Kalina Jędrusik a` rebours

Nie ukrywam, że mam słabość do sposobu, w jaki Janusz Szydłowski inscenizuje piosenki; czyni to na dużej scenie (szkoda, że ostatnio częściej poza Krakowem), jak i podczas egzaminów i dyplomów w PWST.

Pewnie to kwestia jego wrażliwości, pewnie dobrego gustu, na pewno i poczucia, że piosenka, zwłaszcza na scenie, wymaga precyzji w jej podaniu. 

Na spektakl "Do ciebie szłam...", przygotowany przez Janusza Szydłowskiego (scenariusz i reżyseria) w teatrze Bagatela szedłem zatem z nadzieją, ale i lekkim drżeniem - oto nieznana mi Anna Branny ma śpiewać piosenki z repertuaru Kaliny Jędrusik. Nieżyjącej od 18 lat. Ale przecież za życia nadto wyrazistej, byśmy cokolwiek zapomnieli. Zmierzyć się - nawet tylko mimowolnie - z mitem i nie ponieść porażki? Sięgnąć po repertuar tak mocno przefiltrowany przez jego pierwszą interpretatorkę i znaleźć doń własny ton? Ot, zuchwałość to zgoła... 

Zatem zasiadłem w podziemiach teatru, gdzie rzecz jest prezentowana i od pierwszych minut zamieniałem sceptycyzm na uznanie dla pracy Janusza Szydłowskiego i Anny Branny. Skupionej, zdyscyplinowanej, konsekwentnej. W geście - powściągliwym, w takiejże mimice, w oszczędnej, acz precyzyjnej interpretacji, tak intonacyjnie, jak dykcyjnie, w nienachalnym sposobie scenicznego bycia. Oto piosenki Kaliny Jędrusik a` rebours; żadnego szału zmysłów, uwodzicielskich westchnień. Gdy Anna Branny woła: "ratunku, na pomoc ginącej miłości" nie ma w tym błaganiu owej ostateczności, jaką czuło się w głosie Jędrusik. Podobnie jako "ciepła wdówka na zimę" jest bardziej niewinną trzpiotką niż kusicielką świadomą skutków swego przyciągania. Jakby chciała mówić słowami innej piosenki, widzu - "dla ciebie jestem sobą" i zbędny mi "różnych twarzy cały rejestr"; ona woli być "tą tysięczną wśród tysięcy". Tak więc dyskretnie odbija się w zmatowionych lustrach, podkreślających i ascetyczność całego zamysłu, i stosowny pierwiastek tajemnicy. Zresztą, gdy się ma tak piękne piosenki, jak choćby i "La valse du mal" - oprawione muzycznie przez towarzyszącego aktorce pianistę Janusza Butryma - zbędne są jakiekolwiek efekty. A konkurować z oryginałem nie sposób. 

Owszem, Kalina Jęrusik jest obecna - w dyskretnie przywoływanych jej wypowiedziach, w opiniach o niej, czytanych z offu przez Jerzego Trelę (nie wiem, czy nie lepszy byłby głos bardziej anonimowy), i na koniec w ładnie stopionym duecie "Ja nie chcę spać, ja nie chcę umierać", piosence z tekstem Osieckiej i muzyką Komedy, którą śpiewała w spektaklu "Śniadanie u Tiffany\'ego". To ładna klamra; wszak wspomnienie tamtego spektaklu z połowy lat 60. otwiera wieczór w Bagateli. 

A zaczyna go Anna Branny od piosenki "Nie pożałuje pan". Nie pożałują też ci, którzy zechcą się z nią spotkać. Docenią, jak sadzę, szlachetność tych interpretacji, ich własny ton i może już odnajdą młodą aktorkę czującą się znacznie pewniej niż podczas premiery. Jeśli bowiem czegoś mi brakowało, to wewnętrznej siły wykonawczyni. A ma atuty, by czuć się dobrze i pierwsze reakcje widzów powinny ją w tym utwierdzać.



Wacław Krupiński
Dziennik Polski
28 listopada 2009