Jestem Ślązakiem, Polakiem i Europejczykiem

Rozmowa z Markiem Szołtyskiem- pisarzem i wydawcą specjalizującym się w tematyce śląskiej, autorem ponad 20 książek o Śląsku, ponad 800 felietonów prasowych i radiowych oraz wielu programów telewizyjnych.

Magdalena Loska: Jak to się stało, że zaczął Pan pisać o Śląsku po polsku, ale także o Śląsku po śląsku? Dlaczego Pan się na to zdecydował?

Marek Szołtysek:
Na początku pisałem do niewielkiej gazety, która ukazuje się w Rybniku - do „Gazety Rybnickiej”. Tam mogłem eksperymentować - początkowo pisałem o Śląsku, z czasem zacząłem do tych tekstów wprowadzać cytaty po śląsku. Nadszedł czas świąt Bożego Narodzenia i postanowiłem napisać tekst w całości po śląsku. Zostało to bardzo dobrze odebrane przez czytelników. Od wydawców „Gazety Rybnickiej” dostałem więc propozycję, by pisać teksty po śląsku. Okazji było wiele - m.in. święta Wielkanocne czy odpusty. Gdy zacząłem pisać po śląsku, to zauważyłem, że sprawia mi to pewną trudność, bowiem gwara mówiona jest inna od pisanej. Ludziom jednak podobały się teksty pisane po śląsku, było na nie duże zapotrzebowanie. Chciałem dalej się rozwijać i tak postanowiłem napisać książkę. Pierwotnie nie miała ona opowiadać o Śląsku, gdyż nie znalazłem na tego typu książkę sponsora, a nie miałem pieniędzy, by ją samemu wydać. Po jakimś czasie władze Rybnika zleciły mi napisanie książki o tym mieście. Przy pisaniu jej miałem wiele swobody -książkę realizowałem tylko i wyłącznie według własnych pomysłów. Ukazała się w 1997 roku pod tytułem „Rybnik, nasze gniazdo”. Następna książka, którą napisałem nosiła tytuł: „Papież na Górnym Śląsku”. Przedstawiała życie Karola Wojtyły, widziane pod kątem bogatych kontaktów z Górnym Śląskiem, gdzie przebywał ponad 50 razy. Później ukazał się „Śląsk, takie miejsce na ziemi”. Książka zawierała kilka tekstów pisanych gwarą śląską, 400 zdjęć i rysunków. Na jej końcu zamieściłem informacje o kulturze śląskiej oraz ilustrowany słownik śląsko-polski. 

M.L.: Czy Pana książki są skierowane również do czytelników nie posługujących się gwarą śląską? 

M.S.:
Staram się pisać i po śląsku i po polsku - tak, by dla każdego książki były zrozumiałe, nawet dla kogoś, kto nigdy nie był na Śląsku. Może to wydawać się paradoksalne, ale przyjmuję zamówienia na te książki z rożnych stron Polski m.in. ze Szczecina czy z Legnicy. Poprzez nie ludzie spoza Śląska poznają kulturę i historię tego regionu. 

Sądzę, że moje książki również są skierowane do ludzi w każdym wieku. Dzieci, które nie potrafią jeszcze czytać mogą w nich pooglądać zdjęcia i poprzez to zaznajomić się ze śląską kulturą, poznać ten region. Myślę, że dowcipne podpisy, ilustracje, żarty rysunkowe, które związane są z danym rozdziałem, skłonią ludzi do przeczytania całego tekstu. O Śląsku bowiem trzeba pisać tak, by zaciekawić ludzi, zainteresować ich, przyciągnąć ich uwagę. Nawet gdy zdarzy się krytyka, że coś jest napisane zbyt prostym językiem, że nie jest takie, jakie powinno być. Trudno - „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”. Mając tę świadomość wykonuję to, co chcę i robię to za swoje pieniądze: by wydać swoją pierwszą książkę musiałem oszczędzać 6 lat. Korzystam z wolności, która nastała 20 lat temu.  

M.L.: Jak Pana zdaniem powinno się promować kulturę i tradycje śląskie? Czy uważa Pan, że spektakle grane po śląsku takie jak np. „Cholonek”, „Pomsta, czyli Zemsta po śląsku” przyczyniają się do promocji tego regionu?

