K jak katastrofa
"K.", czyli Kaczyński, ale też Każdy - modelowy Polak. Z jednej strony dlatego, że od lat kształtuje polską rzeczywistość i na dobre rozsiadł się w naszych głowach, z drugiej - bo może jego sukces wcale nie polega na zdolnościach taktyka i stratega, ale właśnie na tym, że wyborcy widzą w tym napędzanym kompleksami, frustracją i żądzą zemsty polityku własne odbicie.Nowy spektakl Strzępki i Demirskiego, opowiadający o nocy wyborczej 2019 r., gdy decyduje się, czy PiS będzie rządził drugą kadencję, nie przynosi zaskakujących analiz politycznych czy społecznych. Kaczyński (Marcin Czarnik) to oddany syn Matki Prezesów, domator z Żoliborza w kapciach, tęskniący za zmarłym bratem. Donald Tusk (Jacek Poniedziałek) to klimaty "sopocko-brukselsko-leserskie", wraca do kraju wspierać dawną partię, ale gdy grozi im zwycięstwo, jest przerażony perspektywą pracy.
Do tego snujący się po scenie Duch Unii Wolności - symbol oderwanych od życia elit III RP, przedstawiciel nowej na rynku Partii Clownów oraz Jastrząb Prezesów - Edek z "Tanga" nowych czasów, gotów utopić kraj we krwi.
Twórcom bardziej niż o samą politykę chodzi o oddanie nastrojów społecznych - poczucia bezsilności i beznadziei. "K." to spektakl mroczny, przesiąknięty bezsilną złością na "prywatyzację" polskiej polityki, w której od 30 lat ci sami ludzie toczą ze sobą wojenki ("Jakbym całe życie spędził z ludźmi z podstawówki"), i na nas samych, którzy na to pozwalamy. K. ciągle odgania klepką niewidzialne muchy, które krążą nad rządzącymi Polską trupami. I trupami ofiar ich rządów.
Aneta Kyzioł
Polityka
20 listopada 2017