Jaki ojciec, taki syn

Łukasz Nowicki przyznaje, że tak naprawdę poznał ojca Jana Nowickiego dopiero kiedy był już dojrzałym człowiekiem. - Na moje osiemnaste urodziny ojciec zorganizował wspaniałe przyjęcie. Zaprosił cygańską orkiestrę, częstował gości wódką, a mnie podarował order Virtuti Militari i papier z napisem "Synu! Walcz!".

Ich nazwiska znane były w filmowym świecie na długo przed ich własnym debiutem. Maciej Stuhr, Łukasz Nowicki, Mateusz Damięcki i Bartosz Opania wciąż porównywani są ze sławnymi ojcami.

Muszą ciężko pracować, by - jak sami mówią - sprostać oczekiwaniom widzów pamiętających wspaniałe kreacje ich ojców. A nazwisko wcale nie ułatwiło im startu w zawodzie aktora. Maciej Stuhr na pytanie, czy : czuje obciążenie z powodu popularności swojego nazwiska, odpowiada ze śmiechem: Faktycznie, nazwisko ciągnie się za mną od urodzenia. Wiele osób jeszcze niedawno myślało, że to moja ksywa artystyczna. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie marzyłem o tym, by pójść w ślady ojca. Zanim jednak poszedłem do szkoły teatralnej, stwierdziłem, że warto zrobić jakieś klasyczne studia i jednocześnie zajmować się mnóstwem innych rzeczy. Nigdy jednak nie miałem wątpliwości, zawsze chciałem być aktorem. Jak ojciec.

Bartosz Opania aktorem został wbrew ojcowskim radom. Już w szkole podstawowej wiedział, jaki zawód chce wykonywać, a decyzję o tym, że będzie aktorem, podjął nieodwołalnie w dniu, gdy wygrał - jak kiedyś ojciec - szkolny konkurs recytatorski: Wystawiłem ojca na ciężką próbę. Niezniechęciły mnie jego przestrogi, że to zawód niemęski, okrutny, niszczący p rywatne życie.

Łukasz Nowicki przyznaje, że tak naprawdę poznał ojca Jana Nowickiego dopiero kiedy był już dojrzałym człowiekiem. - Na moje osiemnaste urodziny ojciec zorganizował wspaniałe przyjęcie. Zaprosił cygańską orkiestrę, częstował gości wódką, a mnie podarował order Virtuti Militari i papier z napisem "Synu! Walcz!". Nigdy nie dawał mi żadnych rad i wskazówek, mówił, że do wszystkiego powinienem dojść sam - wspomina młody Nowicki.

- Dostałem się do Akademii Teatralnej za pierwszym razem, co wywołało lawinę spekulacji - mówi Mateusz Damięcki. - Było wokół mnie dużo gadania: że mam znane nazwisko, że rodzina coś mi załatwiła, że jestem protegowany. A ja mam swoje zasady. Nigdy nie poszedłem i nie pójdę na skróty. W domu nauczono mnie, bym nie był za bardzo pewny siebie, bo na tej pewności mogę się kiedyś przejechać.



Marek Antoniewicz
Głos Pomorza
24 stycznia 2012