M.S.:
Oczywiście! Każdy sposób na to, by pokazać innym region Śląski, jego tradycje, historię jest dobry. Każdy robi to, co w danym kierunku uważa za stosowne. Ja uważam, że powinny powstać pomniki śląskie. Np. pomnik dziewczyny ubranej w śląski strój idącej z kozą. To nie ma być pomnik, przy którym ludzie będą składać wieńce w dniu 11 listopada. To ma być coś w stylu małej architektury. Mógłby mnie ktoś zapytać, dlaczego właśnie z kozą? Dawniej, w czasie wojny, panowała wielka bieda, ludzie nie mieli pieniędzy, by kupić pożywienie. I to właśnie koza żywiła całą rodzinę. W ten sposób można uczyć także historii tego regionu. Mikołów był znany z targu kóz. Czy dziś ktoś jeszcze o tym pamięta? 

Jeżeli ktoś zrobiłby np. największą roladę i umieściłby ją na wjeździe do jakiegoś śląskiego miasta, czy to nie przyciągnęłoby ludzi? Podobnie zrobiono w Silesia City Center. Wśród ogromnej liczby sklepów znalazło się również w tym centrum handlowym miejsce na kaplicę. Zostawiono również szyb z kopalni - symbol Śląska. Ludzie przybywający do tego miejscu widzą śląskość, a osób odwiedzających Silesię City Center jest bardzo dużo. Przeprowadzono badania, w których okazało się, że rocznie to miejsce odwiedza 60 milionów ludzi! Jest to więc dobry sposób na promowanie regionu. 

Poza tym na Śląsku powstaje wiele małych teatrzyków, które tworzą się głównie przy szkołach. Jest już ich naprawdę wiele. Szkoły wystawiają spektakle po śląsku- między innymi „Romea i Julię”, „Czerwonego kapturka” czy „Calineczkę”. Teksty gwarowe do tych przedstawień można znaleźć w moich książkach: „Ślązoki nie gęsi” czy „Bojki śląskie”. Jednak tego typu przedsięwzięcia są jeszcze pod względem organizacyjnym niedopracowane. Uwidacznia się także niewielkie zaangażowanie władz w to, by wspomóc w takich interesujących działaniach szkoły czy inne instytucje. 

Jednak najważniejsze zadanie, jakie stoi obecnie przed Śląskiem, to przejęcie przez naszą inteligencję tradycji śląskich jako własnych, by śląskość nie została tylko w sferze ludowości. W tym kierunku rozwijają się wszystkie regionalizmy w krajach zachodnich - w Hiszpanii, Niemczech, we Włoszech. Tym będzie region silniejszy im więcej ludzi wykształconych przejmie kulturę regionalną jako swoją własną. To zjawisko powoli się zaczęło i bardzo się z tego cieszę. 

M.L.: Czy Ślązacy dziś wstydzą się gwary, wstydzą się „godać”? 

M.S.:
Myślę, że dziś już nie, przecież wszystko jest dla ludzi - śląskość też. Wydaje mi się jednak, że zależne jest to od środowiska, w którym się żyje. Jedno jest pewne - nie można się wstydzić ‘godać’. Wszyscy musimy się uczyć tego, że człowiek, który mówi gwarą nie jest gorszy od innych, choć tak powszechnie niegdyś uważano. Śląski dziś jest czymś lepszym, ale to ludzie muszą sami zadbać o swoje tradycje, o historię. Wystarczy np. umieścić w sklepie obok nazwy polskiej nazwę śląską np. ciasto drożdżowe - kołocz. Tego nie można przeprowadzić administracyjną decyzją. To zależy od inwencji ludzi. Tak jak powiedział John F. Kennedy: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla swego kraju". To zdanie można przekształcić na realia śląskie: „Nie pytej, co Śląsk Tobie doł, powiedz, coś Ty doł Śląskowi.”  

Zauważam również, że ludzie chętnie przejmują tradycje śląskie często o tym nie wiedząc. Przykładem może być świętowanie urodzin. W Polsce obchodzi się imieniny, a osoby przeprowadzające się na Śląsk przyjmują zwyczaj i obchodzą urodziny. Większości ludziom spoza Śląska ten region z tradycjami się podoba. 

