Jaka miąższość!
Wczorajsza premiera "Nieobecnych" oparta na tekstach Jonasza Kofty to w pewnym sensie majstersztyk. Ponad godzinę na scenie pozornie niewiele się dzieje, a za to w nas ogrom przeżyć. No bo skąd by się wzięła pełna napięcia cisza na widowni? No bo skąd tak dawno nie słyszane oklaski przy otwartej kurtynie?Monotonny rytm życia kamienicy. Miłość, zdrada i podlewane kwiatki. I w tym pospolitym otoczeniu wieczne szukanie miłości, wieczne pytanie o miłość. Dobrze zagrane i świetnie zaśpiewane. Janek Mierzyński i Marzenka Wieczorek głos mają i wiedzą jak go używać. Po prostu umieją śpiewać. A Bartosz Bandura nic nie mówi, a poetą jest. Tak ci to zagrał! Precyzja pracy reżysera Dariusza Lewandowskiego niebywała. Rytm poruszających się aktorów i rytm układów i zmian elementów scenografii idealnie ze sobą współgrają. Nie ma żadnego niezamierzonego dysonansu. A dysonansów w spektaklu pełno. Wszystkie zamierzone, wszystkie budują dramaturgię. Właściwie przez cały spektakl widz czeka na dysonans, na zadrę w tym pospolitym świecie. I dostaje tę zadrę. Tylko nigdy wtedy, gdy jej oczekuje. Scenografia. Pracę magisterską można by o niej napisać. Pozornie prosta, ale tak naprawdę bardzo skomplikowana w obsłudze. Wymaga zgrania i profesjonalizmu. Ale przecież najważniejsze jak ją widz przyjmuje. Dla widza dekoracja na scenie - to obraz. Scena jest jak namalowana. Kompozycyjnie z dokładnością młodego, mającego jeszcze akademickie ciągoty malarza. Jak coś się w tym pełnym spokoju obrazie "waliło" to światłem się to coś wyprostowało. Zresztą kolorystyka całości perfekcyjnie dopracowana. Zielone elementy w kostiumach aktorskich - niezbędne. Jak pieprz i sól do potrawy. A przecież mogło ich nie być. Ale były!!! I była czerwona torba. W prawej, dolnej części obrazu - sceny. Przez cały czas myślałem, że bez niej nie byłoby sztuki. Ona była podpisem. I przez cały czas myślałem czy ona tam "po przemyśleniu", czy "po intuicji". Czy to doświadczenie scenografa, czy jego czucie. I jak zagra. Bo zagrać ta torba musiała. Takie są reguły dramaturgii.
I zagrała. A jak? Nie powiem. Idźcie, zobaczcie. Parę elementów scenografii zaskakujących. Jak krzyk, jak przypomnienie. Całość to realizacja najwyższej próby. Bez bogoojczyźnianych pokrzykiwań, bez miotania się po scenie i rozdrapywania ran. A jaka miąższość!
I gdy się już na dekoracje, na kostiumy napatrzyłem, to pomyślałem sobie o moich starych przyjaciołach, nie żyjących już scenografach. O Małgosi Troutler i Janku Banusze.
"Dobra jest ta młoda para scenografów Agnieszka Kaczyńska i Tomasz Walesiak - co?" Tak im powiedziałem. I przytaknęli mi.
Piotr Steblin-Kamiński
www.echogorzowa.pl
12 marca 2014