Jestem gotowy

Chcę teatru różnorodnego, ale nienaśladującego mód. Teatru o własnym stylu, charakterze. Odważnego, ale świadomego korzeni. Tylko ten, kto zna tradycję, może się od niej naprawdę odciąć - mówi Andrzej Seweryn, aktor, reżyser, nowy szef Teatru Polskiego w Warszawie

Joanna Derkaczew: Co pan zastał? 

Andrzej Seweryn: W polskim teatrze czy w Teatrze Polskim?

Zacznijmy od Szyfmanowskiej sceny przy ul. Karasia. 

- Teatr Polski, który zastałem, ostatnią premierę na dużej scenie dał we wrześniu 2009 r. Kolejna ma się odbyć w maju. Przyjeżdżam z planami sezonu, w którym premier odbędzie się 10. Chodzi o 10 konkretnych, domówionych z twórcami przedstawień, a nie "ogólne zarysy". Wszystkie premierowe spektakle mają już sprecyzowane daty, reżyserów, scenografów, obsadę. 

Co najpierw? 

- "Końcówka" i "Szczęśliwe dni" w reżyserii Antoniego Libery, z Ignacym Gogolewskim, Olgą Sawicką, Jarosławem Gajewskim i z moim udziałem. Te dramaty - nigdy dotąd niewystawiane razem - będą dla mnie i pracujących przy projekcie artystów osobistym pożegnaniem Zbigniewa Zapasiewicza, po którym przejąłem rolę. Premiera odbędzie się wyjątkowo w poniedziałek, 13 września, w dniu jego urodzin.

Nie mogę też udawać, że ostatnich 30 lat nie spędziłem we Francji. Na dużej scenie pojawi się więc "Cyd". Francuski tekst klasyczny, ale przede wszystkim - podejmujący problem honoru w życiu publicznym. Tym tekstem w reżyserii Ivana Alexandre pragnę "powrócić do ojczyzny". Połączyć to, co najważniejsze dla mnie w obu kulturach. O to mi właśnie chodzi przede wszystkim - łączyć i szukać różnorodności. 

Przygotujemy więc np. widowisko złożone z archaicznych tekstów staropolskich, a obok - aktualne "Pokolenie dżins" białoruskich dysydentów z Wolnego Teatru z Mińska. Wystawimy "Ryszarda III" Szekspira i "Ich czworo" Zapolskiej, autos sacramentales Calderóna i "Bolesława Śmiałego" Wyspiańskiego. "Zwiastowanie" Claudela obok kompozycji z "Tryptyku rzymskiego" Jana Pawła II i "Traktatu teologicznego" Miłosza. Przygotujemy cykl "Listy", czyli lekturę korespondencji, np. między Jaspersem a Arendt, Hofmannsthalem a Straussem, Tuwimem i Lechoniem, Chopinem i George Sand. Zaprosiłem również reżyserów takich jak Lembit Peterson z Estonii, czy Deborah Warner i Dan Jemmett z Wielkiej Brytanii, ale też debiutujących studentów Akademii Teatralnej. 

Praca w Teatrze Polskim nie będzie mogła sprowadzać się do produkcji spektakli. Tę scenę trzeba zbudować od początku. To czarna dziura. Miejsce, o którym mówi się źle albo wcale - niezależnie od poglądów artystycznych i zainteresowań. Co pan zamierza zrobić z zespołem, z fatalną opinią teatru? 

- Są osoby z zespołu, którym dotychczasowe umowy o prace zmieniamy od nowego sezonu na umowy o dzieło. Nowych artystów będę zatrudniał w tym samym trybie. Wprowadzam więc nowe zasady funkcjonowania. Wspomaga mnie w tym procesie obecny dyrektor Marek Szyjko. Powołamy pięcioosobową radę konsultacyjną złożoną z biznesmenów, socjologów, nauczycieli, lekarzy - ludzi spoza środowiska, których wiedza i wrażliwość pozwolą nam zyskać nowy punkt widzenia. Założymy Studium Aktorskie dla absolwentów szkół artystycznych. Co roku 12 osób będzie uczestniczyć w wykładach, warsztatach i produkcji spektakli. Kilkoro z nich zaprosimy potem do stałej współpracy. Poparcie dla tego projektu zadeklarowało już Ministerstwo Kultury. Wiele przedstawień zostanie zrealizowanych jako koprodukcje z innymi ośrodkami. Także z zagranicznymi, bardzo ważnymi z Europy Wschodniej. 

