Jak wtedy, gdy...

"Większość już nie żyje...", mówi Wojciech Plewiński nad twarzami aktorów zastygłymi na tysiącach jego teatralnych fotografii, na prostokątnych śladach, co zostały po 821 albo 822 przedstawieniach, które unieruchomił migawką, poczynając od recytatorskiego seansu na scenie Teatru Rapsodycznego pewnego wieczoru roku 1959. Czyje słowa doskonale podawano wtedy do słuchania? Słowackiego? Mickiewicza? Norwida może? O książce "Plewiński. Na scenie" pisze Paweł Głowacki w miesięczniku Kraków.

Czwartek

Bez mała więc sześćdziesiąt lat łowienia kształtów cudownego udawania na scenach Starego Teatru, Teatru im. Juliusza Słowackiego, Teatru Ludowego i innych. Bez mała sześćdziesiąt lat przyszpilania migawką kawałków iluzji tak, jak subtelni entomolodzy na amen przyszpilają znakomite ćmy w gablotach. Bez mała sześćdziesiąt lat... A dziś - na dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin Wojciecha Plewińskiego, ale też, i chyba z bezwiedną ironią, na początek nowego sezonu teatralnego w Krakowie - z tysięcy ciem krakowskie Muzeum Fotografii wybrało ponad sto pięćdziesiąt i stworzyło z nich przedmiot niebywały. Fotograficzny album gigantycznych rozmiarów, w twardych okładkach, gruby niecodziennie - prawie trzysta pięćdziesiąt kredowych stronic, a karta każda jest niczym giętka blacha. Księgę Plewiński. Na scenie, która z daleka przywodzi na myśl majestatyczną szafę gdańską, od lat nieotwieraną, w której na półkach i wieszakach trwają nieruchomo stare, bezbłędnie skrojone szaty, zupełnie nie dla naszych czasów teatralnych. Jak, na przykład, szata tej prostokątnej ćmy z roku 1964, tego zdobiącego okładkę zdjęcia z wyreżyserowanej przez Józefa Szajnę w Teatrze Ludowym "Śmierci na gruszy" Witolda Wandurskiego. W tle - trzy jasne, rozmyte postacie w bujanych fotelach. Z przodu - Anna Lutosławska jako Śmierć. Piękna Pani, rzekłby może Tadeusz Kantor, cytując siebie z seansu "Nigdy tu już nie powrócę". Piękna Pani o białych włosach, w lśniących niczym smoła trzewikach i przylegającej do ciała cienkiej, głębokiej czerni. Nad błyszczącymi na piersi koralami Śmierć, przy której żyć się zachciewa bardzo, uśmiecha się do trzymanej w czarnej dłoni blisko swojej jasnej twarzy... Co to jest? Biały kamień? Czaszka? Niech będzie oceaniczna muszla. Śmierć uśmiecha się łagodnie do słabych, dalekich głosów, do wciąż jeszcze błąkającego się w korytarzach muszli echa niegdysiejszych gestów i słów, echa, co zostało po ludziach, których być może już nie ma. I to jest w istocie metafora całej księgi. Spróbować usłyszeć, czego już nie słychać, spróbować dostrzec niegdysiejszy ruch, dziś już niemożliwy do powtórzenia. To jest zasada patrzenia na każdy z ponad stu pięćdziesięciu starych teatralnych prostokątów księgi.

Piątek

Tak, stare są to fotografie. Lecz też każda jest też nowa, odnowiona, na świeżo zobaczona tym samym i zarazem odmienionym okiem. Gdy umieszczone w księdze zdjęcia Plewiński robił - inna, archaiczna technika panowała. Później nastała i trwa technika komputerowa, elektroniczna, cyfrowa, cała ta graficzna finezja bitów, czy czego tam, która pozwala wyłuskać z dowolnego kadru walory niebywałe. I właśnie takie cudeńka wyłuskał ze staroci składających się na księgę. "Teraz, skanując negatyw i odwracając na pozytyw w komputerze, czyszczę go i ustawiam kontrasty, które na papierze bardzo słabo wychodziły", powiada Plewiński w rozmowie z Joanną Targoń w prologu księgi. I dodaje zdania o drugim życiu starych zdjęć, o czymś na podobieństwo przebudzenia ze snu długiego. "Podwójne życie właściwie wszystkiego! Jestem szczęśliwym człowiekiem - przedłuża mi to życie, jestem przydatny w tym drugim, cyfrowym zapisie. Jeszcze raz to robię, nawet to ponownie przeżywam. Przypominam sobie sytuacje, ludzi. Większość już nie żyje...". Rzeczywiście - nie. Wystarczy przekartkować sto pięćdziesiąt prostokątów, pełnych twarzy gdzie indziej już nie do zobaczenia. Wiktor Sadecki, Jerzy Binczycki, Ewa Lassek, Lidia Zamkow, Leszek Herdegen, Marek Walczewski, Jerzy Nowak, Jacek Chmielnik, Juliusz Grabowski, Jerzy Grałek, Jerzy Grzegorzewski, Konrad Swinarski, Jerzy Jarocki, Andrzej Wajda... Jak wielu jeszcze?

Publikacja współfinansowana ze środków Gminy Miejskiej Kraków.
Publikacja współfinansowana przez Instytut Teatralny w ramach Konkursu Fotografii Teatralnej.



Paweł Głowacki
Dziennik Kraków
5 listopada 2018