Jubilaci i inni

Bardzo lubię "Diabły z Loudun" Pendereckiego i ogromnie się cieszę, że wracają na scenę Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w nowej inscenizacji Keitha Warnera. Znany brytyjski reżyser parę lat temu niezbyt ciekawie się u nas pokazał "Wesele Figara", ale do "Diabłów" podszedł chyba poważniej, co można wnioskować z reakcji na lutową premierę tej realizacji w Kopenhadze.

Jak już wiemy, jest to nowa, zmieniona i rozszerzona przez kompozytora wersja dzieła: tym bardziej jestem ciekawa, co jest w tym utworze nowego i czy proporcje tej świetnej formy, jaką pamiętam z dawnych "Diabłów", nie zostały zachwiane.

Tradycyjnie czekam też z ciekawością na rzeczy, które dopiero powstały. Po "Qudsji Zaher" Pawła Szymańskiego przyszła pora na prawykonanie innego zamówionego w tym samym czasie przez Teatr dzieła: "Moby Dicka" Eugeniusza Knapika, który ukończył je dopiero dwa lata temu. Znów więc opera z obecnością morza - woda ostatnio jest w modzie na scenie. Tym ciekawiej może być, że jako reżyser zmierzy się z nią Barbara Wysocka, laureatka Paszportu Polityki, która dała się już poznać jako wnikliwa interpretatorka treści muzycznych i dramatycznych w dziełach współczesnych. Dla innego laureata naszego Paszportu, Krzysztofa Garbaczewskiego, reżyserowanie drugiej odsłony Projektu "P", czyli kolejnych zamówionych przez teatr dzieł dwóch interesujących kompozytorów młodego pokolenia: Sławomira Wojciechowskiego i Marcina Stańczyka, będzie pierwszym zetknięciem się ze światem opery (Wysocką, choć jest bardziej związana z teatrem i filmem, nagrodziliśmy wręcz w kategorii muzycznej). Projekt "P" został zaplanowany na trzy lata, więc jeszcze w następnym sezonie obejrzymy kolejne dwie opery młodych autorów - to znakomita inicjatywa Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Ale oczywiście szczególną - chyba nie tylko moją - ciekawość budzi nowa (choć częściowo nie całkiem nowa) inscenizacja Mariusza Trelińskiego, tym bardziej że będzie to pierwsza w historii koprodukcja naszego Teatru z nowojorską Metropolitan Opera, gdzie dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej tym spektaklem zadebiutuje, Premiera nowojorska "Jolanty" Czajkowskiego i "Zamku Sinobrodego" Bartoka planowana jest na styczeń 2015 r. "Jolantę" Treliński wyreżyserował już cztery lata temu dla Teatru Maryjskiego w Petersburgu na zaproszenie szefa tej opery, Valerego Gergieva. Wówczas jednak jednoaktówka ta była wystawiana w parze z "Aleko" Rachmaninowa. "Jolantę" w reżyserii Trelińskiego spotkał ostatnio w Petersburgu wielki zaszczyt: została pokazana w ramach inauguracji nowego gmachu "Maryjskiego-2", z Anną Netrebko w roli tytułowej. Jest to wystawienie dość ascetyczne, pozbawiające tę operową bajkę happy endu. Reżyser tłumaczy, że Czajkowski napisał ją w swoim ostatnim, tragicznym okresie życia, gdy podejmował parokrotnie próby samobójcze, i za pomocą tej opery próbował oderwać się od rzeczywistości. Treliński dopisuje w jego imieniu ponury koszmar, który niewidoma Jolanta - podobnie jak kompozytor - ujrzy, gdy przejrzy na oczy. Wymowa jest więc zmieniona podobnie jak we wrocławskiej wersji "Króla Rogera", w której reżyser każe bohaterowi w ostatnim akcie umierać na sali szpitalnej. W nowym zestawie inscenizacja "Jolanty" ma zostać tylko nieznacznie zmodyfikowana, zaś dzieło Bartoka zostanie wystylizowane w konwencji filmów grozy z początku XX w. Sinobrody jako prawie Nosferatu? Może być ciekawie. Jako wspólny temat obu jednoaktówek Treliński widzi los kobiety w świecie rządzonym przez mężczyzn.

Na Annę Netrebko, która śpiewała w "Jolancie" rolę tytułową w Petersburgu i Baden-Baden (gdzie inscenizacja ta była również wystawiana w 2009 r.), czy Piotra Beczałę, który wystąpił w Baden-Baden (oboje też zaśpiewają w premierze nowojorskiej), nie mamy na razie szans, ale kto wie, może za jakiś czas? Obsada premierowa ma być także atrakcyjna: śpiewająca partię Jolanty Tatiana Monogarova jest wschodzącą gwiazdą teatru Bolszoj, a obok niej usłyszymy jeszcze trzech śpiewaków z Teatru Maryjskiego. W "Zamku" z kolei wystąpi Nadja Michaei, przewidziana również w premierze nowojorskiej; towarzyszyć jej będzie Gidon Saks; obojga nie słyszeliśmy jeszcze w Warszawie, więc kolejna nowość. Skoro już o gwiazdach mowa, cieszę się, że w czerwcu przyszłego roku po raz pierwszy na galowym koncercie zobaczymy razem na scenie Aleksandrę Kurzak i Mariusza Kwietnia. Takie wieczory, gdy możemy podziwiać naszych artystów będących u szczytu kariery, są dla nas zawsze świętem - tym razem podwójnym.

W najbliższym sezonie, ale już w przyszłym roku, Opera Narodowa nadrobi obchody Roku Wagnerowskiego kwietniową premierą "Lohengrina" oraz uzupełni Rok Verdiego - koncertowym wykonaniem nigdy w Polsce niegranej opery "Attila". Dobrze, że dzieła Wagnera wracają do repertuaru warszawskiej sceny. Inscenizacja ta ma premierę w końcu maja w Cardiff siłami Walijskiej Opery Narodowej, dopiero więc za parę tygodni możemy mieć pierwsze przecieki o tym, co przygotował kolejny brytyjski reżyser w tym sezonie Antony McDonald. W ostatnich latach reżyserował Tetralogię w Holandii, Wagner więc nie jest dla niego nowością.

Od czasu gdy balet Opery Narodowej stał się Polskim Baletem Narodowym i wydatnie podniósł swój poziom, czekam też z prawdziwym zainteresowaniem na premiery baletowe. Po "Śnie nocy letniej" przyszła kolej na dalsze części planowanego cyklu szekspirowskiego: "Hamleta" z choreografią Jacka Tyskiego i muzyką Beethovena na scenie kameralnej oraz - dopiero w marcu - nowe wystawienie "Romea i Julii" Prokofiewa w choreografii Krzysztofa Pastora. Większość premier baletowych zresztą planowana jest dopiero na wiosnę, także "Don Kichot" Minkusa z odtworzoną tradycyjną choreografią Mariusa Petipy oraz - w ramach nowego zestawu trzyczęściowego, ze wznowieniem "Powracających fal" Emila Wesołowskiego (do muzyki Karłowicza) i "Moving Rooms" Krzysztofa Pastora (z muzyką Schnittkego i Góreckiego) - nowa, o niesprecyzowanym na razie tytule, choreografia Pastora z muzyką Schuberta. Póki jednak nie przyjdzie wiosna, można sobie przypominać znajdujące się w stałym repertuarze znakomite spektakle baletowe: "Tańczmy Bacha", "Echa czasu", "Dziadek do orzechów i Król Myszy" i wspomniany "Sen nocy letniej".



Waldemar Dąbrowski
Polityka
13 czerwca 2013