Teatr ruszy też w objazd. Jako scena wojewódzka zacznie wreszcie wywiązywać się ze swoich zobowiązań wobec mieszkańców Mazowsza. Regułą staną się więc tournée. Będziemy jeździć, ale też regularnie zapraszać najlepsze produkcje z całej Polski. 

Powstanie "Miejsce". Miejsce spotkań, ekspresji najróżniejszych stylów i poglądów. Miejsce, do którego studenci Uniwersytetu Warszawskiego będą wpadać nie tylko na spektakl, ale też na kawę, na wieczory poezji, na dyskusje, które zorganizujemy w ramach otwartego forum. 

„Teatr elitarny dla wszystkich”, „teatr nowoczesny z tradycjami”...? 

- Wiem, że te sformułowania brzmią jak ogólniki, a jednak nie zawaham się ich użyć. Chcę teatru różnorodnego, ale nienaśladującego mód. Teatru o własnym stylu, charakterze. Odważnego, ale świadomego korzeni. Tylko ten, kto zna tradycję, może się od niej naprawdę odciąć. 

Tylko ten, kto zrozumie mistrzostwo "Hamleta" w wersji Laurence\'a Oliviera, będzie mógł pójść dalej we własnych pomysłach. Nie będę udawał, że jestem kimś innym, niż jestem, że nie wyrosłem w tradycji chrześcijańskiej, że pewne wartości nie są dla mnie święte i niepodważalne, że w jakiś tajemniczy sposób nie pociąga mnie to, co trudne, nieoczywiste. 

Dobry spektakl to...? 

- ...to spektakl zrobiony porządnie, rzetelnie. Spektakl, który "ma swoją podłogę", w którym słychać, co mówią aktorzy. W którym materiał szóstej kotary w głębi sceny jest najwyższej jakości, jak w filmach Viscontiego. Spektakl, w którym zbiegają się dążenia ludzi poczuwający się do odpowiedzialności za sztukę: oświeconej władzy, artystów, krytyków, widzów. Wiem, że reżyserzy mojego pokolenia narzekają na "upadek warsztatu i wartości". W moim teatrze chciałbym tak diagnozowanej zapaści odpowiadać czynami, faktami, przedstawieniami na najwyższym poziomie. 

Co pan ceni w polskim teatrze? 

- To, że niesie ze sobą powagę. We Francji teatr pozostaje częścią sfery rozrywki - rozrywki najlepiej pojętej, budującej często tożsamość i kulturę, ale jednak rozrywki. Polski teatr ma w swoim etosie walkę. Obronę polskości, wolności, wartości, o które trzeba stale zabiegać. Spory na śmierć i życie. To niezwykłe, że ta siła pozostała w polskim teatrze także po upadku systemu komunistycznego. I choć nie objąłem teatru po to, by przygotować uroczystości rocznicowe, cieszę się, że właśnie na czas mojej dyrekcji, na rok 2013, przypadną obchody stulecia Teatru Polskiego. Będzie to szansa zastanowić się, czym jest Teatr Polski, na czym polega jego wyjątkowość, z czego może być dumny. 

O czym powinno się dziś mówić? 

- Moim zdaniem trzeba realizować najlepszą literaturę światową. Ma ona taką wartość estetyczną i moralną, że nigdy nie przestanie nas wzbogacać, bo klasyka to coś więcej niż współczesność. Rozumiejąc Mrożka, mając za sobą kontakt z Shakespeare\'em, Mannem, Grekami łatwiej opierać się zarówno zbrodniczym ideologiom, jak i postmodernistycznemu nihilizmowi. 

Nie będę robił teatru płasko przenoszącego na scenę "aktualne odniesienia". O sprawach z serwisów informacyjnych najlepiej mówią serwisy informacyjne, gazety, filmy dokumentalne. Proszę jednak pozostawić prawo, by w razie potrzeby robić teatr interwencyjny. Demokracji nie mamy danej na zawsze. Wolność słowa i wolność artystyczna bywają nadal zagrożone, ale co więcej, same stają się narzędziami zniewolenia i manipulacji. Na to wszystko trzeba zwracać uwagę. Tego wszystkiego trzeba strzec. Inteligentnie, ale zdecydowanie. Ja jestem gotowy.



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
30 kwietnia 2010
Portrety
Andrzej Seweryn