Iskra ruchu, czyli Judyta Triumfująca

Vivaldi chciał stworzyć oratorium - formę statyczną, i stworzył je, lecz... bardzo żwawe. Warstwa muzyczna dzieła aż tchnie ruchem, szczególnie pod batutą Hugo Reyne, gościnnie dyrygującego w Operze Kameralnej. Ten paradoks zręcznie wykorzystała Maria Sartova w swojej inscenizacji.

Choreograf Emil Wesołowski tak pokierował śpiewakami i tancerzami, że całość inscenizacji stała się niezwykle dynamiczna, i trudno mi ją sobie teraz bez tego ruchu wyobrazić.

Reżyserka Maria Sartova umieściła akcję „Judyty" w realiach Holocaustu. Osobiście nie lubię wpasowywania tego tematu wszędzie tam, gdzie się da. I tutaj mam wrażenie, że nie do końca pasuje on do narracji. W libretto Casettiego jest owszem wojna, oprawca i ofiara, ale co w tym kontekście symbolizuje Judyta odcinająca głowę Holefernesowi? Ten zgrzyt z początku mi wadził. Inscenizacja Marii Sartovej ma jednak tyle zalet, że dysonans z czasem zszedł w moich oczach na dalszy plan.

Jedną z takich zalet, być może największą, jest obsada. Ja miałam okazję obejrzeć wersję inscenizacji ze świetną grupą solistów: Weroniką Rabek, Kamilem Pekala, Sylwią Stępień, Joanną Radziszewską i Jadwigą Postrożną.

Kamilowi Pękale udało się zniuansować oblicze Holofernesa - brutala o czułym sercu. Pękala bez przerysowania tworzy mężczyznę butnego lecz wrażliwego, brutalnego lecz kochającego.

Uwadze nie uszły świetne, energiczne partie Zespołu Wokalnego Warszawskiej Opery Kameralnej pod kierownictwem Krzysztofa Kusiela-Moroza, w tym np. „Arma, caedes vindictae, furores".

Sylwia Stępień zachwyciła w roli Vagausa. Nadała postaci wyrazistości połączonej z niezaprzeczalnym seksapilem. Szczególnie zapadło mi w pamięci jej wykonanie „Armatae face, et anguibus", które nuciłam jeszcze pięć dni po premierze.

Na korzyść śpiewaczki zadziałał strój, dla mnie najbardziej udany ze wszystkich, jakie kostiumografka Anna Chadaj zaprojektowała do „Judyty". Naramiennik zbudowany z materiałowych „łusek" sugeruje agresję postaci, a spływająca z przeciwległego barku szarfa podkreśla drapieżny chód. Do tego kostium zwyczajnie pasuje do smukłej sylwetki Sylwii Stępień.

Zarówno strój Vagausa, jak i żołnierzy Anna Chadaj „pochlapała" farbą, co dało bardzo ciekawy efekt zabrudzonej, choć przy tym estetycznej tkaniny. Chadaj postanowiła też „przekręcić" linie na pasiastych ubraniach żydowskich więźniów z pionu w poziom - zabieg prosty, a intrygujący.

Zaskoczyło mnie też niezwykle pomysłowe użycie luster weneckich - żywe obrazy zmieniają się przy każdym podświetleniu wielkich zwierciadeł, za którymi się kryją... Dodajmy jeszcze do tego użycie ludzkiego ciała jako elementu scenografii, a otrzymamy hipnotyzującą wizję Damiana Styrny.

Z jego aranżacjami dobrze współgrają animacje Eliasza Styrny - w większosci ascetyczne, nadają całości nastrój zimowej nocy, pogłębiają niepokój.

Maria Sartova odniosła swoją inscenizacją triumf. Dużą część zasług trzeba przy tym oddać wspaniałym solistom i Zespołowi Wokalnemu Warszawskiej Opery Kameralnej. Reżyserce chwała za to „rozniecenie" iskry utworu Vivaldiego który, wzbogacony o akcję sceniczną, na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej zabłysnął niezwykłym blaskiem.



Klaudia Kaźmierczak
Dziennik Teatralny Warszawa
12 października 2023
Portrety
Maria Sartova