"Ja" przez Lupę widziane

Atmosfera przed premierą najnowszego spektaklu Lupy była gorąca już parę miesięcy temu. Interesująco jawiła się wizja współpracy reprezentantów dwóch pokoleń: twórcy legendarnego ,,Kalkwerku" i Doroty Masłowskiej. Zaciekawienie budził tytuł roboczy: "X-peryment". Krótko przed pierwszą odsłoną gruchnęła wiadomość o zerwaniu kontaktów reżysera i pisarki. Wrocławskie przedstawienie ostatecznie zostało zaprezentowane jako ,,Poczekalnia.0"

"0" w nazwie może oznaczać punkt wyjścia. Impuls, od którego tworzy się "powstająca materia" (z zapowiedzi spektaklu). Taka jest sytuacja sceniczna: grupa osób w poczekalni na dworcu jest tam jakby z przypadku. Skąd się tam wzięli – nie wiadomo. Kogo tam nie ma? Wypalone małżeństwo państwa Hubertów, studenci szkoły teatralnej, dziennikarka, młody mężczyzna – wszyscy wracali pociągiem z Oświęcimia. Wysiedli na dalekiej stacji. Nie wiadomo właściwie, dlaczego. Całości obrazu dopełniają tajemniczy Alfa i Beta – dwaj podglądacze, którzy początkowo biernie komentują zaistniałą rzeczywistość, w końcu stają się jej częścią.

Grupę obcych sobie ludzi od razu naznacza wzajemna agresja. Dziennikarka Falaczi (wielka rola Ewy Skibińskiej), niespełniona aktorka, atakuje studentów pytaniami o powody wyprawy do Oświęcimia, po czym zagaduje o ich sprawy intymne. Rozczarowani sytuacją i koniecznością czekania młodzi topią jej słowa w morzu obelg, zwracając się w końcu przeciwko sobie. Państwo Hubertowie toczą wojnę pretensji i frustracji narosłych po latach małżeństwa. Marcin (pochodzący z Oświęcimia), przewodnik po muzeum obozowym, jest pełny żalu po dzieciństwie w cieniu kominów i opowieści o ludobójstwie. Kulminacją tych spięć staje się postawienie wszystkich pod ścianą przez rozwścieczonego pana Huberta (najlepsza w spektaklu rola Wojciecha Ziemiańskiego), grożącego ,,współlokatorom” poczekalni pistoletem. Ostatecznie nikt nie ginie, nie zostaje nawet ranny. Przyjeżdża pociąg. Wszyscy, prócz Alfy i Bety, wybiegają ze sceny.

To, co spowodowało największe kontrowersje, to forma spektaklu. Czas toczy się tu w skali 1:1. Powoduje to, w połączeniu z długimi, wieloznacznymi dialogami, znużenie i zmęczenie dla oglądających. Taki efekt zdaje się jednak też panować wśród aktorów. Lupa bawi się utartymi schematami. Dwa ekrany nad sceną potęgują efekt zamieszania, krążenia wokół granic między teatralnością a rzeczywistością. Jednocześnie stwarzają wrażenie psychologicznej pornografii, scenicznej lupy albo nawet… zwierciadła.

Poczekalnia może być czyśćcem – w tym jednak nie ma jednoznacznej obietnicy nieba albo piekła. Czas realny w przedstawieniu pokazuje, że ,,Poczekalnia.0” nie jest opowieścią, domkniętą i z określoną ideą, ale dzieje się TERAZ – nie znamy dalekosiężnych skutków spotkania się bohaterów przedstawienia. Wątek Oświęcimia sugerowałby postawienie jakiejś tezy o istocie człowieczeństwa – tu jednak jest chaos. Trudno o zbiorową refleksję i ludzką solidarność, gdy język i komunikacja już na poziomie podstawowym stają się elementami destrukcji, nie kreacji.

Banałem byłoby stwierdzenie, że spektakl jest o niczym. ,,Poczekalnia.0” daje nam poszlaki, z których to widz ma dążyć do złożenia swojego obrazu. ,,Powstająca materia” tego niedoszłego ,,X-perymentu” to właśnie to, co dzieje się między ludźmi, co stać się może, co się rozwija, jak w Gombrowiczowskim ,,kościele międzyludzkim”. Teatralność wykracza poza teatr, pozostając w naszych głowach. Widzowie, będąc współuczestnikami tego swoistego seansu Lupy, dostają narzędzia do stworzenia nowej narracji – bez tego, zdaje się mówić reżyser, nie będzie możliwości przejścia do kreatywnej dyskusji, a następnie – do realnej ucieczki z niepokojącej poczekalni opuszczonego dworca.



Szymon Spichalski
Teatr dla Was
19 września 2011
Spektakle
Poczekalnia.0