Kina otwarte, ale ludzi brak. Kto teraz chodzi do kina? Liczby nie powalają

Po otwarciu sieci multipleksów Helios, słońce nad polskimi kinami nie wzeszło. Obawa przed koronawirusem (w pierwszej kolejności) i brak głośnych filmów premierowych (w drugiej) sprawiły, że kina wciąż święcą pustkami. Można założyć, że będzie tak przez całe wakacje.

Od minionego piątku widzowie znów mogą oglądać filmy w największej pod względem liczby obiektów sieci kin w Polsce, która ponownie udostępniła 42 z 49 swoich multipleksów. Helios poszedł nieco dalej niż sieć Multikino, która dwa tygodnie wcześniej uruchomiła 10 sal kinowych w różnych miejscach w Polsce.

Oba multipleksy robią co mogą, by zachęcić widzów do tłumnego przybywania na seanse, ale nawet pomimo zmian w cennikach (w jednej z sieci kupienie biletu kilka dni wcześniej daje spory rabat, w innej - wszystkie bilety są znacznie tańsze w dni powszednie) czy wprowadzaniu nowych form seansu (promocyjne wynajmowanie na wyłączność sal kinowych), ludzie na razie wciąż wolą oglądać filmy na kanapie.

120 procent nowej normy

Otwarcie się na widzów kolejnego multipleksu przyniosła jednak lekkie ożywienie. W miniony weekend frekwencja w polskich kinach wzrosła bowiem o 120 proc. Całkiem nieźle, można by powiedzieć, gdyby widownia skoczyła z 200 tys. do 400 tys. czy choćby z 100 tys. do 200 tys. Niestety, biorąc pod uwagę na jak niskim poziomie znajduje się obecnie frekwencja, można raczej o niej rzec, że jedynie ledwo drgnęła w górę. Na weekendowe seanse sprzedano 17 644 bilety (dane nie obejmują tytułów dystrybuowanych przy UIP, ale niewiele to zmienia).

Owszem, jest to najlepszy wynik od czasu zniesienia na początku czerwca lockdownu, jednak jeśli porównamy go do rezultatów osiąganych przez filmy przed kilkoma miesiącami, to zrozumiemy, w jakim miejscu znajduje się obecnie przemysł kinowy w Polsce (a także na całym świecie). Wystarczy powiedzieć, że przed pandemią tytuł, który zamykał pierwszą dziesiątkę najpopularniejszych filmów, sam jeden od piątku do niedzieli gromadził więcej widzów niż wyniosła frekwencja podczas minionego weekendu.

Natomiast w ostatni weekend przed zamknięciem kin (6-8 marca), kiedy zagrożenie związane z zakażeniem się COVID-19 było już powszechnie znane, widownia przekroczyła 600 tys. osób. Mało prawdopodobne, aby w tym roku frekwencja w kinach choćby zbliżyła się do tego poziomu.

Najpopularniejszym tytułem w polskich kinach jest obecnie familijna opowieść "Czworo dzieci i coś". W czasie minionego weekendu brytyjską produkcję obejrzało 4 674 osoby. Film ten miał swoją premierę przed kilkoma dniami. W czołowej dziesiątce znajdziemy jeszcze trzy inne tytuły, które zadebiutowały w kinach już w nowej rzeczywistości – "Coś się kończy, coś zaczyna" (romans), "Tylko sprawiedliwość" (hollywoodzki dramat sądowy) oraz "Zdrajca" (nagrodzony Cezarem włoski dramat biograficzny). W normalnych warunkach żaden z tych filmów nie miałby szans, aby zaistnieć w czołowej dziesiątce weekendu. Teraz, aby w niej się znaleźć wystarczy zgromadzić na seansie średnio po 2-3 widzów.

Filmem, który na przestrzeni ostatniego miesiąca cieszył się w polskich kinach największą popularnością była animacja "Naprzód". Produkcja Pixara znajdowała się na szczycie box office'u przez cztery tygodnie i dopiero podczas minionego weekendu spadła na drugą pozycję (4 225 sprzedanych biletów). Przez ten czas obejrzało ją około 20 tys. widzów. Innym tytułem wprowadzonym do kin przed pandemią, który jeszcze jakoś sobie radzi jest "Sala samobójców. Hejter" (w tym tygodniu na czwartym miejscu – 1 887 sprzedanych biletów). W sumie dramat Jana Komasy obejrzało 210 tys. widzów. Od zniesienia lockdownu niespełna 10 tys.

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom 3 lipca nie wróciły do życia kina sieci Cinema City oraz większość obiektów Multikina (dziewięć multipleksów tej firmy zostało otwartych 19 czerwca). Trudno się temu dziwić, skoro wznowienie działalności może przynieść jedynie niewielkie dochody przy niewspółmiernie większym wzroście kosztów. Z drugiej jednak strony multipleksy w końcu trzeba będzie otworzyć. Helios podjął decyzję, bez której ożywienie przemysłu kinowego byłoby niemożliwe.



Przemek Romanowski
WP FILM
16 lipca 2020