł Pitera