Kołowaty mrok blekotu
"Makbet" Williama Szekspira w reżyserii Mariusza Grzegorzka nie analizuje żądzy władzy, psychiki mordercy, zdrajcy, królobójcy, uzurpatora. Pokazuje mityczną czerń, która włada ludźmiMit czerpie energię z dźwięków kotłów. Walą w nie - do granic akustycznej wyporności ucha - Jakub Jeziorowski i Łukasz Warenica z Akademii Muzycznej. Rytm nie zmienia "Makbeta" w spektakl operowy. Fale pulsują w skroniach; hipnotyzują widzów i dyscyplinują zespół aktorów. 21 osób równo skanduje tekst przez trzy i pół godziny. To bardzo wymagająca estetyka. Na premierze wiele osób nie wytrwało i wyszło w przerwie. Inni pojękiwali. Bo tu rzędy zapalonych świec, od których czuć inkwizycją, które przed każdą sceną aktorzy zestawiają w tajemnicze geometryczne układy. To labirynt zamku, rozświetlany pochodniami, ale też pieczołowicie przygotowywana przestrzeń ciemnego rytuału. Aktorzy często grają tyłem do widzów, włączając publiczność jako asystentów w swój mroczny obrządek. Raz po raz gasną reflektory. Figury mówiących aktorów ledwie majaczą wśród świec. Zapada ciemność. Fizyczny mrok mitu. Mariusz Grzegorzek, by mówić o fatum, wystawił "Makbeta" tak, jak zrobiliby to antyczni Grecy. Ustawił aktorów na koturnach, założył im togi - świetne, syntetyczne kostiumy Magdaleny Moskwy, wymuszające hieratyczną postawę, a mimikę twarzy zmienił w maskę. Ewa Audykowska-Wiśniewska jako Lady Makbet w niezwykłej, intymnej scenie szaleństwa konsekwentnie przeistacza się z kota, który zlizuje krew z łap w odrażające, starożytne oblicze o zmarszczonym czole i rozciągniętymi za pomocą palców ustami. Ireneusz Czop jako oszalały Makbet raz po raz wywala język wilka, którym chłepcze posokę Banka z twarzy jego mordercy. Dwoje głównych aktorów nie gra ludzi, posiadających psychikę: gra mit, który ludźmi zawładnął. Wyraźnie niestety widać przepaść, która dzieli tych dwoje od innych wykonawców: to różnica zawierzenia ciemnej metafizyce. Konwencjonalność obnażają studenci Filmówki, zatrudnieni tłumnie przez reżysera do ról szkockich panów. Patos mitu oddają tym, czym potrafią, czyli komiksowym zaciśnięciem szczęk. Wówczas opada energia i szeleszczą literackie metafory przekładu Jerzego S. Sity. Bo sam reżyser nie zostawił miejsca na oddech: jedyna scena, która wypadła z tekstu tragedii, to komediowy monolog Odźwiernego, który mógłby zmącić czerń. Ta czerń należy do Wiedźm, znakomicie wymyślonych i zagranych przez Dorotę Kiełkowicz, Grażynę Walasek i Justynę Wasilewską. Parki, determinujące los ludzi, same mają związane ręce, zabandażowane wzdłuż tułowia. Na ich wapiennych, zamroczonych blekotem twarzach tkwią wysmarowane czernidłem gęby, wykrzywione w grymasie smutku. Wiedźmy pełzają, wyją, żrą z koryta, warzą czarcią polewkę z trupiego jadu - a nikt z widzów nie ratuje się śmiechem. Bo "Makbet" Grzegorzka to świat bez powietrza, bez Boga, bez choćby transcendentnego dozorcy, za to z rozbudowaną sferą mroku. Zamieszkaną przez bóstwa gorszego sortu, ale dość mocne, by przejąć władze nad ludźmi. Kołowate panie blekotu władają Makbetem. Od chwili przepowiedni królowania Makbet nie trzeźwieje. Zamroczony morduje Duncana. Zamroczony zabija młodego Siwarda - czyni czarne inkantacje, balansując na czubku swej czaszki w parodia sacra Ukrzyżowanego, o którym nic nie wie. Groteskowy ton wiedźm przejmuje też Lady Makbet. Gdy podejmuje decyzję, by pchnąć męża do mordu, w ciemność, mówi jak wiedźma. Lady Makbet ma jeszcze jedną rzecz wspólną z Wiedźmami: jest jałowa jak one. Ich wyschnięte ciała są podobne jej ciału, naznaczonego blizną po dziecku, które wspomina. Wracający z boju Makbet przypada do jej brzucha, w zwierzęcym akcie miłosnym całuje jej bliznę. Wiedźmy mają też rzecz wspólną z Makbetem: wloką za sobą czerwone sznury pępowin, jak dzieci spędzone przemocą z łona. Makbeta zaś, jak przepowiadają, zabija człowiek, który nie jest zrodzony z kobiety. Macduff, wyrwany z brzucha matki przed czasem, to symboliczny syn Makbeta, syn, którego Makbet nie ma i mieć nie będzie. To symboliczny syn Banka, zamordowanego przyjaciela, ojca przyszłych królów. I symboliczny triumf blekotu. „Makbet” Williama Szekspira. Reżyseria i dekoracje Mariusz Grzegorzek, kostiumy Magdalena Moskwa, muzyka Łukasz Warenica, Jakub Jeziorowski. Premiera 5 kwietnia na Dużej Scenie Teatru Jaracza .
Leszek Karczewski
Gazeta Wyborcza Łódź
7 kwietnia 2008