W ostatnich latach w złym tonie jest krytykować śląskość. Uważam, że jest to ogromne osiągnięcie. Dawniej mówiono bezpośrednio, wprost, że nie można ‘godać’ po śląsku, że to utrudnia edukację. Dziś sytuacja jest odwrotna. Spotkałem niedawno dziewczynę, która skończyła szkołę aktorską i chciała ze mną poćwiczyć dialekt śląski. Ta umiejętność posługiwania się gwarą staje się dziś atutem. 

M.L.: Która z wydanych książek jest Panu najbliższa? 

M.S.:
W roku 2000 została wydana „Biblia Ślązoka”, która okazała się hitem - ponad 300 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Dzięki temu mogłem założyć swoją stronę internetową i kupić rejestracje do mojego samochodu: „S1 ŚLĄSK”. Wielu ludzi - Ślązaków - dziwi się, że mam odwagę jeździć samochodem z takimi tablicami rejestracyjnymi. Gdy wyjadę poza Śląsk reakcja ludzi jest zupełnie inna. Najczęściej mówią: „Ale pięknie!”.  

Wracając do książki - „Biblia Ślązoka” składa się z dwóch elementów. Pierwszy to biblijne opowiadania o Ponboczku (Bogu) po śląsku. Natomiast drugi element to historia Śląska, która odpowiada w jakiś sposób historii biblijnej. Np. powstania śląskie zostały porównane do walki Dawida z Goliatem, a wieża Babel do śląskich osiedli mieszkaniowych. „Biblia Ślązoka” jest mi najbliższa, choć początkowo dla wielu okazała się szokiem. Dziś książka ta zakorzeniła się głęboko w świadomości Ślązaków.  

M.L.: Skąd czerpie Pan pomysły, tematy do swoich książek? 

M.S.:
To jest największa tajemnica. Po prostu przychodzą mi do głowy pewne pomysły - taki knif. Mój sposób myślenia najlepiej prześledzić w „Dzienniku Zachodnim”, w którym co piątek ukazują się moje felietony. Wyszukuję przeróżne tematy, które pozornie ze Śląskiem nie mają nic wspólnego, a ja właśnie się w nich tej śląskości dopatruję, pokazuję, że jest obecna prawie wszędzie. Nie jestem jednak folklorystą - jestem człowiekiem, który zajmuje się kulturą regionalną pomiędzy Ślązakami. 

M.L.: Prowadzi Pan także program S2 Śląsk w TVS. Skąd pomysł na tego typu program? 

M.S.:
Prowadziłem program w TVP Katowice pt. „Śląsk jest piękny.” Później powstała Telewizja Silesia. Pewnego dnia przyszedł do mnie dyrektor tej stacji i zapytał, czy chciałbym poprowadzić program. Pomysły na tego typu program są w mojej głowie, szukam tylko ich realizacji: jakie dobrać tło, plenery, jakich ludzi. Trzeba pamiętać o tym, że śląskie rzeczy mają swój kontekst: kluski je się do niedzielnego obiadu, kołocz na święta. Wszystko na Śląsku ma swój kontekst śląski. Ślązak patrzy na wszystko ze swojego, śląskiego punktu widzenia - tak, jak Włoch z włoskiego, Warszawiak z warszawskiego. Ja to doskonale rozumiem. Czuję się Ślązakiem, Polakiem i Europejczykiem. I nie widzę w tym żadnej sprzeczności. Każdy człowiek może mieć swoje zdanie. Dla jednych Śląsk będzie wielką wartością, dla innych mniejszą. Nie wiem, jak długo jeszcze będzie istniał Śląsk - może 300 lat, może 1000 lat. Na pewno nie będzie wieczny, bo nic na świecie nie jest wieczne. 

M.L.: Jakie są Pana najbliższe plany wydawnicze?

M.S.:
Nowa książka już jest w drukarni, ale nie zdradzę jeszcze o czym będzie. Ukaże się na świętą Jadwigę, czyli w okolicach 16 października.

M.L.: Bardzo dziękuję za rozmowę.



Rozmawiała Magdalena Loska
Dziennik Teatralny Katowice
24 sierpnia 2009
Portrety
Artur Sandauer