Ideologiczne zawłaszczanie Hioba

Mamy dziś do czynienia z zawłaszczaniem przestrzeni życia religijnego przez środowiska liberalne, neolewicowe i ich pochodne. Owo zawłaszczanie wiąże się ze zideologizowaną, najczęściej kłamliwą interpretacją zjawisk życia religijnego i postaci Kościoła. Zwłaszcza Kościoła katolickiego.

Ewidentnym przykładem jest tu osoba Ojca Świętego Franciszka, którego wypowiedzi często są w mediach kłamliwie przeinterpretowywane, odpowiednio do zapotrzebowania ideologicznego. Z owym mechanizmem interpretowania dzieł, zjawisk, postaci z pozycji stricte ideologicznych nierzadko też spotykamy się w teatrze. Na przykład ostatnio w warszawskim Teatrze Narodowym w związku z premierą spektaklu "Milczenie o Hiobie" w reżyserii Piotra Cieplaka.

Jednowymiarowy bohater

Hiob - jak wskazują bibliści - choć w odróżnieniu od innych bohaterów Starego Testamentu nie jest postacią w pełni historyczną, to jednak egzystencjalny i transcendentalny wymiar prawdy, którą jest jego skarga do Boga, sprawia, że to właśnie w jego cierpieniu człowiek po dziś dzień odnajduje swój własny ból egzystencjalny. Wydawałoby się, że Teatr Narodowy w Warszawie jest idealnym miejscem na inscenizację opowieści o Hiobie. Odpowiednim miejscem na pewno jest, tyle tylko, że to, co zostało na tej scenie zaprezentowane, jest odległe od prawdy o Hiobie biblijnym. Albo inaczej: jest inscenizacją wynikającą z reinterpretacji podporządkowanej pewnej ideologii, powiedziałabym - zawłaszczającej treści i wymowę dzieła wyłącznie z punktu widzenia Izraela, mówienia o holokauście Żydów podczas II wojny światowej, a także o współczesnym antysemityzmie, w tym - koniecznie - polskim.

Aby w tym duchu zinterpretować opowieść o Hiobie, czyli uwypukleniu nieszczęścia holokaustu Żydów i oskarżenia o antysemityzm Polaków, Piotr Cieplak tendencyjnie dobrał literaturę, której fragmenty wykorzystał w spektaklu. To m.in. wywiad z Andrzejem Stasiukiem "Bo przecież Jezus był Polakiem" zamieszczony w "Gazecie Wyborczej", tekst z "Tygodnika Powszechnego" "Dziennik z Bunkra Miła 34", wywiad z Markiem Edelmanem (kreowanym tu niemal na proroka) i inne. To próba presji moralnej. Zamieszczony w programie do spektaklu esej autorstwa Pawła Śpiewaka odpowiednio ukierunkowuje widza. Zresztą, nazwisko Pawła Śpiewaka pojawia się także w scenariuszu. W jednej ze scen aktorka Monika Dryl w trakcie spektaklu wprost zwraca się do autora eseju. Lepszej reklamy nie trzeba.

Oczywiście, narracji chrześcijańskiej w interpretacji biblijnej postaci Hioba zupełnie nie wzięto tu pod uwagę. Tak więc można powiedzieć, że wymiar losu Hiobowego został tu zawężony i poddany sprytnej manipulacji. Przy takim założeniu nie mogło zabraknąć metafor dotyczących polskiego patriotyzmu i wiary katolickiej, naszej tożsamości narodowej, religijnej, kulturowej, oczywiście podanej w tonacji szyderczej z gruba ciosanej, jak choćby rzucone niby mimochodem słowa: lecą biało-czerwone czarne orły. Czy też ironiczne: "Matka Boska była Polką, Królową Polski, Jezus był Polakiem", albo karykaturalnie strawestowane słowa wiersza Norwida "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie" itd.

