Kawałek bibułki

Abażur. Kto by pomyślał, że jego widok może być ulgą? Po godzinie oglądania gimnastyki feministycznej - nagle on w ciemnościach listopadowego zmierzchu. Jest!

Za oknem, rzecz jasna mieszczańskim, oczywiście mieszczańskiego bloku naprzeciw Teatru Łaźnia Nowa - mieszczański abażur na zapalonej lampie, abażur pomarańczowy, kraszony mieszczańskimi frędzlami i obrazkiem mieszczańskim: dwa jelenie plus muchomor. Jest sobie abażur! Spokojny, cichy, taktowny. Pod nim - pewnie jakieś życie, koniec jakiegoś dnia. W szybie widać tylko pluszowe obicie fotela i kawałek gazety. Nic więcej. Ulga. Kroki moje coraz lżejsze. 

Do domu wracam. Przede mną - ulga. Za mną, już za mną - na Festiwalu Genius Loci pokazany, przez Weronikę Szczawińską wyreżyserowany monodram "Jackie. Śmierć i księżniczka" pióra Elfriede Jelinek. Stawiam słowo "pióro", choć czym biedna, od dziecka neurozami kłuta Jelinek pisze naprawdę, i czy w ogóle jest to pisanie - Bóg raczy wiedzieć. Sama z siebie wyznała: "Język jest jak zwierzę, które się wymyka albo jest ufne. Język turla się, rozstawia nogi, jest łasy na pieszczoty, krzyczy, wie, czego chce, skacze, biega, jak kamera obserwuje każdy ruch, podchodzi do kogoś za blisko, teraz mnie kąsa". Od siebie dodam: jak widać (jak czuć?), język to zwierzę, które z gimnastycznego wysiłku -czasem bąki puszcza. Wtedy lepiej nie być blisko... 

Zostawmy to. Czy Jelinek pióra używa, czy znerwicowanych jelit, pisze, czy na śledzionie mlaski jaźni swej wyklepuje - obojętne. Grunt, że w monodramie "Jackie. Śmierć i księżniczka", a raczej w gardle, na wargach, zębach, podniebieniu i języku aktorki Mileny Gauer - zwierzę Jelinek przez bitą godzinę nie tylko się turla, rozstawia nogi, skacze i biega, ale też robi przewroty w tył i przód, podciąga się na drążku, ćwiczy szpagat oraz, wyobraźcie sobie, stojąc na jednej nodze - z trzech pozostałych robi, powiedzmy, "Bramę Piekieł" Rodina. Tak brzmi na scenie Gauer. Jej mowa to upiorna gimnastyka intonacji i dykcji. Język zmienia się w powykręcane cudactwo. Po co? Tu też wystarczy zacytować Jelinek. 

Otóż, gdy "urodziła" dzieło "Pożądanie" - rzecz o mężu nieustannie gwałcącym swą żonę - na pytanie, co chciała osiągnąć, rzekła: "Żeby czytelnik nie przeciągał się przyjemnie jak świnia w błocie, żeby zbladł przy lekturze". Nie inaczej z monodramem "Jackie..." i widzami. A gdy już człowiek na widowni przestanie być świnią w błocie i zblednie - co dostrzeże? Otóż - zło świata. Jakie? Ano takie, że kobiety, "uciśniona kasta", zwłaszcza kobiety-celebrytki, choćby Jackie Kennedy Onassis - nie są ludźmi, gdyż muszą być lalkami na usługach męskich świń szowinistycznych oraz mieszczańskiego popytu na fotki z życia high life\'u. Żeby w ogóle być - muszą nie być sobą. Cóż za tragedia!!! 

Ogromna tragedia i pewnie byśmy "Vivę!", "Galę" i "Fakt" na wieki wieków odrzucili, oraz dla wzmożenia efektu malowniczo byśmy się pocięli - lecz nie da się. Już nawet żartować się nie chce, bo już nie sposób słuchać kolejnego protest songu, co go na kilku odwiecznych trywialnościach kolejna roztrzęsiona pisarka upichciła. O biednej Jelinek mówię głównie, bo niby co jeszcze o trudzie Gauer rzec? Że przebrana za spowiadającą się ze swego w litą sztuczność zmienionego życia Jackie Kennedy Onassis - feministyczną gimnastykę aparatu mowy gimnastyką ciała całego wsparła tak namiętnie, że aż jej toczek - szelma jeden! - z główki spadł niechcący?... 

Tak, już nie da się żartować, nie da się słuchać, nie da się oglądać. Trzeba przeczekać. To minie. Jak wstrząsające, niedawno tak modne przecież, egzystencjalne protest-banialuki Sarah Kane. Jelinek mówi gdzieś: "chciałabym (...) spłonąć jak kawałek bibułki". Spokojnie, da się zrobić. Właściwie - samo się zrobi. Wystarczy tylko uzbroić się w cierpliwość, niewielką cierpliwość. 

Lekko więc do domu wracam o zmierzchu. Przede mną - kojący spokój miasta miliona mieszczańskich abażurów. Za mną - coraz mniejsza Jelinek, nieodwracalnie karlejący jej wrzask. O świcie będzie tam tylko zimny popiół, co się zmieści na łebku szpilki. 

Teatr Łaźnia Nowa. Festiwal Genius Loci. Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie - "Jackie. Śmierć i księżniczka" Elfriede Jelinek. Reżyseria Weronika Szczawińska. Scenografia Izabela Wądołowska.



Paweł Głowcki
Dziennik Polski
23 listopada 2009
Festiwale
8. Genius Loci