Kon-teksty ruszyły pełną parą!
Jesteśmy w trakcie międzynarodowego festiwalu Kon-teksty, prezentującego sztuki przeznaczone głównie dla dzieci i młodzieży. Mimo młodego wieku adresatów autorzy festiwalu stawiają przed widownią bardzo trudne i wymagające pytania. Ideę festiwalu doskonale przedstawił dyrektor artystyczny festiwalu Janusz Ryl-Krystianowski: "Chciałbym, żeby uczestnicy i twórcy naszego spotkania znaleźli czas na poważną refleksję nad "stanem ducha" dzisiejszego odbiorcy, nad jego stosunkiem do scenicznych propozycji, a w konsekwencji nad przyszłością teatru. Jakie treści są bliskie dzisiejszemu widzowi? Jakie środki inscenizacji są do zaakceptowania?"Na tak trudne pytania trudno znaleźć jakąś trafną odpowiedź, w szczególności przypatrując się dotychczas obejrzanym spektaklom. Przez pierwsze dwa festiwalowe dni ciężko było doszukać się innowacyjnych środków inscenizacyjnych, a także odnaleźć formę i treść teatralną, wprawiającą w zachwyt współczesnego, wymagającego widza.
Spektaklem, który inaugurował festiwal był "\'Dantełka i Broderko" w wykonaniu Miejskiego Teatry Lalek z Bułgarii. Bez wątpienia okazał się nie lada zaskoczeniem dla młodej widowni - oczywiście w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Przedstawił historię bardzo lekką i prostą: dwa skłócone królewskie rody nie mogą się obyć bez wzajemnej walki. Wśród nich znajdują się bohaterowie podobni do Romea i Juli, czyli zakochani w sobie książę i księżniczka. Rozwój wydarzeń - w przeciwieństwie do szekspirowskiego dramatu - jest szczęśliwy. To przyjemne widowisko popsuł na brak tłumaczenia z bułgarskiego na polski. (Jak rozwiązać taki problem, skoro spektakl przewidziany był dla dzieci nieumiejących jeszcze czytać napisów?) Mimo że nie rozumieliśmy języka aktorów, to jednak przedstawienie miało w sobie taką magię, iż oglądaliśmy je z wielkim zaciekawieniem. Wspaniałe osobowości stworzone przez aktorów, którzy znakomicie wpasowali się w lalkarski, kolorowy świat dwóch królestw dodały bajce bez wątpienia wiele uroku. Wszystko przyprawione zostało wspaniałym komizmem. Mimo konwencjonalizmu, którego autorzy festiwalu mieli unikać, spektakl oglądało się bardzo przyjemnie.
"Don Kichot. Hipoteza". Ten kolejny festiwalowy spektakl wyreżyserował sam Janusz Ryl-Krystianowski. Współczesny autor – Sławomir Animucki – zainspirowany Cervantesem napisał tekst, w którym, za sprawą dwóch Mężczyzn o różnych temperamentach, doświadczeniu i odmiennym podejściu do życia, ożywa opowieść o rycerzu z La Manchy i jego giermku. Akcja rozpoczyna się w bibliotece, w miejscu, które przenosi nas do czasów Don Kichota i Sancho Pansy. Główny bohater Don Kichot jawi się nam bardzo wyraźnie jako człowiek oślepiony własnymi ideałami, stawiający sobie błędne priorytety, doprowadzający innych do zguby poprzez swój obłęd. Człowiekiem, który zawsze sprowadza na ziemię błędnego rycerza jest oczywiście Sancho Pansa. Sytuacje, które przytrafiają sie obojgu nie tylko są pouczają, ale są również przedstawiane z dużą dozą rubasznego humoru. W rezultacie dostaliśmy sztukę obrazującą nasze człowieczeństwo, zachęcającą do rozmowy na jego temat. Aktorzy nie do końca okazali się przekonywujący. Oddanie podniosłego charakteru Don Kichota okazało się zbyt dużym wyzwaniem dla Marka Cyrisa. Grał z lekką dozą manieryzmu, co trochę przekreśliło wierne oddanie złożoności i obłędu postaci głównego bohatera. Symboliczna scenografia ograniczała się do zaledwie paru ksiąg rozstawionych na scenie. Jednak na szczerą pochwałę zasługuje, oprócz problematyki spektaklu, doskonałe połączenie gry kukieł z prawdziwymi aktorami - okazało się bardzo płynne i harmonijne.
Swoją nadzieję w możliwości zobaczenia bardzo interesującej inscenizacji pokładałem w spektaklu Spółdzielni Teatralnej, która w reżyserii Tomasza Rozmianca zaprezentowała sztukę „Absynt” Magdaleny Fertacz. Niestety okazała się moim największym zawodem, głównie przez aktorów. Tak duży festiwal jak "Kon-teksty" narzuca bez wątpienia jakieś standardy, jeżeli chodzi o poziom aktorski. Niestety - spektakl stworzony przez sepleniących i zmanierowanych naturszczyków nie może wyjść dobrze. Znając środowisko OFFowe wiemy, że nie trzeba być profesjonalnym aktorem, aby świetnie grać i przekonująco. Niestety Spółdzielni Teatralnej aktorsko nic nie wyszło. Miałem wrażenie, że oglądałem szkolne kółko teatralne, a nie spektakl na jednym z większych poznańskich festiwali teatralnych. Wracając do inscenizacji - można na szczęście powiedzieć, że była ciekawa. Nasycenie spektaklu symboliką i zabiegi inscenizacyjne typu ruchoma platforma z aktorami okazały się bardzo trafne, dlatego, przynajmniej w tym względzie, należy się pochwała dla pana Rozmianca. Tematyka sztuki dotykała problemów i słabości współczesnego człowieka. Spektakl zwróciał uwagę na fakt, że sprzeczności w naszych wyborach i uczuciach są w stanie doprowadzić nas do zguby. „Główna bohaterka – Karolina, buduje swój świat z przeciwieństw: z marzenia i niechęci do własnego dziecka; z poruszającej i pogrążającej miłości do przypadkowego mężczyzny; pragnienia czułości i akceptacji z jednej, a niechęci do rodziców z drugiej strony.” Wszystko rozwiązuje tragiczne zakończenie.
Nie doczekaliśmy sięjak dotąd żadnej festiwalowej perełki, ale, znając Kon-teksty, z pewnością widać ją już gdzieś na horyzoncie. Czekamy zatem niecierpliwie.
Witold Kobyłka
Dziennik Teatralny Poznań
18 listopada 2009