Klasa średnia bije brawo

Dotychczasową działalność dyrektora Orzechowskiego podsumować można jednym słowem: średnio. Ale taki chyba był zamysł. Gratuluję konsekwencji w realizacji planu

Teatr Wybrzeże to ważny punkt na mapie kulturalnej Trójmiasta, tak więc chwała red. Baranowi za odważną decyzję zainicjowania otwartej debaty nad kondycją pomorskiej "świątyni sztuki". Tym bardziej że i okazja po temu, bo nowy dyrektor Adam Orzechowski minął półmetek twórczych działań. 

Orzechowski przejął Teatr Wybrzeże po rewolucyjnych, często kontrowersyjnych rządach Macieja Nowaka z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli ogromnym zadłużeniem finansowym, ale też z dobrymi spektaklami w repertuarze i konkretną wizją sceny. Wiele Nowakowi można było zarzucić, ale trzeba przyznać, że udało mu się stworzyć ciekawy artystycznie i charakterystyczny zespół. To, czy wizja zaangażowanego społecznie i politycznie teatru pod kierownictwem literackim Demirskiego spotkała się z aprobatą widzów i środowiska teatrologów, to rzecz gustu, jednak trzeba przyznać, że za Nowaka o Wybrzeżu było w kraju głośno. Gdański teatr miał szansę wyrwać się z prowincjonalnego marazmu i stać się prawdziwie rozpoznawalną sceną.

Orzechowski zaczął od burzenia dokonań Nowaka, jednak przez ponad dwa lata jego dyrektorowania nie udało mu się zaproponować nic lepszego w zamian. Dziś Teatr Wybrzeże może się wprawdzie pochwalić imponującą ilością polskich prapremier, niestety spektakle te wyglądają dobrze tylko na afiszu, bo same w sobie reprezentują przeważnie (poza nielicznymi wyjątkami) żenujący poziom artystyczny, na który składają się słaba gra aktorska i najczęściej nietrafiony dobór reżyserów bez dramaturgicznego pomysłu na nowe teksty. Fatalną inicjatywą wydaje się także zapraszanie na "gościnne występy" prowincjonalnych, doskonałych w swej akademickości teatrów (patrz: "Sarmacja"). W rezultacie Wybrzeże pod płaszczykiem otwartego na nową dramaturgię światową teatru "dla każdego", konsekwentnie przekształca się w scenę pozbawioną polotu i pomysłu na siebie.

Dotychczasową działalność dyrektora Orzechowskiego podsumować można jednym słowem: średnio. Ale taki chyba był zamysł; pamiętam, jak podczas jednego z pierwszych publicznych wystąpień, zaraz po objęciu dyrekcji nad Wybrzeżem, Orzechowski stwierdził, że ma zamiar tworzyć "średni teatr dla klasy średniej" (a takiego reżysera jak Krystian Lupa nie ma zamiaru zapraszać, bo "nikt go nie rozumie" - zwłaszcza zapewne reprezentanci klasy średniej Trójmiasta). Cóż, gratuluję konsekwencji w realizacji planu.

Trzeba przyznać, że obecny dyrektor jest świetnym menedżerem, który sprawnie poradził sobie z ogromnymi długami Nowaka. Co więcej, bilety na spektakle sprzedają się świetnie (klasa średnia bije brawo), więc Adam Orzechowski swój cel osiągnął. Niestety jednak talent menedżerski nie idzie w jego przypadku w parze z sukcesami artystycznymi. Tutejszym widzom, oczekującym przyzwoitego poziomu intelektualnego i artystycznego pozostaje wyjazd do Warszawy albo Krakowa (a jeśli nie mają na to czasu czy pieniędzy, to chyba już tylko Teatr Telewizji...).

Wyliczanie wszystkich "za" i "przeciw" obecnej dyrekcji Wybrzeża wydaje się jednak nie trafiać w sedno problemu. Najwyższy czas, żeby Adam Orzechowski odpowiedział sobie szczerze na pytanie: czy ma zamiar prowadzić teatr, który będzie kształtował gusta odbiorców i liczył się artystycznie na mapie kulturalnej kraju, czy też chce konsekwentnie dostarczać pseudoambitnej rozrywki i schlebiać gustom "klasy średniej"?

Autorka jest studentką krytyki artystyczno-literackiej w Instytucie Filologii Polskiej na Uniwersytecie Gdańskim



Magdalena Zelent
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
19 lutego 2009