Jak przetrwać bez pieska?

Co znajdziemy w wieloletnim związku, odartym z rytuałów i konwenansów, w których domownicy przez lata czuli się komfortowo? Zniknięcie tytułowego "Psiunia" pozwala przyjrzeć się małżeństwu w kryzysie, z którego jedynym wyjściem wydaje się... odszukanie psa. Spektakl Centrum Kultury w Gdyni jest rzetelnie przygotowaną, słodko-gorzką tragikomedią, w której refleksja skutecznie wypiera śmiech.

Sztuka napisana przez Agns i Daniela Besse przenosi widzów "Psiunia" do mieszkania Aleksa i Zoe - małżeństwa czterdziestolatków z kilkunastoletnim stażem. W ich uporządkowane życie, składające się obowiązków zawodowych i domowych (czyli przede wszystkim opieki nad psem), wkrada się chaos, bo niespodziewanie pies ucieka swojemu właścicielowi podczas spaceru. To zdarzenie, poparte sporą dawką absurdalnego humoru, w postaci dociekań powodów takiego zachowania domowego pupila, pozwala przyjrzeć się ludziom, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać, co więcej - wydaje się, że praktycznie się nie znają. W ten z pozoru błahy dramat małżeński wkracza też bez większych oporów przyjaciel domu - Adam, burząc doszczętnie iluzję ładu i porządku jego domowników.

Nieobecny tytułowy psiunio generuje konflikty, pozwalające każdemu z bohaterów przedstawić swoją postać w wielu odcieniach. Sztuka daje więc trójce aktorów spore pole do popisu. W spektaklu Centrum Kultury w Gdyni najlepiej wypada Adam Tomasza Sapryka, który rolę przyjaciela Aleksa i Zoe gra także w warszawskiej wersji "Psiunia", wyreżyserowanej przez Grzegorza Chrapkiewicza w 2014 roku. Sapryk dobrze wykorzystuje miejsce na brawurową aktorską szarżę podczas monologu Adama na temat psów, ich zapachu i odrazy, jaką w nim budzą. Jego bohater swoim zachowaniem uruchamia prawdziwą lawinę pretensji i wyrzutów.

Dużo bardziej skomplikowane role mają opiekunowie pieska. Aleks i Zoe to bohaterowie pełni głęboko skrywanych emocji, które przez brak pupila nieoczekiwanie wydobywają się na powierzchnię wraz z szeregiem kompleksów i złośliwości, jakich nie szczędzą sobie sfrustrowani i wytrąceni z równowagi małżonkowie.

W gdyńskim przedstawieniu zdecydowanie lepsze wrażenie od Maksa robi Zoe Marty Kalmus-Jankowskiej, która pozwala swojej bohaterce reagować emocjonalnie i zarazem najbardziej naturalnie z całej trójki. Zoe, podobnie jak jej mąż, skryta jest za maską małżeńskiej poprawności, ale potrafi subtelnie, powoli i bardzo skutecznie doprowadzać Maksa do szału, coraz mocniej go przy tym kastrując.

Maks, grany przez Piotra Jankowskiego, zamknięty jest w szczelnej skorupie własnych wyobrażeń, a przez to najbardziej niedostępny z całej trójki. To żałosny pantoflarz, który dowartościowuje się wyobrażając sobie jak wielkie wrażenie robi na kobietach. Maks jest bohaterem najbardziej złożonym, wewnętrznie stłamszonym i targanym sprzecznymi uczuciami, dla których nie potrafi znaleźć ujścia. Niestety, bohater Jankowskiego to raczej papierowa kukła niż bohater z krwi i kości. Bardziej statystuje pozostałej dwójce niż jest dla nich równorzędnym partnerem.

Spektaklowi Centrum Kultury w Gdyni nie można odmówić konsekwencji, z jaką reżyser Grzegorz Chrapkiewicz prowadzi historię trójki przyjaciół, wytrąconych z naturalnego rytmu przez jedno nieoczekiwane zdarzenie. Jednak dbałość o wydobycie przekazu sztuki jest tak duża, że widzowi pozostaje niewiele miejsca na własne przemyślenia. Reżyser przez błyskotliwie opisany przez państwa Besse dramat egzystencjalny prowadzi wręcz widza za rękę, w obawie by nie zbłądził i nie pogubił się w intrydze, która przecież wcale nie jest trudna do rozszyfrowania.

Skromne i mało wyszukane środki wyrazu (krzyk, ciągłe wchodzenie i wychodzenie oraz trzaskanie drzwiami) tylko potęgują niedosyt. Była okazja do ukazania znacznie bardziej zniuansowanego i wieloznacznego, a przez to dużo ciekawszego obrazu skrywanych na co dzień pretensji, żalów i frustracji, które niebezpiecznie łatwo dojrzewać mogą pod powierzchnią każdej głębokiej relacji. Udało się za to zgrabnie opowiedzieć historię ludzkiej małostkowości i zobrazować zanik komunikacji między bliskimi, wydawałoby się, sobie ludźmi. Dobre i to, chociaż potencjał sztuki dawał szansę na więcej.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
20 września 2016
Spektakle
Psiunio