Komentarz do pedofilskiej histerii

Rzeczywistość pozateatralna, ta, w której funkcjonujemy, żyjemy, pracujemy, jest dziś jak koszmarny teatr. Bo aż trudno uwierzyć, iż to, czego doświadczamy obecnie, dzieje się naprawdę. Weźmy na przykład ostatni tydzień będący, można powiedzieć, "obecnością szatana w polskim parlamencie". Bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie parlamentarzystów, zwłaszcza rządzącej koalicji (ale i lewackiej opozycji), głosujących za przyjęciem ustaw wymierzonych przeciwko człowiekowi.

Najpierw więc uchwalono ustawę o legalizacji in vitro z poparciem prezydenta Bronisława Komorowskiego podpisującego ten antyludzki dokument, a "chwilę" później mamy następną szatańską ustawę o prawie do zmiany płci, która powinna się nazywać promocją wynaturzeń. Według tejże ustawy bowiem płeć, z którą urodziliśmy się i która wiąże się z budową naszego ciała, nie jest już uwarunkowana biologicznie. Płeć można zmienić w zależności od subiektywnego odczucia. Krótko mówiąc, gender przeszło w następną fazę (tylko patrzeć, jak sceny teatralne zapełnią się wynaturzonymi dziwadłami, jakby dotąd było tego mało).

A wcześniej, jak pamiętamy, parlament zafundował Polakom ustawę tzw. antyprzemocową, co wielu nazywa - i słusznie - przemocową, bo pozwalającą odbierać dzieci prawowitym rodzicom na przykład wskutek przyczyn nierzadko domniemanych, niesprawdzonych dokładnie.

Idąca pod prąd poprawności politycznej, kameralna sztuka Wacława Holewińskiego "Nic się nie stało" nawiązuje właśnie do takiej sytuacji. Odważnie podejmuje temat pedofilii, oskarżenia o ten czyn niewinnego człowieka. Sztukę więc można odebrać jako rodzaj komentarza do tzw. ustawy przemocowej. Pewnego dnia na spacerze w parku 11-letnia dziewczynka upadła na płot i zraniła intymną część swego ciała. Badający ją lekarz orzekł, iż dziewczynka została zgwałcona. Podejrzenie pada na ojca, a także na dziadka. Zaczyna się dochodzenie prokuratorskie. Cała sprawa ślimaczy się pół roku, w ciągu którego zostało zniszczone życie kilku osób. Mąż stracił pracę, żona również. Odium sąsiadów spowodowało, że ojciec dziewczynki został dotkliwie pobity przez "nieznanych" sprawców. Nie wytrzymuje już tej sytuacji podejrzeń, bo wie, że jest niewinny. Ma zakaz zbliżania się do córki. Bliski jest popełnienia samobójstwa. Matka obawia się, że córka może być odebrana rodzicom itd., itp. Oboje są załamani i nie mają z czego żyć. Gdy już cała rodzina została doprowadzona do skrajnego wyczerpania, okazuje się, że dziewczynka nie była przez nikogo zgwałcona. Po prostu lekarz się pomylił.

Droga prowadząca do finału ukazuje zarówno chory system wymiaru sprawiedliwości, jak i całego państwa polskiego na każdym odcinku badania sprawy. Pani prokurator nie ma sobie nic do zarzucenia. Rozwleka dochodzenie w czasie, nie przyśpiesza, wyjeżdża na urlop, ma swoje życie itp. Po zakomunikowaniu rodzicom dziewczynki, że nastąpiła pomyłka, nawet nie raczyła przeprosić za gehennę, którą przeżywali przez wiele miesięcy. No, bo cóż takiego się stało? Ojciec może znów widywać córkę

Tekst sztuki rozpisany jest na trzy monologi: matki Magdy S. (w tej roli Emilia Komarnicka), ojca Maksa S. (gra go Mateusz Banasiuk) i pani prokurator Kaliny Jędrzejczyk (Olga Sarzyńska). Aktorzy mają trudne zadanie, ponieważ sztuka przypomina słuchowisko radiowe. Reżyserka Barbara Wiśniewska ustawiła aktorów frontem do publiczności. I z tej pozycji wygłaszają swoje kwestie w postaci monologów, właściwie nie wchodząc ze sobą w relacje.

Narracja jest "rwana", dramaturgia budowana jest na tzw. cięciu monologów, co nie pozwala aktorom na budowanie i rozwój dramatu każdej postaci. Nie ma też sytuacji poza kilkoma przemieszczeniami się aktorów z miejsca na miejsce. Zadania nie ułatwia też scenografia, interesująca, ale nieadekwatna do tekstu. Dramat rodziny Magdy i Maksa S. Emilia Komarnicka i Mateusz Banasiuk oddają głównie tembrem głosu i mimiką (wyrazista Emilia Komarnicka). Najlepsza rola należy do Olgi Sarzyńskiej. Aktorka buduje postać pani prokurator na pewnym dystansie. Jest cyniczna, to nie jej dramat, nie jest zaangażowana emocjonalnie, przychodzi wszak z innego porządku rzeczy. Dobra rola.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
27 lipca 2015