Jak piasek w maszynie

"Wassa Żeleznowa" to spektakl pod wieloma względami wyjątkowy. Sam dramat powstawał długo - Gorki pisał go trzy razy wciąż nie będąc zadowolonym z rezultatów. To debiut reżyserski Waldemara Raźniaka - dużym wyróżnieniem dla młodego artysty jest fakt, że jego przedstawienie zainaugurowało działalność powstałego w danym kinie Ochota Och-Teatru, drugiej sceny Teatru Polonia. Wassę Żeleznową zagrała Krystyna Janda, która od dawna marzyła o tej roli.

Spektakl wyróżnia się na tle pozostałych przedstawień prezentowanych podczas XVI Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, stając się ważnym punktem w dyskusji na temat estetyki współczesnego teatru, która towarzyszy Festiwalowi. Krystyna Janda na spotkaniu z widzami powiedziała, że jest to przykład przedstawienia, w którym dominuje realizm sceniczny, nie ma ukrywania się za czymś, aktor nie ma możliwości zasłonięcia się parodią, żartem, cytatem - elementami nagminnie wykorzystywanymi przez współczesny teatr. W toczącym się w niespiesznym tempie przedstawieniu, jakim jest pozbawiona wszelkich kontekstów politycznych „Wassa Żeleznowa” Raźniaka, aktor (a za jego pośrednictwem widz) stoi sam na sam z ludzkim dramatem, który trzeba bardzo umiejętnie zagrać. Historia rodziny, w której ojciec okazał się pedofilem i sadystą, matką morderczynią, a dzieci jednostkami nieprzystosowanymi do życia w społeczeństwie to ogromne wyzwanie, szczególnie dla bardzo młodych aktorów, którzy dominują w obsadzie. Trzeba wykreować bohaterów o wyjątkowo tragicznych życiorysach bez popadania w melodramatyczną przesadę oraz wytrzymać powolny rytm spektaklu, który sprawia, że każde słowo zapada w pamięć, długo wybrzmiewając na scenie i w głowach widzów. Zdecydowanie się na taką formę jest we współczesnym teatrze rzadkie i ryzykowne, jednak - co widać po reakcjach publiczności - potrzebne.

Wassa (Krystyna Janda) twardą ręką trzyma cały dom, terroryzując dzieci i służbę. Szczególną troską otacza wnuczka Kolę, który ma zostać dziedzicem całego majątku Żeleznowów. Nie wahała się odebrać dziecko matce (swojej synowej) i otruć własnego męża, kiedy dowiedziała się, że Żeleznow (Jerzy Trela) jest pedofilem. Dla rodziny jest w stanie zrobić wszystko - bez wahania zabija męża (który regularnie ją bił, a kiedy była w ciąży kopał ją w brzuch przez co dzieci rodziły się martwe lub upośledzone) by ochronić najbliższych przed hańbą i nie dopuścić do procesu, podczas którego światło dzienne ujrzałyby obrzydliwe postępki Żeleznowa. By zatrzeć ślady zbrodni kobieta przekupuje prokuratora i pali zdjęcia małoletnich ofiar zboczeńca. Doświadczona przez los Wassa nie wie, co to współczucie - po śmierci męża każe przestać płacić zatrudnionym w ich przedsiębiorstwie ludziom, bo „litość w interesach to jak piasek w maszynie”. Metodycznie dąży do swego celu wzbudzając powszechną nienawiść. Po śmierci jej ciało zostanie oplute przez służącą, a całe otoczenie Wassy rzuci się w pogoń do sejfu i szuflad biurka w celu zniszczenia weksli i kradzieży pieniędzy, które zgromadziła pani domu. Ostatnia scena, w której widząc martwą matronę każdy z bohaterów energicznie przystępuje do realizacji swoich celów - niejednokrotnie przez lata wstrzymywanych przez Wassę - świadczy o tym, jak charyzmatyczną osobowość i wielką władzę nad ludźmi miała zmarła.

Publiczność znajduje się po dwóch stronach sceny, naprzeciwko siebie - w takich warunkach spektakl grany jest w Och-Teatrze w Warszawie, gdzie ten układ widowni jest stałym elementem przestrzennym, wymuszonym przez warunki zewnętrze (nad budynkiem Och-Teatru pieczę sprawuje konserwator zabytków, więc nie było możliwości budowy klasycznej sceny pudełkowej z kulisami, publiczność na stałe została rozmieszczona po obu stronach wąskiego pasa sceny). Bohaterowie ubrani są w stroje charakterystyczne dla bogatych mieszkańców XIX-wiecznej Rosji, scenografia także zbudowana została zgodnie z zasadami realizmu. Wielkie dębowe biurko, okrągły stół, stojąca lampa z żółtym abażurem oraz sofa - każdy z mebli symbolizuje inne pomieszczenie w domu Żeleznowów, stając się odpowiednikiem gabinetu Wassy, salonu, w którym przyjmowani są goście, czy jadalni, gdzie przy stole toczą się rodzinne rozmowy. Olbrzymie wrażenie robi muzyka Zbigniewa Preisnera - rozbrzmiewając w przerwach między scenami wprowadza trochę poezji do przepełnionego prozą życia bohaterów.

Aktorzy grali skomplikowane role w bardzo trudnych warunkach - podczas festiwalowego przedstawienia wystąpiły poważne problemy z dźwiękiem, które doprowadziły rozgoryczoną publiczność do radykalnych reakcji (po serii bezowocnych szeptów któryś z widzów wstał i krzyknął: „Nic nie słychać!”), co znacznie poprawiło jakość odbioru przedstawienia. Widzowie byli zdenerwowani już podczas wchodzenia na salę, ponieważ długo przetrzymywano ich w teatralnym foyer by na kilka minut przed rozpoczęciem przedstawienia wpuścić przybyłych na widownię, na którą można się było dostać dwoma bardzo wąskimi przejściami, co spowodowało powstanie kolejek i wprowadziło element podenerwowania. Samo przedstawienie spotkało się jednak z dobrym przyjęciem, co znalazło odzwierciedlenie we frekwencji podczas pospektaklowego spotkania. Na szczególne uznanie zasłużył Jerzy Trela, który pojawia się na scenie jedynie na chwilę, jednak jego Żeleznowa nie sposób zapomnieć. Bijący Wassę grubym sznurem, chodzący w bardzo charakterystyczny sposób okrutnik budzi wstręt i obrzydzenie. Na spotkaniu z widzami aktor przyznał, że nie boi się epizodów, a krótki czas przebywania na scenie sprawia, że podchodzi do budowania roli z większym pietyzmem. Tak było i tym razem, dlatego przedstawienie Waldemara Raźniaka sprawiło, że półmetek konkursowych zmagań okazał się ciekawym punktem Festiwalu.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
22 marca 2010
Spektakle
Wassa Żeleznowa