Jerzy Pilch i inne rozkosze

Po premierze "Wielu demonów" w stołecznej IMCE ten pisarz wyrasta na czołowego polskiego dramaturga.

Kolejny spektakl kulturalnego związku Łodzi z Warszawą stał się kolejnym wydarzeniem dużej rangi. Po nowatorskiej opowieści o Krzysztofie Trzcińskim-Komedzie tym razem na scenach obu miast pojawi się "Wiele demonów" Jerzego Pilcha w reżyserii Mikołaja Grabowskiego.

Powieść nominowana do literackiej nagrody Nike stała się fascynującym scenariuszem, który pod ręką Mikołaja Grabowskiego przemienił się w pełnokrwistą opowieść teatralną. Spektakl ogląda się z s takim zainteresowaniem, z jakim czytało się powieść. Grabowski doskonale potrafił przemieszać w tej historii wątki dramatyzmu, komizmu, a wszystko okrasić szczyptą przewrotnego (luterańskiego?) humoru i odrobiną nostalgii, a nawet sensacji.

Po obejrzeniu "Nart Ojca Świętego" w Teatrze Narodowym, po "Pod mocnym aniołem" w Polonii, "Innych rozkoszach" w krakowskim STU czy podróżującym po Polsce "Dzienniku przebudzenia" można przyznać, że wybitny pisarz wyrasta na interesującego artystę sceny.

"Wiele demonów" - koprodukcja Teatru Nowego w Łodzi i Teatru IMKA - przypomina nieco atmosferą "Nasze miasto" Wildera. W przeciwieństwie do sztuki amerykańskiego dramaturga jest jednak opowieścią dużo bardziej dynamiczną i pojawia się w niej mniej duchów oraz jeden nieboszczyk, zresztą szczelnie zamknięty w trumnie.

Bohaterami jest tu społeczność Sigły, małej miejscowości na Śląsku Cieszyńskim. W miejscowej gwarze jej nazwa oznacza "bagienko". Zamieszkują je rozmaite indywidua, wśród których możemy rozpoznać naszych sąsiadów, ale też i siebie samych. Każdy ma jakąś tajemnicę, tytułowego demona, który go opętał.

W tej opowieści o życiu, śmierci, ludzkich namiętnościach czas płynie niespiesznie, a najbardziej zaskakujące wydarzenia wplatają się w sposób naturalny w rytm codziennych zajęć. Na widowni słychać wybuchy śmiechu, ale też - cytując Pilcha, kibica -ciszę jak po stracie bramki.

Mikołaj Grabowski mistrzowską ręką reżysera potrafi wyłowić z powieści Pilcha zgrabne anegdoty, co daje szansę aktorom na stworzenie pełnokrwistych postaci. Tak jest w przypadku pastora (Piotr Ligienza), organisty (Dariusz Kowalski), żony pastora (Joanna Król). Także postaci granych przez Adama Kupaja, Marcina Kalisza czy Łukasza Gosławskiego.

Na plan pierwszy wysuwa się zdecydowanie Iwona Bielska. Wzmożkowa to kolejna w jej dorobku aktorska kreacja. Trudno zapomnieć jej wdowie żale wypowiadane nad trumną męża, nie chłonąć jej zachwytów na temat syna, w którym zauważyła pierwiastki "geniusza".

Postaci sztuki grają jak w dobrze zestrojonej orkiestrze. Widać to choćby w duecie córek pastora, Oli i Joli (Maria Dejmek i Agnieszka Rosę). Zestawienie luteran z katolikami daje okazję, by przyjrzeć się bliżej postawom człowieka wobec życia i... wobec wieczności. Zestawić rzeczy wielkie z codziennymi potrzebami...

- Zagadki bytu w ciągu życia nie dasz rady rozwiązać, ale kanapkę możesz zjeść zawsze - pociesza się jeden z bohaterów.



Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita
22 maja 2017
Spektakle
Wiele demonów