Każdy znajdzie swoją parę

Gdy na widowni ustają ostatnie wygłupy i cichną podekscytowane głosy młodych widzów, kurtyna zamaszyście rozsuwa się, ukazując stojącą na środku sceny... pralkę. Ten przedmiot codziennego użytku znajduje się w centrum przedstawienia, w którego trakcie ulega fantastycznym przeobrażeniom: w statek, instrument, czy kryjówkę.

Patrzymy na dobrze znane urządzenie, ale nie widzimy w nim dłużej czegoś, co służy wyłącznie do wykonywania nudnych obowiązków domowych. Przedstawianie pralki w rozmaitych odsłonach przez Małgorzatę Zwolińską – odpowiadającą za pomysłową scenografię – i zaangażowanie jej w rozgrywającą się akcję sprawia, że staje się ona znaczącym elementem zabawy, jaka ma miejsce na scenie, i jaka może mieć miejsce w domu (oczywiście wraz z opiekunem).

Czar wyobraźni rzucony zostaje nie tylko na pralkę, ale też na tytułowe bohaterki spektaklu, który jest teatralną adaptacją książki Justyny Bednarek o tym samym tytule. Jest to opowieść o lekkim zabarwieniu kryminalnym, ponieważ mamy już na wstępie przedstawioną zagadkę – co dzieje się z ginącymi w pralce skarpetkami? Otóż, w koszu na pranie rodziny małej Be (granej przez Dominikę Guzek) rodzi się prawdziwa rebelia i skarpetki postanawiają „dać nogę". Wspólnie realizują plan ucieczki poprzez dziurę w pralce, by następnie wydostać się kanalizacją na wolność. Tutaj uciekinierki rozdzielają się i każda z nich obiera własną drogę życia.

Kolejno poznajemy ich – w nieoczywisty sposób napisane – losy: od ścieżki ku hollywoodzkiej sławie, przez szczeble kariery politycznej po morskie żeglugi. Śledzimy te „niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)" z niesłabnącym zaangażowaniem. Uwagę najmłodszych skutecznie utrzymuje humor w postaci wygłupów na scenie. Tutaj faworytem zdawał się być grający rolę niesfornego Kajtka Jakub Popławski, którego przewroty, upadki i psoty wywoływały fale śmiechu na widowni. Sam fakt, że skarpetki zachowują się całkiem jak ludzie i tak też są traktowani przez pozostałe postacie, stwarza przezabawne sceny. Jednym z kluczowych przesłań wyrażonych w spektaklu była maksyma „śmiech jest najlepszym lekarstwem". Szczególnie wybrzmiała ona w historii skarpetki, która zabawą wyleczyła chorego Kajtka i tym samym poznała swoje powołanie – została w szpitalu, aby dotrzymywać najmłodszym pacjentom towarzystwa i chronić ich od nudy.

Właśnie za pomocą śmiechu – tego cudownego remedium – Lech Walicki pomaga dzieciom oswoić w trakcie wyreżyserowanego przez niego spektaklu wątki o nieco poważniejszej tematyce, jak wspomniana wcześniej choroba Kajtka, czy wręcz wyjęta z baśni historia upadku króla, który stał się bezdomnym kaleką (odegranego przez Krzysztofa Grygiera, występującego także jako tata Be). W trakcie snucia opowieści przez tego drugiego, na płótnie dwa cienie walczą ze sobą łyżką stołową i widelcem. W tym przypadku historia również kończy się z uśmiechem: królowa (Małgorzata Hachlowska, wcielająca się też w rolę mamy Be) odnajduje swojego małżonka i razem wracają do zamku. Towarzyszy im – oczywiście – zaprzyjaźniona skarpetka, z którą król miał więcej wspólnego, niż mu się przedtem wydawało. Razem stworzyli nietypową, a nadzwyczaj dopasowaną parę kompanów.

Happy end wieńczy losy wszystkich skarpetek: pierwsza dostaje upragnioną rolę w serialu, druga zostaje zastępczą opiekunką małych myszek, trzecią wybrano na prezydenta, a czwartą mianowano królewskim doradcą. Piąta przemienia się w kwiat róży, szósta wraca do swego kapitana, ósma rozwiązuje zagadkę znikających ciastek, a dziewiąta zostaje zatrudniona w szpitalu. Ale zaraz... co się stało z dziesiątą, tą szarą, ze wzorkiem w marchewki? Zapodziała się gdzieś przy ucieczce, czy może wyruszyła w świat jak jej przyjaciele z wiklinowego kosza na pranie?

Ta luka pozostaje do wypełnienia przez wyobraźnię każdego z młodych widzów.



Zuzanna Rusiecka
Dziennik Teatralny Kraków
27 października 2023
Portrety
Lech Walicki