Jeden koncert, dwie owacje
Niedzielny "Wielki Koncert Galowy" w Teatrze Muzycznym z co najmniej jednego powodu był wydarzeniem bez precedensu. Po raz pierwszy - a pisuję o tym teatrze już od kilku dziesięcioleci - widziałem owację na stojąco nie tylko po całym koncercie, co zdarza się często, ale także już po jego pierwszej częściAle też trzeba przyznać, że była to owacja jak najbardziej zasłużona. Wszyscy wykonawcy potraktowali koncert tak, jak nakazywała jego określona tytułem ranga (słowo "wielki" wszak zobowiązuje) i choć był to ich ostatni występ przed wakacjami nie zastosowali żadnej taryfy ulgowej. Zaś reakcja publiczności zdawała się jeszcze podkręcać temperaturę i poziom koncertu.
Repertuarowa różnorodność sprawiła, że było z czego wybierać i każdy mógłby wskazać swoich faworytów. Ja też oczywiście mam takie utwory, które szczególnie przypadły mi do gustu. To z pewnością aria "Sempre libera" z "Traviaty", pięknie i nastrojowo wykonana przez Dorotę Laskowiecką. Dalej - rewelacyjna jak zwykle Renata Drozd w dwóch wejściach: najpierw w czardaszu Rozalindy z "Zemsty nietoperza", a później w przepięknej arii z "Giuditty". Wreszcie Katarzyna Sałacińska, która świetnie zaśpiewała arię Dalili z opery "Samson i Dalila". Co chciałbym wyraźnie podkreślić, bowiem mezzosopranistki często bywają mniej eksponowane niźli soprany. Wśród panów zaś na szczególne wyróżnienie zasłużyli: Tomasz Janczak (również reżyser koncertu) za jedną z najpiękniejszych tenorowych arii - "Nessun dorma" z opery "Turandot" oraz Grzegorz Szostak za przywołujące magiczny klimat "Czarodziejskiego fletu" wykonanie arii Sarastra.
Druga, utrzymana w nieco lżejszym charakterze część koncertu zapisała mi się w pamięci zwłaszcza za sprawą "bloku" przebojów z musicalu "Chicago". Tomasz Janczak w songu Billy’ego Flynna i Małgorzata Rapa w songu Roxie podgrzali atmosferę, a artystki chóru (z nową w tym "numerze", świetną Krystyną Górską) dały wręcz popis w "Więziennym tangu". Koniecznie trzeba też odnotować znakomitą baletową scenę z "Thais" w wykonaniu Beaty Kamińskiej i Marcina Marca.
I na koniec jedna uwaga - warto pomyśleć o tym, by niedzielny koncert nie był wydarzeniem jednorazowym i na przykład otworzył następny sezon w Teatrze Muzycznym.
Andrzej Z. Kowalczyk
Kurier Lubelski
24 czerwca 2011