Jest perfekcja, lecz brak ducha

Jacques Lassalle wyreżyserował "Króla Leara", czytając uważnie tekst Szekspira i nie ulegając presji mody na tzw. pisanie dramatu na nowo, z silną i prymitywną aktualizacją na dzisiaj, co niestety obecnie często obserwujemy przy wystawieniach dzieł dramaturga. Szkoda tylko, że reżyser posłużył się tłumaczeniem Stanisława Barańczaka, które nierzadko rozmija się z wiernością wobec litery tekstu oryginalnego, bywa, że zmienia jego wymowę, a nawet stoi w sprzeczności z oryginałem.

W każdym razie mnie ta specyficzna współczesność języka Barańczaka przeszkadza w odbiorze. Głównie dlatego, że banalizuje głębię problemu. Zresztą, Jacques Lassalle w programie do przedstawienia przyznaje, iż przekład ten go nie satysfakcjonuje. Dlaczego więc tak wybrał?

Jest to spektakl z odniesieniami właściwie uniwersalnymi co do miejsca i ponadczasowymi co do czasu akcji. Lear Andrzeja Seweryna jest wprawdzie w pełni perfekcyjnie zagrany, ale pozostawia mnie obojętną na tragizm tej postaci. Owszem, jest to rola ukazująca znakomitą znajomość rzemiosła aktorskiego Andrzeja Seweryna, ale zabrakło mi tu nasycenia Leara duszą, sercem, uczuciami, wnętrzem. I pewnie dlatego końcowa scena spektaklu, w której zrozpaczony Lear wnosi na rękach ciało martwej córki Kordelii (Lidia Sadowa), pozostawia mnie w pewnym dystansie do tego, co dzieje się na scenie i - jako widz - nie jestem w stanie współodczuwać z cierpiącym ojcem jego tragedii. Ponadto nie znajduję uzasadnienia, dlaczego Lear całuje martwą córkę w usta. Budzi to u odbiorcy pewną dwuznaczność.

Dramat ojca

Ewolucja postaci Leara przebiega w trzech etapach. Na każdym z nich dokonuje się pewna zmiana w jego osobowości i co za tym idzie - w postrzeganiu przezeń świata. W pierwszym etapie Lear nie budzi u widza sympatii. Już od samego początku jest pełnym pychy królem i apodyktycznym, egoistycznym, złym ojcem. Postanowił abdykować i królestwo przekazać córkom. Pewnie z wygodnictwa. Zwołuje swoje trzy córki i dwóch zięciów (najmłodsza nie jest jeszcze zamężna) i dzieli królestwo.

Nim jednak to nastąpi, żąda od nich deklaracji, że kochają ojca. Goneryla (Marta Kurzak) i Regana (Anna Cieślak) zapewniają go o swoim oddaniu, ale najmłodsza, Kordelia (Lidia Sadowa), milczy. Nie wierzy w puste słowa sióstr zachłannie nastawionych na otrzymanie majątku. Ona kocha ojca i czynem tego dowiedzie. Ale pełen pychy i egoizmu król wydziedzicza Kordelię i każe jej opuścić kraj. Królestwo dzieli między Gonerylę i Reganę. Jednak życie przynosi mu niespodziankę. Córki zagarnęły majątki, lecz ojca nie chcą u siebie widzieć. To prawda, że jest nieznośny, despotyczny i trudno z nim wytrzymać. Ale dał im królestwo, władzę i niezależność. Wypędzony przez nie wędruje teraz ze swoim błaznem (Jarosław Gajewski w swoim stylu, charakterystycznie prowadzi rolę) jako człowiek bezdomny, aż popada w obłęd. I to jest drugi etap ewolucji postaci Leara, gdzie bohater Szekspira dokonuje całkowitego zwrotu w oglądzie świata. Dokonuje rewizji swoich poglądów, zetknął się wszak z realnym światem, i to nie z pozycji tronu, lecz jako człowiek wyrzucony na margines życia. Przestał być królem, stał się człowiekiem w łachmanach poznającym życie od innej, prawdziwej strony. A przez to staje się widzowi bliższy, bardziej wiarygodny. Tu następuje metamorfoza postaci. Na wpół obłąkany widzi ostrzej.

