Każda rola jest wyzwaniem

Jednak najważniejsze dla mnie będzie to, żeby postać Korczaka przefiltrować przez siebie i swoją wrażliwość. Nie zapominajmy też, że głównymi bohaterami tego musicalu są dzieci. Jestem pod wielkim wrażeniem dzieciaków z Podlasia, ich zaangażowania i scenicznych umiejętności, którymi się wykazują na próbach. Osobnym bohaterem tego widowiska jest też wspaniała muzyka.

O musicalu, scenicznych wyzwaniach, Januszu Korczaku i aktorstwie przepowiedzianym przez jasnowidza rozmawiamy z Damianem Aleksandrem, aktorem, którego publiczność już we wrześniu oglądać będzie w musicalu „Korczak”, wystawianym w białostockiej Operze i Filharmonii Podlaskiej.

Łukasz Karkoszka: Musical to dla Pana...?

Damian Aleksander: Miłość i życie.

Spektakl muzyczny daje aktorowi większe możliwości prezentacji scenicznego talentu niż spektakl dramatyczny?

Nie robię podziału na teatr dramatyczny i teatr musicalowy. We wszystkich szkołach teatralnych na świecie aktora kształci się do pracy scenicznej kompleksowo. Wszędzie są zajęcia z gry aktorskiej, tańca, śpiewu, szermierki czy jazdy konnej... To, że skończyłem szkołę musicalową wcale nie oznacza, że jestem innym typem aktora. Tam po prostu kładzie się większy nacisk na umiejętności wokalne i taneczne niż w szkołach dramatycznych w Polsce. A ponieważ odkryłem w sobie zdolności muzyczne to skierowałem się w tę stronę... Zresztą musical pozwala łączyć wszystkie techniki aktorskie. Ta forma jest bowiem swoistym mikstem teatru dramatycznego i formy operowej. Łączy w sobie dramatyzm z lekkością i możliwością emocjonalnego oddziaływania na widza, gdzie muzyka potęguje emocje.

W warszawskim Teatrze Roma z sukcesem wcielał się Pan w tytułowego „Upiora z opery” w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego. Co było dla Pana trudniejsze w tym musicalu: zmierzyć się z wymogami wokalnymi jakie stawia przed Panem ta rola czy warstwa dramaturgiczna utworu?

„Upiór z opery” jest najlepszym przykładem tego, jak musical może łączyć dramatyzm historii z łatwiejszą możliwością  jej przedstawienia. Tytułowy Upiór jest postacią trudną i emocjonalnie skomplikowaną. Musical, ze względu na rytm narzucany przez muzykę, nie zawsze pozwala rozgrywać  psychologię postaci. Wyrazistymi środkami podbijając to muzyką trzeba pokazać dramatyczne położenie postaci. Praca nad Upiorem nie należała do łatwych. Wymagała zaangażowania i użycia całego warsztatu aktorskiego – od śpiewu począwszy, na szermierce i tańcu kończąc...

No właśnie. Po raz pierwszy w historii tego musicalu Upiór dodatkowo jeszcze... tańczy. Czy był to pomysł reżysera, czy może pański wkład w rolę?

Mieliśmy to szczęście, że przed polską premierą powstał film, będący ekranizacją sztuki teatralnej Andrew LLoyda Webbera i Richarda Stilgoe. W odświerzonej, filmowej wersji, tytułowa postać obdarzona została dodatkowymi możliwościami wyrazu. Pomyślałem więc, że w interpretacji Upiora można pójść jeszcze dalej niż dotychczas. Zamiast postaci w półmroku, zaproponowałem jego „uruchomienie”, ukazanie jego miksu renesansowych zdolności... Stąd pomysł, aby w jednej z końcowych scen, kiedy Upiór występuje z ukochaną muzą, wziął ją w objęcia i zatańczył.

Na koncie ma Pan wiele odmiennych od siebie ról musicalowych, by wymienić tylko kilka postaci w Mowgliego w„Księdze dżungli” w reż. Jana Szurmieja,  Chrisa i Johna w „Miss Saigon” Wojciecha Kępczyńskiego, Jeana Valjana w „ Les Miserables”, Myszołapa w „Kotach” tego samego reżysera czy ostatnio na Śląsku Kerczaka w „Tarzanie” w reżyserii Tomasza Dutkiewicza... Którą z nich uważa Pan za najtrudniejszą?

Każda rola jest wyzwaniem. Miałem to szczęście, że udało mi się często grać role przewodnie. Każda z nich jednak wymagała głębszego poznania siebie i swoich umiejętności, ponieważ to dopiero na scenie aktor uczy się korzystać z narzędzi, które zdobył w szkole teatralnej. Krocząc po kolejnych szczeblach zawodowej kariery, mogę powiedzieć, że każda z dotychczasowych ról była najtrudniejsza na danym etapie mojego rozwoju. Czy to były „Koty”, gdzie trzeba było stworzyć specjalny język ciała, czy „Nędznicy”, w których wyzwaniem było przedstawienie procesu przemiany  postaci Jeana Valjeana... Za każdym razem, kiedy rozpoczynam pracę nad nową rolą, zawsze staram się ją przefiltrować przez siebie i w sobie odnaleźć odpowiednie środki wyrazu, tak aby na scenie stworzyć jak najbardziej wyrazistą i organiczną postać.

Widzowie mogą oglądać Pana także na szklanym ekranie. Świat filmu i seriali to dla Pana odskocznia od teatru i musicali czy też kolejny krok w rozwijającej się karierze aktorskiej?

To kolejny element składowy pracy aktora. Film czy rola w serialu z założenia wymagają jednak użycia innych środków wyrazu, a to pozwala mi rozwijać swój warsztat.

