Jedność ciała i umysłu

„Prędkość rzeczy" w wykonaniu Monici Garcia to dzieło niejednorodne, zaskakujące i silnie oddziałujące na zmysły odbiorcy. Tak sugestywnie, że widzom udziela się psychosomatyczny ból wywołany kolejnymi upadkami artystki na twarde podłoże. Hiszpańska propozycja stanowi konglomerat idei filozoficznych, osobistych przemyśleń oraz elementów zaczerpniętych z estetyki brzydoty, czy japońskiego tańca butoh.

Kameralny performans opowiadający o intymnej spowiedzi artystki został wystawiony na scenie katowickiego Teatru Korez, która idealnie spełniła swoją rolę. Publiczność otaczająca z trzech stron pogrążoną w półmroku scenę, na której swoje taneczne solo zaprezentowała światowej sławy hiszpańska tancerka, stała się niemym świadkiem artystycznej konfesji. Spektakl został podzielony na dwie zupełnie odmienne części. O ile pierwsza z nich posiada ustrukturyzowaną fabułę, to druga jest chaotyczna i niezwykle dynamiczna, a przez to gubi gdzieś znaczenia i głębszy sens.

Pierwsze takty spektaklu zdają się przypominać nieco estetykę japońskiego teatru butoh, ponieważ centralne miejsce na scenie zajmuje nagie, niemal nieruchome ciało tancerki. Stopniowo, artystka za pomocą mikroruchów przemawia do widowni w uniwersalnym języku ciała. W pierwszej części performerka pozbywa się ubrania, a jej ciało przypomina jedną z postaci skreślonych pędzlem Hansa Memlinga około roku 1470 uwiecznionych na obrazie „Sąd Ostateczny", bądź Hieronima Boscha. W trakcie spektaklu tancerka odbywa sąd nad sobą. Natomiast w roli sędziego obsadza najbardziej surowego arbitra, jakim dla każdego człowieka jest on sam. Stając przed majestatem władzy sądowniczej nie próbuje niczego ukryć, dlatego też decyduje się na negliż, miast kostiumu, stanowiącego jedynie maskę, rekwizyt pomagający codziennie wchodzić w kolejne role na scenie teatru życia codziennego.

Podczas performansu artystka zmaga się z formą, z własnym jestestwem, z cechującą ją wrażliwością. Natomiast spazmatyczne ruchy, symboliczne gesty wskazują na to, iż publiczna spowiedź stanowi zarazem autoterapię. Ruchy ciała odzwierciedlają procesy myślowe, zatem cielesność stanowi reprezentację tego, co niewidoczne - umysłu. Tymczasem metaliczne odgłosy, powstające w momencie, gdy artystka uderza mocniej o podest, podbudzają wyobraźnię, która wywołuje przed oczyma wyobraźni obserwatora wizję piekielnego dołu, do którego został zrzucony grzesznik. Jedynie spowiedź, namysł nad własnym życiem i żal za grzechy może być wybawieniem z niefortunnej sytuacji. Po odbyciu podroży do wnętrza siebie, bohaterka osiąga względny spokój ducha. Jednakże sytuacja ta jest chwilowa, ponieważ w drugiej części pokazu, następuje rozbicie jedności i wprowadzenie zamętu do poukładanego życia.

„Prędkość rzeczy" reprezentuje teatr tańca, lecz tradycyjnie pojmowanego tańca jest w nim niewiele. To także teatr ruchu, teatr fizyczny. Upadki i uderzanie kończynami ciała o podest wykonany z blachy są tak sugestywne, że widz podświadomie skręca się z bólu, mając ochotę krzyknąć: „czy jest na sali lekarz?", gdyż wydaje się, że performerka nie wyjdzie cało ze spektakularnego pokazu padania. Tancerka igra z własnym ciałem, co przypomina nieco teatr okrucieństwa Artauda. Jednak metaliczne odgłosy po pewnym czasie irytują i dekoncentrują widza, a w połączeniu z nieustannymi upadkami - męczą. Choreografka stara się przemycić w swoim spektaklu wartości oraz idee filozoficzne, lecz forma, jaką wybrała do stworzenia i zakomunikowania przekazu jest zawiła oraz niezbyt przyjemna w odbiorze.

W finale artystka burzy ustalony porządek. Mgła oraz specyficzna reżyseria świateł pozwalają sądzić, iż scena rozgrywa się wyłącznie w wyobraźni, w wewnętrznym świecie performerki, która dotarła do samego jądra swoich problemów. Odbywa swoiste rekolekcje duchowe. Niszcząc platformę, która w pierwszej części spektaklu stanowiła miniaturową scenę, dokonuje dekonstrukcji misternej układanki stworzonej z puzzli życia. Artystka układa z paneli przypominających aluminium wieżę, która osiągając pewną wysokość ulega destrukcji, niczym biblijna Wieża Babel. Czy oznacza to, że sztuka dotarcia do głębi własnego „Ja" jest tak trudna, że niemal niemożliwa? Czy zrozumienie siebie jest nam niedostępne? Finałowa scena stanowi doskonałą egzemplifikację tego, że każdy człowiek posiada niezwykle złożoną osobowość, która jest pełna przeciwieństw. Każda z myśli rodzących się w umyśle istoty ludzkiej zdaje się przemawiać innym językiem, niczym budowniczy wieży opisanej w księdze Rodzaju. Zamęt towarzyszący ostatniej partii spektaklu, symbolizuje nic innego jak brak porozumienia, niemożność zrealizowania podjętych działań.

MONICA GARCIA (HISZPANIA)
PRĘDKOŚĆ RZECZY
teatr tańca



Magdalena Mikrut-Majeranek
Gazeta Festiwalowa
10 czerwca 2014