I w końcu etap trzeci, wielki ból ojca po stracie córki Kordelii, którą bardzo skrzywdził, a która - stając w jego obronie - poniosła śmierć. Lear poznaje najwyższą wartość życia - miłość. Ale jest już za późno. I w tym trzecim etapie postać Leara u Szekspira wybrzmiewa największym ładunkiem dramatyzmu, co powinno sprawić, że widz będzie współodczuwał razem z bohaterem jego los.

Tak więc konstrukcja postaci króla jest złożona i tak aktorsko powinna być prowadzona, by ta przemiana bohatera wpływała na zmianę uczuć widza wobec Leara. Ów proces powinien odbywać się paralelnie. Ale nie zawsze tak się dzieje. Zależy to od sposobu inscenizacji, reżyserskiej wizji dzieła Szekspira i interpretacji aktorskiej. W spektaklu Lassalle'a niestety zabrakło owej siły uczuć, która przebiłaby się na widownię.

Monodram emocji

W warstwie kompozycji przedstawienie jest chwilami zbyt rozwlekłe i celebrowane, co osłabia dramaturgię całości. Choć nie brakuje w owym celebrowaniu scen bardzo pięknych, jak na przykład zrealizowane w estetyce malarskiej przechodzenie wojsk. Scena nie tylko interesująca wizualnie, ale też świetnie budująca klimat. Myślę, że gdyby reżyser nieco "ściągnął" przynajmniej kilka scen, całość zyskałaby na zwartości artystycznej i spektakl otrzymałby niezbędną dynamikę przynajmniej w kilku planach zdarzeń. Parę rzeczy uważam tu za zbędne, na przykład budowę leśnej chaty pod ziemią, która de facto nie pełni jakiejś istotnej roli.

Mam też uwagi co do interpretacji postaci córek. Goneryla i Regana niemal od początku zachowują się przesadnie agresywnie. Zwłaszcza Regana Anny Cieślak, sprawiająca wrażenie osoby opętanej, diabelskiej, wypełnionej chorobliwą agresją, grana jest z tak ogromnym przerysowaniem, że traci wiarygodność i staje się postacią wręcz kabaretową. Także przerysowana w agresywnym zachowaniu jest Goneryla Marty Kurzak. Nawet Kordelia to osoba zimna, oschła, pozbawiona łagodności. Mimo to spośród damskich postaci właśnie Kordelia w wykonaniu Lidii Sadowej jest najbardziej wiarygodnie prowadzona. Rozgrywane zbyt realistycznie niektóre sceny zamiast poczucia tragizmu wywołują wesołość na widowni. Tak jest z horrorystycznym wyłupianiem oczu hrabiemu Gloucesterowi (Jerzy Schejbal) czy zakuciem w dyby posłańca od Leara.

Przedstawienie Jacquesa Lassalle'a w dużej mierze jest właściwie monodramem Andrzeja Seweryna. Mimo iż znajdują się tu inne wątki, jak ten z dramatem postaci hrabiego Gloucestera i jego syna Edgara (Krystian Modzelewski). Jerzy Schejbal w roli Gloucestera, prócz sytuacji z wyłupianiem oczu, ma także poważną scenę o sporej sile emocjonalnej, kiedy oślepiony, dręczony wyrzutami sumienia, iż skrzywdził ukochanego syna, pragnie zakończyć życie.

Mimo uwag przedstawienie "Króla Leara" w reżyserii Lassalle'a jest ważną pozycją. Tym bardziej że reżyser potraktował literę tekstu odpowiedzialnie. I właśnie wprost z tekstu wyprowadził swoją koncepcję inscenizacyjną.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
26 maja 2014
Spektakle
Król Lear