Jak zrozumieć tego, kto milczy, choć czuje?

W Zabrzu trwa XVI Ogólnopolski Festiwal Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona". Choć regulamin dopuszcza sztuki zagranicznych autorów, festiwal zdominowali Polacy. Życie w naszym kraju to wciąż świetna pożywka dla dramatu!

Ideą przewodnią Ogólnopolskiego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona" jest możliwie różnorodny obraz świata, w jakim przyszło nam żyć. A ten świat to nie tylko wielkie spory polityczne czy dylematy egzystencjalne. To i codzienne, pozornie małe dramaty, częstokroć ważniejsze dla pojedynczego człowieka niż symboliczne "koło historii".

Organizatorzy zabrzańskiego konkursu o tej prawdzie nie zapomnieli. W repertuarze festiwalu znalazły się również przedstawienia opowiadające o problemach, przytłaczających nas w czterech ścianach własnego domu czy małej grupie społecznej. Do takich należy niewątpliwie sztuka "Ciało moje" Marka Pruchniewskiego, w reżyserii Marka Pasiecznego, w wykonaniu gospodarzy przeglądu - Teatru Nowego w Zabrzu. To kameralna opowieść o dialogu, rozmijającym się w przestrzeni wspólnego życia. Można ją rozumieć wprost, jako dramat zrozpaczonej rodziny i całkowicie sparaliżowanej (choć świadomej) matki, ale można też czytać jako metaforę zwycięstwa miłości nad chorobą.

Także spektakl autorski Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak pt. "Gdy przyjdzie sen" [na zdjęciu] z Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze dotyka problemu niezrozumienia i wykluczenia, choć punktem wyjścia jest tu warstwa obyczajowa. Obraz wsi, wrogo osaczającej żyjącą "nie po Bożemu" główną bohaterkę, ma w sobie coś z moralitetu i coś z ludowej ballady, także poprzez nietypową oprawę muzyczną.

O współczesności można zresztą opowiadać w rozmaitych konwencjach. Warszawski Teatr Ekipa robi to w autoironicznym, choć momentami bolesnym (dla widzów też), parakabarecie pt. "Czekając na Otella". Oto na scenie staje dwóch aktorów, urodzonych i wykształconych w Polsce, z których jeden jest w połowie Algierczykiem, drugi w połowie Etiopczykiem. Gdy skończyli studia, polski teatr miał im do zaproponowania właściwie tylko jedną rolę - Otella. Ale i tak jej prawdopodobnie nie dostaną; casting pewnie wygra "pełny" Polak. Więc panowie zakładają własną scenę i grać będą Szekspirowskiego bohatera na zmianę, bo jak mówią, "dwóch Mulatów to w sumie jeden czarnoskóry". Spektakl jest miejscami naprawdę zabawny, ale konkluzja po ostatnich ukłonach - bardziej niż gorzka.



Henryka Wach Malicka
Polska Dziennik Zachodni
21 października 2016