Jak zareaguje autor?

- Zdarzało nam się wielokrotnie siadywać z panem Arturem Liskowackim przy kawie i dyskutować. O Szczecinie... Tak, przyznaję, to temat nas obu interesujący. Może nawet fascynujący - mówi Adam Opatowicz, dyrektor Teatru Polskiego w Szczecinie, reżyser spektaklu "Podwieczorek u Łazarza" wg sztuki Artura Daniela Liskowackiego.

I podczas tych rozmów narodził się pomysł sztuki i wystawienia jej właśnie przez pana w Teatrze Polskim?

- W pewnym sensie tak. Obaj, pan Artur i ja, jesteśmy zgodni, że Loewe był jednym z najwybitniejszych szczecinian. Był postacią niezwykłą, pozostawił po sobie ogromny dorobek, nie tylko, choć przede wszystkim, kompozytorski. Może nie był kompozytorem na miarę Bacha...

Ale zasłużył sobie na przydomek "Schuberta Północy".

- Tak, tak go nazywano.

Komponował muzykę na przykład do poezji Adama Mickiewicza.

- No właśnie! I to bardzo ciekawą, rzekłbym - trafioną. W dodatku do oryginalnych, polskich wersji, a nie do niemieckich tłumaczeń. Byłem szczerze zaskoczony, kiedy się o tym dowiedziałem... To kolejny przykład niebagatelnego talentu. Tego "mickiewiczowskiego" wątku jednak w sztuce nie ma.

Dla ADL-a Loewe zawsze był postacią ważną.

- Powtarzam - nic w tym dziwnego. Carl Loewe był wyjątkowy, lecz trudno nie odnieść wrażenia, że cały czas pozostaje w Szczecinie niedoceniony. Dlatego uznaliśmy, że warto spróbować...

O czym jest "Podwieczorek?

- Nie chcę za dużo zdradzać, gdyż sądzę, że autor sztuki nie miał intencji wyjawiania przesadnej ilości szczegółów przed premierą. Mogę powiedzieć tyle: "Podwieczorek" jest gorzką sztuką, opowiada o tym momencie w życiu Loewego, kiedy po czterdziestu latach musi wyjechać ze Szczecina. Zderza się z murem niechęci, obojętności.

Czyli czeka nas smutny wieczór w Polskim?

- Ha! Wie pani, u Liskowackiego opowieści nigdy nie układają się w jednej linii emocjonalnej. On potrafi niuansować, zmieniać nastroje, i nawet w najtrudniejszym temacie znajdzie miejsce na błysk humoru.

W pana dorobku "Podwieczorek u Łazarza" jest już trzecią realizacją teatralną poświęconą Szczecinowi, ale Liskowacki jako dramaturg w tematyce szczecińskiej debiutuje. Kiedy pierwszy raz przeczytał pan jego sztukę o Loewem, uznał pan: "to jest to!", czy też spodziewał się innego ujęcia?

- Dla mnie tekst - dobry tekst sztuki - zawsze stanowi dopiero punkt wyjścia. Potem jest długa, ciekawa droga do efektu końcowego, czyli spektaklu.

Autor się wtrącał, przychodził na próby, wiedział lepiej?

- Nie! Poza pierwszą próbą czytaną, w której uczestniczył - nie zjawił się u nas ani razu. Dał nam wolną rękę. Sam jestem ciekawy, jak zareaguje w sobotę.

- Ja też! Dziękuję za rozmowę.



Berenika Lemańczyk
Kurier Szczeciński
9 czerwca 2015
Portrety
Adam Opatowicz