Mówiąc o kolejnych etapach aktorskiego rozwoju, wróćmy na chwilę do początków. Okazuje się, że w liceum w Zielonej Górze sposobił się Pan na lotnika, ale wybrał estradę. Dlaczego?

Aktorstwo tak naprawdę mnie zaskoczyło. Często dziennikarze, pytając mnie o początki, śmieją się, kiedy opowiadam im, że  aktorstwo przepowiedział mi jasnowidz. A tak właśnie było. Po szkole podstawowej chciałem nabrać trochę krzepy i wyrwać się z rodzinnego miasta, dlatego wybór padł na szkolę wojskową. W trakcie mojej edukacji została ona jednak zlikwidowana. Będąc jeszcze w szkole średniej trafiłem do teatru tańca współczesnego „Saga”, gdzie zaraziłem się tańcem i pokochałem scenę. Dodam, że jasnowidz przepowiedział mi jeszcze, że będę śpiewać, ale wtedy wyśmiałem go, bo przecież nigdy wcześniej nie śpiewałem i nie podejrzewałem siebie o takie zdolności. Jednak jak  po latach się okazało - miał rację (śmiech).

Jakie atuty musi mieć dana rola, aby Pana zainteresowała? Urzekają Pana najpierw ciekawe partie wokalne czy zarys dramaturgiczny postaci?

Niestety w Polsce aktorzy rzadko kiedy mają możliwości, przebierania w rolach i wybierać takie, które ich najbardziej interesują. Kiedy dostaję propozycję grania,  na początku sprawdzam czy dana partia wokalna jest w zakresie moich możliwości. Jeśli tak, to przyglądam się postaci i zastanawiam się czy zagranie jej sprawi mi też przyjemność. Dlaczego? Ponieważ moim zdaniem, to nie jest tak, jak kolokwialnie się mówi, że „aktor jest od grania, jak dupa od...”. Aktor powinien też czuć przyjemność z możliwości wcielenia się w daną postać. Dlatego jeśli czuję, że będę miał satysfakcję z danej roli, to wchodzę w nią.

Już we wrześniu w Operze i Filharmonii Podlaskiej oglądać będziemy Pana w musicalu „Korczak”, w którym wspólnie z Tomaszem Steciukiem zagra Pan tytułową rolę. Czy to duże wyzwanie zmierzyć się z tą legendarną postacią?

Zdecydowanie tak, chociażby ze względów na warunki fizyczne. Korczak, jakiego znamy ze starych fotografii jest łysiejącym starszym panem w okularach. Moje warunki są trochę inne, niemniej jednak, podobnie jak w wersji angielskiej (w prapremierze „Korczaka”, która odbyła się 31 sierpnia 2011 roku w Rose Theatre Kingston w Londynie w rolę Korczaka wciela się czarnoskóry aktor – przyp. red.), skupię się bardziej na symbolice postaci niż oddaniu li tylko jej  fizyczności. Chcę przedstawić Korczaka jako osobę, która pomimo własnych problemów, była w stanie poświęcić życie za innych. Jesteśmy w trakcie Roku Janusza Korczaka i sądzę, że warto bliżej przedstawić idee, które mu przyświecały: bezgraniczne poświęcenie najmłodszym, determinacją z jaką walczył o prawa dzieci, ich edukację i wychowanie.

Jaką wartość wkłada Pan od siebie w tę postać, innymi słowy jaki będzie Korczak Damiana Aleksandra?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie na początku pracy z tekstem i nad rolą. Tak jak już mówiłem, będę starał się przekazać, to co w Korczaku najważniejsze, nie zapominając o jego cieniach życia – problemach w relacjach z kobietami czy alkoholem. Swoistą inspiracją będzie dla mnie też wybitna rola Wojciecha Pszoniaka, którą stworzył w filmie Andrzeja Wajdy. Jednak najważniejsze dla mnie będzie to, żeby postać Korczaka przefiltrować przez siebie i swoją wrażliwość. Nie zapominajmy też, że głównymi bohaterami tego musicalu są dzieci. Jestem pod wielkim wrażeniem dzieciaków z Podlasia, ich zaangażowania i scenicznych umiejętności, którymi się wykazują na próbach. Osobnym bohaterem tego widowiska jest też i wspaniała muzyka.

Przygotowana została też wersja koncertowa „Korczaka”. Jest ona wystawiana poza Operą Podlaską. Czym się różni od wersji scenicznej i jaką rolę dla tego tytułu spełnia taka forma prezentacji?

Będzie to skrócona wersja spektaklu, w której najważniejszym elementem będzie muzyka i występy dzieci. Korczak  stanie się jakoby przewodnikiem po swoim pamiętniku, takim  łącznikiem rzeczywistości z pisanymi wspomnieniami z getta.

U progu nowego sezonu artystycznego nie sposób nie zapytać o Pana plany zawodowe? W jakich nowych produkcjach, oprócz „Korczka”, będziemy mogli Pana oglądać?

Zaraz po premierze „ Korczaka” w Białymstoku  jadę na Górny Śląsk, gdzie wezmę udział w koncercie z tamtejszą filharmonią z okazji  dziewięćdziesięciolecia  miasta Zabrze. Także tam, na początku września  wznowione zostanie disneyowskie widowisko „Tarzan”.  Możliwe, że zawita znowu w Romie „Alladyn” a na wiosnę przyszłego roku planowany jest  powrót romowskiego „Upiora w operze” w Białymstoku.

I na koniec: Broadway czy raczej West End?

(śmiech) Geograficznie bliżej jest do West Endu, ale wiadomo, że z Broadway’u bliżej do światowego kina i wielkiego show biznesu.

Dziękuję za rozmowę.



Łukasz Karkoszka
Dziennik Teatralny
3 września 2012
Spektakle
Korczak