Jej Macierzyńska Wysokość
Ostatnią prezentacją wrocławskich studentów PWST na XXVII Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi była tragifarsa Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej "Baba-dziwo". Reżyserii spektaklu dyplomowego podjęła się Ewelina Paszke-Lowitzsch. Lekka i przyjemna farsa pokazała nam kilku dobrze zapowiadających się wrocławskich aktorów, na których warto zwrócić uwagę.Najprzyjemniejsza i bardzo dobra w swojej roli była Katarzyna Michalska jako gosposia Ninika w domu państwa Gordonów: Normana (Mikołaj Woubishet) i Petroniki (Klaudia Budziłek). W swoich epizodycznych wejściach pokazała, że można zwrócić na siebie uwagę najmniejszą z ról. Warto wspomnieć również Piotra Zakrzewskiego, który wcielił się w dwie role: Kołopuka Genora i Generalnego Dyrektora radia. Nie pozwolił na pomylenie postaci, obie zagrał charakterystycznie. Ewelina Sliter vel Szreter urzekła widownię w roli Halimy, a Aleksandra Listwan jako bezmyślna baronowa rozbawiała za każdym razem. Szkoda, że wśród tylu postaci Mikołaj Woubishet nie stworzył swojego bohatera wyraziściej. Brakowało charyzmatycznej postawy byłego ministra, który za wszelką cenę chciałby powrócić do władzy.
W spektaklu studenci opowiedzieli nam bardzo humorystyczną i karykaturalną historię o systemie państwa totalitarnego. W scenicznym świecie władze sprawowała Jej Macierzyńska Wysokość (bardzo dobry Jarosław Zawadko), która wymagała od wszystkich poddanych sobie matek, aby wydawały na świat potomstwo. Jeżeli tak się nie działo, jak w przypadku Petroniki, otrzymywała ona upomnienie z urzędu. Wprowadzanie niewyobrażalnych zakazów, dążenie do zawładnięcia wszystkimi i wszystkim, było celem scenicznej dyktatorki. Sama postać bezwzględnej w swoich nakazach władczyni Validy Vrany okazała się bardzo ciekawym wyzwaniem dla Jarosława Zawadko. Grając tak charakterystyczna kobietę udało mu się odejść od zwyczajnej przebieranki. Absurdalne do granic rozsądku wydarzenia, pokazały, że wrocławscy studenci potrafią bawić i poprawnie poprowadzić spektakl.
Realizatorzy pokazali, jak zachowują się jednostki w obliczu dyktatury, jak wiele postaw reprezentują obywatele, którzy są podporządkowani władzy, ale chcieliby coś zmienić. Każdy z ludzi udaje, że dobrze żyje mu się w państwie totalitarnym, czasem zdarzy się, że osoby twardo sprzeciwiające się osiągną sukces i dotrą do zamierzonego celu, jednak szybko znajdzie się następny dyktator i może się okazać, że jest to własny mąż.
Bardzo trudno przedstawić farsę tak, aby samo wykonanie nie było komiczne i nie popaść w banał. Wrocławscy studenci podołali, nawet Valida Vrana zawładnęła na chwilę publicznością, przeraźliwie głośno krzycząc do mikrofonu. Nie był to spektakl doskonały, możliwe, że to wina rodzaju tekstu - trudno dzisiaj porwać publiczność biorąc na warsztat groteskę.
Agata Siuta
Dziennik Teatralny Łódź
23 kwietnia 2009