Kiedy ptaszyna zaczyna ćwierkać

Szczęśliwy dom. W nim szczęśliwa żona, szczęśliwy mąż, dwójka szczęśliwych dzieci. Po kątach kręci się chętna do pomocy niania, w międzyczasie salon odwiedza Doktor Rank, wierny przyjaciel rodziny, aby pogawędzić przez chwilę z serdecznym Torvaldem i jego żoną Norą. Przepiękny obrazek. Szkoda, że to tylko gra pozorów.

Torvald Helmer od nowego roku obejmie stanowisko dyrektora Banku Akcyjnego. Z awansu najbardziej cieszy się jego żona, która bardzo lubi wyciągać od męża pieniądze. Niemniej jednak nie robi tego z próżnych pobudek. Przed ośmiu laty w tajemnicy pożyczyła pieniądze od Krogstada, przyjaciela Torvalda. Dzięki temu zdobyła środki na kosztowny wyjazd do Włoch, który uratował życie jej mężowi. By tego dokonać sfałszowała na wekslu podpis umierającego ojca. Teraz to Krogstad prosi Norę o protekcję, ponieważ chce zdobyć posadę w banku jej męża. W mieście pojawia się Krystyna Linde - dawna przyjaciółka kobiety, która także szuka pracy. Finalnie zajmuje miejsce Krogstada.

W ramach zemsty ten informuje Torvalda o dawnym fałszerstwie. Helmer nie może wybaczyć żonie kłamstwa i w związku z tym postanawia odsunąć ją od dzieci, jednak ze względu na opinię publiczną nie wyrzuca jej z domu. Sytuacja jednak szybko się zmienia, kiedy pod wpływem Krystyny zakochany Krogstad odsyła małżeństwu niewygodny dokument. Mąż próbuje zrozumieć postępowanie Nory i wspaniałomyślnie wybacza jej nieodpowiedzialny występek. Jednak ona sama nie chce tego słuchać i w ramach protestu opuszcza rodzinę.
Zarówno scenografia, jak i gra świateł w spektaklu jest bardzo oszczędna, co zresztą w zupełności wystarcza: na scenie i tak dzieje się bardzo dużo. Wszystko za sprawą Elizy Borowskiej, która nie pozwala widzowi nudzić się ani przez chwilę. Nora w jej wykonaniu jest z początku nieco infantylna, naiwna i rozchichotana, wszędzie jej pełno. Podobną słodyczą epatuje Torvald, w tej roli Krystian Modzelewski, który za wszelką cenę stara się, aby jego dom był miejscem spokoju i zabawy. Obydwoje grają przed sobą, że wszystko jest w porządku, czułymi słówkami próbują podtrzymać tę sztucznie wytworzoną atmosferę. Dopiero po przyjeździe Krystyny Nora zaczyna zdejmować z siebie kolejne maski i pokazuje zmęczenie całą tą farsą, które najmocniej podkreśla w jej „płomiennym" tańcu. Pod koniec przedstawienia to już zupełnie inna kobieta: zagubiona, samotna, ale wreszcie szczera ze swoim otoczeniem, z publicznością i, co najważniejsze, z samą sobą.

Na uwagę zasługuje Grzegorz Mielczarek wcielający się w barwnego Doktora Ranka. Udało mu się oddać złożoną osobowość tej postaci. Im dłużej trwał spektakl, tym gra aktorów stawała się coraz naturalniejsza, na szczęście nie ucierpiała na tym intensywność emocji. Punktem kulminacyjnym było odejście Nory, które nie różniło się zbyt wiele od rozstań, które znamy z naszej rzeczywistości. Jedynym minusem, który od czasu do czasu zakłócał przyjemność oglądania spektaklu, były zbyt cicho wypowiadane kwestie, szczególnie w przypadku pani Linde w wykonaniu Anny Cieślak.

Dzisiaj sztuka Ibsena ma nieco inny wydźwięk niż 140 lat temu . Jest to przede wszystkim wciąż aktualna historia o trudnych relacjach, wzajemnym niezrozumieniu i pozach, które przybieramy, choć nie jesteśmy w nich szczęśliwi. Każdy z nas jest tylko (a może aż?) człowiekiem i ma prawo mieć tego wszystkiego dość.

Trzeba sobie o tym od czasu do czasu przypominać, a warto to zrobić właśnie w Teatrze Polskim.



Malwina Dutkiewicz
Dziennik Teatralny Warszawa
23 stycznia 2019
Spektakle
Dom lalki