Artystyczna porażka

O warstwie artystycznej spektaklu lepiej nie wspominać. Nawrzucanie do jednego worka rozmaitości spowodowało bełkot. Na przykład, jaką funkcję ma tu do spełnienia postać grana przez Zbigniewa Zamachowskiego z uporem maniaka wracającego do kwestii bociana, a potem czapli, która nie boi się stać na jednej nodze. No chyba, że głównym zadaniem aktora było opowiedzenie zagadki: "Co to jest, duże, okrągłe i nienawidzi Żydów? Ziemia, kula ziemska" - woła z rozbawieniem Zamachowski. A Tomasz Sapryk? Czy ktokolwiek zrozumiał, co aktor wykrzykiwał z tak silną nadekspresją i w takim tempie, że do publiczności docierał jedynie zlepek niezrozumiałych słów?

Jak się ten cały bełkot ma do biblijnego Hioba? Przypomnijmy, że Księga Hioba ze Starego Testamentu opowiada o nieszczęściach, jakich doświadcza jej bohater. Żyjący w dobrobycie "sprawiedliwy przed Bogiem i ludźmi", jeden z najwybitniejszych mężów swojej epoki, człowiek szanowany przez wszystkich, szczery, wielbiący i kochający Boga nagle z dnia na dzień popada w niełaskę u Pana. Dlaczego? Ano, szatan nie może znieść oddania się Hioba całym sobą Panu Bogu. Nalega, by Stwórca oddał mu Hioba. Twierdzi, że jego miłość do Boga jest interesowna, bo wielbi on Pana, gdyż wiedzie mu się w życiu znakomicie. Jest człowiekiem szczęśliwym, cieszącym się dobrym zdrowiem, ma rodzinę, żonę, synów, córki, liczne stada bydła, owiec, duże pola, dom, wysoką pozycję społeczną, a więc wszystko, czego potrzeba, aby czuć się w pełni dowartościowanym. Wszystko to otrzymał od Boga. Ale gdy zostanie mu to odebrane, czy nadal będzie wielbił Pana? Bóg pozwala szatanowi poddać sprawiedliwego Hioba straszliwej próbie. Spadają więc nań plagi. Nic nie zostaje mu oszczędzone. Traci zdrowie, staje się nędzarzem, giną jego dzieci, żona nie solidaryzuje się z nim, przyjaciele i znajomi opuszczają go, wszak zsyłane na Hioba nieszczęścia świadczą - według nich - o jego grzechach.

To opowieść o człowieku, który nie zawinił, a ponosi karę. I choć buntuje się, bo niewypowiedzianie cierpi, jednak nie odchodzi od Boga, nie traci wiary, wciąż jest wierny Panu. A kiedy żona nastawia go przeciwko Stwórcy, Hiob powiada: "Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie chcemy?". Wierność Bogu zostaje nagrodzona, Pan przywraca mu zdrowie, majątek, dzieci i pozwala w dobrym zdrowiu dożyć stu czterdziestu lat. Szatan kolejny raz przegrywa z Bogiem, ale nie znaczy to, że nie będzie kusił. Taka jest jego natura.

Przykład Hioba skłania do pytań ponadczasowych i ponadgeograficznych: czy cierpienie ma sens? Czy każde cierpienie ma sens? Czy cierpienie a priori wpisane jest w życie ludzkie? A te pytania z kolei rodzą następne, i następne, i następne.

Przedstawienie Piotra Cieplaka poza Prologiem i Epilogiem w wykonaniu Cezarego Kosińskiego jako narratora, a także poza efektowną sceną przemówienia Boga do Hioba podczas wichrowej burzy - jest chaotyczne, nieuporządkowane myślowo, wypełnione scenami niepotrzebnymi i niemającymi żadnego logicznego związku ze sobą, jak na przykład niemiłosierna dłużyzna o zwierzątkach, przy tym fatalnie zagrana: dlaczego tak dobra aktorka, Dominika Kluźniak, wygłupia się, że nie wspomnę już o pozostałych wykonawcach. Co ma wspólnego z Hiobem pełzanie aktorów po podłodze, podskakiwanie, wrzeszczenie? Co ma oznaczać stwierdzenie Jerzego Łapińskiego, że miał kota, a teraz nie ma? No i jak się ma do całości wokal, który prezentuje na scenie Wiktoria Gorodeckaja? Albo, dlaczego Karol Pocheć w pewnym momencie staje na głowie? Czy to ma być krytyczna aluzja do ponowoczesnego teatru? Jeśli tak, to przede wszystkim do tego właśnie spektaklu.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
4 listopada 2013
Spektakle
Milczenie o Hiobie