John Lennon, sztuka ks. Tischnera i Szekspir w Teatrze Miejskim

- Trzeba wziąć się za generalny remont naszego budynku. Można dobudować kolejne piętro, bo przecież okoliczna zabudowa jest niższa. Wszystko nam by się wtedy zmieściło a przede wszystkim komin sceny. Właśnie przeżywam katusze przygotowując "Biesy". Bo jak opowiedzieć historię, gdy ma się wiele miejsc akcji, a nie ma zapadni, sceny obrotowej, ani wyciągu? - rozmowa z Krzysztofem Babickim, dyrektorem Teatru Miejskiego w Gdyni.

O planach artystycznych, remoncie teatru i przyszłości Festiwalu R@Port rozmawiamy z dyrektorem artystycznym Teatru Miejskiego, Krzysztofem Babickim.

Łukasz Rudziński: Jak wygląda sytuacja budżetowa teatru na przyszły rok? Będzie lepiej?

Krzysztof Babicki: Poprzedni sezon udało nam się zbilansować, bo wpływy z biletów mieliśmy na poziomie 900 tys. zł. Teraz znowu mamy otrzymać nieco mniejsze pieniądze niż rok temu, ale to ciągle jest jeszcze etap rozmów i negocjacji. Czekamy też na decyzje w sprawie Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Portu. Są różne pomysły na to, co dalej - jednym z nich jest zmiana rytmu prezentacji i przygotowywanie festiwalu w cyklu dwuletnim. Decyzje, włącznie z tym, kto będzie jego dyrektorem, mają zapaść w październiku. Wiadomo, że najbliższa edycja planowana jest w połowie maja 2015 roku. Chcemy w tym sezonie pokazać sześć premier oraz tytuł na Scenie Letniej.

Tym razem pogoda latem nie dała wam się specjalnie we znaki. To był dobry sezon na Scenie Letniej w Orłowie?

- Zdecydowanie tak. Decyzja, by zdecydowanie rozdzielić nasze produkcje i Centrum Kultury w Gdyni była słuszna. Widzom nie mylą się już nasze spektakle, choć trzeba pamiętać, że ludzie w dzisiejszych czasach czytają bardzo niedokładnie. Jak mieliśmy w repertuarze "Boga" Woody'ego Allena i "Boga mordu" Jasminy Rezy to często pytali w kasach czy są bilety na "Boga mordu" Allena... Często mamy tu w teatrze widzów Teatru Muzycznego, którzy w ostatniej chwili orientują się, że są w niewłaściwym teatrze. I odwrotnie.

Gdyby powstał Teatr Dramatyczny niedaleko Teatru Muzycznego to przejście od jednego do drugiego zabrałoby 2-3 minuty i nie byłoby problemu...

- Poruszył pan drażliwy temat. Rozmawiałem z prezydentem Wojciechem Szczurkiem o potencjalnej budowie nowego teatru i to jest naprawdę odległa perspektywa. Jerzy Limon mówi, że Teatr Szekspirowski kosztował 90 milionów złotych. To logiczne, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zapłaci za samą działkę pod teatr blisko 100 milionów. Pytanie czy to jest konieczne, by koło Muzycznego i Szkoły Filmowej budować nowy teatr na 500 miejsc? Myślę już inaczej niż rok temu. Trzeba wziąć się za generalny remont naszego budynku. Wprowadzamy teraz nowy system inspicjencki, odbyła się również wycena klimatyzacji w teatrze. Można dobudować kolejne piętro, bo przecież okoliczna zabudowa jest niższa. Wszystko nam by się wtedy zmieściło a przede wszystkim komin sceny. Właśnie przeżywam katusze przygotowując "Biesy". Bo jak opowiedzieć historię, gdy ma się wiele miejsc akcji, a nie ma zapadni, sceny obrotowej, ani wyciągu?

Sezon zaczynacie komedią Aleksandra Fredry "Ożenić się nie mogę" w reżyserii Grzegorza Kempinsky'ego już 27 września.

- Ten tytuł nigdy w Trójmieście nie był przygotowywany. Znalazłem egzemplarz z 1923 roku i wręczyłem Grzegorzowi Kempinsky'emu, który nigdy wcześniej nie czytał Fredry, jako osoba zdająca maturę w Szwecji i wychowana w tym kraju. Był zachwycony. To nie "Zemsta" ani "Śluby panieńskie" a gorzka komedia pisana prozą, którą reżyser wystawi współcześnie.

Potem - 22 listopada - zaprezentujemy moje "Biesy" według Fiodora Dostojewskiego. Dotarłem do różnych adaptacji scenicznych Alberta Camusa. Ta ostatnia ma 4 godziny, więc redukujemy. Zaangażowałem nową aktorkę, absolwentkę łódzkiej "Filmówki" - Aleksandrę Przybył - do roli Lizy, bo od początku wiedziałem, że jako Lizę muszę mieć świeżą i młodą dziewczynę. Udało mi się też po długich namowach przekonać do powrotu na scenę Jerzego Kiszkisa. Jego podejście do pracy to prawdziwy wzór dla naszych aktorów. Scenografię robi Marek Braun, który dokona dekonstrukcji widowni. Spektakl wykorzystuje całą scenę od głębi, a pomiędzy widzami do ósmego rzędu poprowadzimy podest o szerokości dwóch metrów, zakończony minisceną, do której prowadzić będą dwie pochylnie z boku widowni. To daje nam możliwość zbudowania tempa poszczególnych scen. Tracimy w tym układzie 60 miejsc na widowni, ale myślę, że warto. Marek Kuczyński zadba o muzykę, a Sławomir Smolorz robi kostiumy.

