Kłamstwo na średnio długich nogach

Już trzynasty sezon na afiszu łódzkiego Teatru Nowego utrzymuje się Mayday- jedna z najpopularniejszych fars ostatnich czasów. Cieszy się ona ogromną popularnością i zainteresowaniem, o czym najlepiej świadczyć może brak biletów na sobotnie spektakle z kilkutygodniowym wyprzedzeniem.

Historia wydaje się prosta. Dwie dzielnice Londynu, dwa domy, dwie kobiety i jeden mężczyzna. Nasz taksówkarz-bigamista lawiruje i zręcznie porusza się w wytworzonej przez siebie, niecodziennej rzeczywistości wykorzystując profity życia u boku dwóch (niewiedzących o sobie nawzajem) żon na raz. Jednak, jak możemy się domyślać taka sytuacja nie może trwać wiecznie. Drobny wypadek i nieścisłość w adresie podanym przy przyjęciu do szpitala wywołują falę zdarzeń nie do powstrzymania. Jednego możemy być pewni- nasz bohater nie zazna już spokoju.

Mayday to przede wszystkim zręcznie skonstruowana farsa. Cieszy ona audytoria pod każdą szerokością geograficzną od 1983 roku. Wartka i nieprzewidywalna akcja, trafne dialogi, olbrzymia dawka komizmu sytuacyjnego i postaci to cechy, które zapewniają jej nieśmiertelność na większości scen. Bohaterowie farsy wpasowują się w kolejne stereotypy: Mary- troskliwa, znerwicowana, pruderyjna- strażniczka domowego ogniska; Barbara- namiętna, nieco głupiutka- typowa kochanka; dwóch inspektorów- jeden dociekliwy i nieprzenikniony, drugi naiwny i dobroduszny, Stanley- zabawny, nieporadny sąsiad z góry. Aż w końcu, w samym epicentrum tego zbiorowiska osobliwości John Smith, mąż, który wplątując się w kolejne kłamstwa traci kontrolę nad swoim życiem.

Wystawienie Mayday'a daje niemal stuprocentową pewność powodzenia spektaklu. Tak jest również w przypadku Teatru im. Dejmka. Obsadzony zespół aktorski dobrze oddaje humor Ray'a Cooney'a, a aktorzy wcielający się we wszystkie postaci realizują wspomniane przeze mnie stereotypy. Robią to nawet w sposób nieco przerysowany, co jednak nie przeszkadza w odbiorze i wpasowuje się w klimat farsy. Po tak wielu latach kreowanie obrazu poszczególnych bohaterów wydaje się być dla obsady żadnym wyzwaniem. Wyjątek stanowi tutaj Katarzyna Żuk, sceniczna Mary, której rola jest bardziej wymagająca. Gra ona bowiem cnotliwą, praworządną kobietę, którą przerasta nadmiar zdarzeń i niemieszczących się w głowie informacji, doprowadzając ją tym samym do szaleństwa. Na naszych oczach targana spazmami złości i bezsilności krzyczy, biega, wyzywa. I robi to bardzo wiarygodnie.

Scenografia Marleny Skoneczko przedstawia wnętrze typowego, tandetnie urządzonego angielskiego mieszkania o tapecie ze wzorem lekko pochmurnego nieba i pozostających w podobnym klimacie mebli. Po obu stronach ulokowane są drzwi, w których to znikają, to pojawiają się kolejne postaci. Daje to publiczności wrażenie oglądania sitcomu, co szczególnie wyraźne jest dla widzów zajmujących miejsce z daleka od sceny- na balkonie, skąd paradoksalnie mają lepszą perspektywę na toczącą się akcję.

Brak muzyki, nieliczne efekty świetlne i skromna scenografia nie odwracają uwagi widza od ruchu scenicznego i dialogów, które aż kipią humorem. Pozwala mi to stwierdzić, że spektakl ten to tak naprawdę dwugodzinny skecz kabaretowy, który (zwłaszcza w drugiej części) widzów doprowadzi do łez lub, co najmniej, bólu policzków.

Mayday w Teatrze Nowym im. Dejmka to dobra propozycja rozrywki na sobotni wieczór. Jak się okazuje wpadka bigamisty i związana z nią komedia omyłek to niewyczerpywalny temat do śmiechu, a taka historia doprawiona barwnymi postaciami i dobrą grą aktorską zbierać będzie komplety na teatralnej widowni jeszcze przez długi czas.



Iga Januchta
Dziennik Teatralny
28 kwietnia 2016
Spektakle
Mayday