Jerzy Trela - biografia niezwyczajna

W czwartek pożegnał Jerzy Trela, w asyście pięciu księży oraz wielkiego grona przyjaciół i znajomych, żonę Georgettę, odprowadzając ją do grobu na pięknie położonym cmentarzu w Leńczach, gdzie się urodził i spędził niełatwe dzieciństwo - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Przeżyli od ślubu 50 lat. Pięć dni później w PWST, której był pedagogiem i rektorem, uczestniczył w promocji książki o sobie. Wczoraj w Małopolskim Ogrodzie Sztuki odebrał nagrodę dla najlepszego aktora organizowanego w Katowicach festiwalu Interpretacje, na którym pokazany został najnowszy spektakl z udziałem Jerzego Treli - "Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna?", zrealizowany w tym roku w MOS-ie przez Pawła Miśkiewicza.

Tak oto życie w ciągu ośmiu dni splotło motywy znane z ról tego aktora - od śmierci aż po radość. Po uwznioślenie.

Ról radosnych w artystycznej biografii aktora niewiele. Dominowały tragiczne. Nie darmo pojawił się podczas promocji żart nie żart, iż takimi rolami zmarnował swój wielki talent komediowy. Talent ów - o czym też mówiono - ujawnił jeszcze w Teatrze STU, grając w 1968 r. w nagrodzonym spektaklu "Kobieta-demon". Po latach śmialiśmy się z Treli obsadzonego przez Kutza w roli Majora we Fredrowskich "Damach i huzarach", albo gdy jako kloszard Szajbusek pojawił się w filmie "Zakochany anioł" Artura "Barona" Więcka. Generalnie kino niewiele miało Treli do zaoferowania, a i sam aktor traktował je najczęściej, bynajmniej tego nie kryjąc, jako sposób na zarabianie pieniędzy. "Quo vadis" Kawalerowicza, "Autoportret z kochanką" Piwowarskiego "Śmierć jak kromka chleba" Kutza... A przecież ról tych mrowie.

Zatem dominował teatr. Zagrał na jego deskach 118 ról - licząc od Groteski, poprzez STU, Stary Teatr, Teatr Narodowy. I jeszcze 138 w Teatrze Telewizji. Oczywiście, zdarzały się ledwie sceniczne przemknięcia, ale były i dokonania wpisane na trwałe w dzieje teatru polskiego. Lista ich długa. Od Konrada w "Dziadach" i "Wyzwoleniu" u Swinarskiego, po Stalina obok Łomnickiego u Kutza, i Samuela w "Sędziach" u Grzegorzewskiego, do której to roli wrócił Trela po raz trzeci; grał ją już w 1969 roku, w spektaklu dyplomowym. Pełen wykaz ról, ich opis i rozmaite komentarze, także samego aktora, znajdziemy we wspomnianej książce, którą autorka Beata Guczalska, obecnie dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu w krakowskiej PWST, zatytułowała po prostu "Trela".

I tak po dekadach doczekał się aktor biografii sumującej jego dokonania. Te aktorskie, i te życiowe - w murach PWST. Trafił do niej nie od razu, stąd jako najstarszy student na roku miał ksywkę "Tatuś", wymyśloną przez kolegę, Leszka Piskorza. Po latach został pedagogiem, po czym, w trudnych realiach lat 80. rektorem. Pedagogiem uwielbianym przez studentów, rektorem niezwykle cenionym, który tyle dla uczelni zrobił. Te początki kierowania uczelnią uwiecznia anegdotka. Jan Nowicki do Anny Polony: "Słyszałaś, podobno Trela będzie rektorem?". - "Dlaczego nie, jak się ubierze..." - miała odpowiedzieć wybitna aktorka. Teraz, w książce Guczalskiej, o swym wspaniałym scenicznym partnerze mówi ciepło (choć iskrzyło między nimi nie raz) i przytacza opinię Konrada Swinarskiego: "...to jest taki czysty człowiek". Podobnie wypowiada się Józef Opalski: "Trela jest wspaniałym aktorem i wspaniałym człowiekiem". "W nim jest cnota" - podkreślał ks. prof. Józef Tischner, który dzięki rektorowi Treli dostał etat jako wykładowca PWST.

Znakomicie, że powstała ta rzetelna książka (tym bardziej szkoda, że znalazł się w niej wycinek z "Filmu" z roku 1990, z kłamliwym i dokuczliwym podtytułem), opisująca na 400 stronach jednego z największych polskich aktorów. To zarazem istotny przyczynek do dziejów Starego Teatru w jego najlepszych latach. I podzwonne...



Wacław Krupiński
Dziennik Polski
21 grudnia 2015
Książki
Trela
Portrety
Jerzy Trela