Na tym kończą się premiery roku 2014. Czym zaskoczycie w przyszłym roku?

- Po premierze "Biesów" zaczną się próby trzyosobowej sztuki autorstwa ks. Józefa Tischnera "Historia filozofii po góralsku" w reżyserii Bogdana Cioska, z muzyką Pawła Moszumańskiego i scenografią Andrzeja Witkowskiego. To tytuł na małą scenę. Gazdę zagra Bogdan Smagacki, Dziewkę i Gaździnę grają Elżbieta Mrozińska i Beata Buczek-Żarnecka. W przyszłym roku mija 15 rocznica śmierci Tischnera. W tej sytuacji, jaka się dzieje dookoła polskiego katolicyzmu, warto Tischnera przypomnieć. Premiera 31 stycznia.

W lutym powtórzymy przyjęte z wielkim entuzjazmem przez publiczność Ferie w teatrze, podczas których nasi aktorzy prowadzą warsztaty dla dzieci. Z kolei na Międzynarodowy Dzień Teatru 27 marca Waldemar Raźniak przygotuje "Otella" Williama Szekspira. Scenografią zajmie się Jan Polivka, Martyna Kander przygotuje kostiumy, a autorem muzyki będzie Karol Nepelski. Raźniak zaproponował by pokazać relację dojrzałej kobiety z młodym chłopakiem. W tym spektaklu wraca na scenę Stefan Iżyłowski.

Od premiery "Idąc rakiem" minęło już trochę czasu. Pokażecie nowy tytuł na Darze Pomorza?

- W maju wracamy do Daru Pomorza sztuką Pawła Huellego "Żółta łódź podwodna. John Lennon". Będzie to opowieść o miłości, karierze i śmierci. Przyjrzymy się temu, jak to się stało, że do dzisiaj żyje tylko morderca Lennona, Yoko Ono i towarzystwo Beatlesów. Paweł pisze tę sztukę w oparciu o listy Lennona, Yoko Ono i wywiad z mordercą, opracowany w filmie dokumentalnym "Zabiłem Johna Lennona". Wykorzystamy utwory Beatlesów. Scenografię przygotuje Marek Braun. Ja go wyreżyseruję. Premiera będzie drugim tytułem na Darze Pomorza. Pierwszy, "Idąc rakiem", oczywiście zostaje w repertuarze.

Szykujecie nowy tytuł na Scenę Letnią?

- W tym roku przypada 20 lat Sceny Letniej. Chcemy zrobić produkcję muzyczną złożoną z największych przebojów Sceny Letniej - Koncert na dwudziestolecie Sceny Letniej. Scenariusz i reżyserię powierzyłem Rafałowi Kowalowi, który brał udział w większości tych produkcji - będzie okazja, by przypomnieć m.in. "Zorbę", "Casanovę" i ostatnie przedstawienia. Aktorzy mają wielki sentyment do tej sceny i bardzo lubią tu grać.

Ostatnia premiera sezonu planowana jest w czerwcu lub na przełom września i października. Reżyserować ją będzie najmłodszy współpracujący z nami reżyser - Jacek Bała. Zaproponował mi dramat Petera Shaffera, na podstawie którego Miloš Forman nakręcił swój słynny film - "Amadeusza". Historię związaną z życiem Wolfganga Amadeusza Mozarta i Antonio Salieriego chce dopełnić muzyką Salieriego i Mozarta. Sam jestem bardzo ciekawy, jak wypadnie ta fantastyczna sztuka w naszym teatrze.

***

Plany artystyczne Teatru Miejskiego w Gdyni na sezon 2014/2015:

27 września 2014 - "Ożenić się nie mogę" Aleksandra Fredry w reż. Grzegorza Kempinsky'ego (Duża Scena),

22 listopada 2014 - "Biesy" Fiodora Dostojewskiego w reż. Krzysztofa Babickiego (Duża Scena),

31 stycznia 2014 - "Historia filozofii po góralsku" ks. Józefa Tischnera w reż. Bogdana Cioska (Mała Scena - foyer),

27 marca 2014 - "Otello" Williama Szekspira w reż. Waldemara Raźniaka (Duża Scena),

maj 2015 - "Żółta łódź podwodna. John Lennon" Pawła Huellego w reż. Krzysztofa Babickiego (podpokładzie fregaty Dar Pomorza)

czerwiec 2015 - Koncert na dwudziestolecie Sceny Letniej w Orłowie, reż. Rafał Kowal, Scena Letnia w Orłowie

czerwiec lub przełom września i października - "Amadeusz" Petera Shaffera w reż. Jacka Bały (Duża Scena)



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
27 września 2014