Inwazja z Marsa

Weronika Szczawińska opisane przez Wellsa w 1897 r. starcie cywilizacji ziemskiej i marsjańskiej zamknęła w wiktoriańskim saloniku, gdzie popołudniowa herbatka pod wpływem kolejnych informacji zamienia się w seans strachu i opowieść o końcu pewnego świata.

Konwenanse, gorsety, nakazane zwyczajem gesty i słowa zmieniają się w partyturę ruchowo-dźwiękową, podkreślającą skostnienie świata opisanych przez Wellsa brytyjskich elit. Ich bezradność wobec najazdu z Kosmosu podszyta jest wyrzutami sumienia i zrozumieniem - przez dekady bez pardonu kolonizowali inne kultury, teraz sami ulegają kolonizacji.

Cały spektakl może być odczytywany jako aluzja do dzisiejszej sytuacji czy poczucia polskich elit najechanych przez obcą cywilizację z planety, nazwijmy ją, Dobra Zmiana. Najważniejszym punktem spektaklu jest monolog bohaterki granej przez Nataszę Aleksandrowach, z wizją oporu - zejściem do podziemi (to często używana metafora przez ludzi teatru pozbawianych przez władze swoich scen, działa już przecież Teatr Polski - w podziemiu). W tym schronie dla ludzkości jednak miejsce znajdzie się znów jedynie dla elity: jednostek silnych i inteligentnych, zdolnych przechować wiedzę i rozwinąć ją oraz urodzić kolejne pokolenia nowych nadludzi. Zakończenie tej może mało wyszukanej satyry społecznej jest tyleż zaskakujące, co ironiczne.



Aneta Kyzioł
Polityka
30 listopada 2017