Już nie chłopiec, ale grzyb

„Ragazzo dell'Europa", czyli „Chłopiec z Europy" to pozornie niespójnie zlepione w wątpliwą całość sceny i chaotyczne dialogi aktorów. Nic bardziej mylnego. Przedstawienie w oryginalny sposób wpisuje się w nurt postdramatyczny reprezentowany przez reżysera i autora sztuki René Pollescha. Za pomocą innowacyjnej formy proponowanej przez TR Warszawa mamy szansę zastanowić się nad kondycją współczesnego człowieka, nie wpadając jednocześnie w pułapkę narzuconej z góry interpretacji.

Na początku przedstawienia widz może czuć się nieco zagubiony w formie zaproponowanej przez reżysera, który wykorzystuje niekonwencjonalne środki wyrazu. Nic nie dzieje się według ustalonego porządku, nie ma żadnej fabuły. Właściwie na początku nie ma nic, ani klasycznej sceny, ani nawet aktorów, a przecież piłka jest już w grze. W zasadzie trudno nawet określić miejsce rozgrywającej się akcji, czy postaci znajdują się w mieszkaniu, na planie filmowym, a może na jednej z ulic w centrum Warszawy? Wykorzystane zostały takie rozwiązania sceniczne, jak dekonstrukcja pojęć, stereotypów, a także intertekstualność przejawiająca się w trudnym w odbiorze natłoku wyrwanych z kontekstu pseudofilozoficznych stwierdzeń. Pierwszy akt rozpoczyna się za kulisami.

Obraz wyświetlany jest na ekranie, podczas gdy scena pozostaje pusta. Naczelne zadanie objął operator kamery: Adrian Hutyriak, który nadążając za dynamiczną akcją zdradza kulisy przygotowań aktorów do nagrania filmu. Większość przedstawienia wyświetlana jest na zasłonie, nawet wówczas, gdy akcja rozgrywa się na pierwszym planie. Kamerzyści nadążają za scenicznym chaosem, raz obejmując całość, innym razem przybliżając twarze poszczególnych aktorów. Szczególnie zabawne były sceny, w których kamera zatrzymywała się na Tomaszu Tyndyku. Aktor za pomocą komicznej mimiki wyraża ignorancki stosunek swojej postaci do współtowarzyszy i poruszanych przez nich dywagacji.

Scenografię Berta Neumanna stanowiły przede wszystkim konieczna do wyświetlania ekranu zasłona, a także druga ze zdjęciem mieszkania wystawionego na sprzedaż. Na obu widniał duży błyszczący napis „SALE"-z ang. „na sprzedaż", który świetnie komponował się z poruszanym tematem chorobliwego konsumpcjonizmu. Współcześnie wszystko jest towarem, na którym próbujemy zarobić, traktując bezwzględnie zarówno sztukę filmową, jak i teatralną. Wszystkie dodatki są celowo kiczowate, począwszy od kostiumów (Nina von Mechow), po imitujące miasto plakaty, pełne reklam oraz zdjęć postkomunistycznej Warszawy. Należy również zwrócić uwagę na trafny dobór utworów muzycznych. Od początku do końca przemyślany został podkład ułatwiający odnalezienie się w rozgrywającej, bądź co bądź, bardzo gwałtownie akcji.

Przez cały czas na scenie panowała anarchia, bohaterowie pili, palili, klęli i krzyczeli bez opamiętania, każdy mógł stać się reżyserem lub aktorem odgrywanego filmu. Artyści wymieniają się rolami, strojami i usilnie bronią przed wyjściem na scenę. Aktorzy mieli niełatwe zadanie wcielenia się w histeryczne postaci, co wyraźnie widać na przykładzie roli reżysera odegranej przez Piotra Głowackiego. Na scenie rozprawiano nieustannie wokół absurdalnego, wyimaginowanego problemu, jakim jest utracenie czaru przez wykreowaną gwiazdę filmową Olę (Aleksandra Konieczna). Artystka świetnie wczuwa się w swoją rolę i z autentycznym przejęciem rozpacza nad brakiem weny twórczej. Wielokrotnie pada ironiczne pytanie „Gdzie jest czar?" ośmieszające filozofię Christoph'a Menke'a i Juliane'a Rebentisch'a, autorów książki „Kreacja i depresja. Wolność we współczesnym Kapitalizmie" („Kreation und Depression. Freiheit im gegenwärtigen Kapitalismus"). W sztuce znajdziemy również inne nawiązania do polityki, psychologii, pop kultury, czy filmu, składające się na intelektualny kolaż i szerokie pole interpretacyjne.

Zacierają się wszelkie granice, padają mało zrozumiałe oceny rzeczywistości otaczającej bohaterów, jak np. „obiektywnie tak, ale subiektywnie nie". Rozważania na tematy filozoficzne są przekomiczne, ale ostatecznie naprawdę skłaniają do przemyśleń. Można zobaczyć siebie w nowym świetle, nie jesteśmy już, a może nigdy nie byliśmy, wolnymi ludźmi, zagrzybiali wszechotaczającym kiczem odbijamy się tylko od tego, co trudne i banalne na przemian. Podobnie spektakl możemy odebrać jako jedną, wielką niezrozumiałą masę lub nietuzinkowe wyzwanie intelektualne. Moim zdaniem tego rodzaju „nowa sztuka" jest wymagająca i obnaża ludzkość jako automaty nieświadome mechanizmów, w których żyją. Jesteśmy niejako za zasłoną fałszu o pięknej utopii współczesności, gdzie wszyscy mamy być młodzi i kreatywni, jak się okazuje, wyłącznie na sprzedaż.

„Ragazzo dell'Europa" w komiczny sposób obnaża mechanizmy determinujące nasze życie. Uświadamia nam, że w obliczu niezliczonych technik manipulacji oraz wszechobecnej reklamy, przysłaniającej nam piękny świat, jako ludzie stajemy się globalną kaszką manną. Zdecydowanie polecam spektakl, lecz ostrzegam, że należy przygotować się na odkrycie osobistego wewnętrznego „zagrzybienia".



Julia Zdzieszyńska
Dziennik Teatralny Warszawa
28 czerwca 2014
Teatry
TR Warszawa