Koncertowy "Pinokio" nie tylko dla dzieci

Scenka przy wyjściu z teatru lalek - mama mówi do kilkuletniego chłopca: - Ale dali czadu! Czegoś takiego dawno tu nie było! A syn potakuje i dopytuje się, czy następnym razem zagrają tak samo. To reakcje po premierze w Teatrze Pinokio.

Za "czad" odpowiedzialny jest Konrad Dworakowski, nowy dyrektor Pinokia. Młody reżyser prowadzi scenę przy ul. Kopernika od kilku miesięcy. W wakacje dał się poznać jako współtwórca plenerowego spektaklu "Tuwimki", w którym aktorzy jeździli rowerami i zaskakiwali interpretacją wierszy Juliana Tuwima. Teraz w październiku Dworakowski pokazał samodzielnie wyreżyserowaną premierę. W ten sposób łodzianie - pierwszy raz od lat 80. - zobaczyli w Teatrze Pinokio bajkę "Pinokio" Carlo Collodiego.

Jak na teatrzyk dla dzieci przystało, stolarz Gepetto struga w ciasnej izdebce małego pajaca, nucąc rzewną piosenkę o smutnej starości. Dorośli widzowie zerkają na siebie pytająco, bo czas płynie, a jakoś nudno. I wtedy reżyser radykalnym posunięciem - którego nie zdradzę - z hukiem wywala za kulisy grzeczny teatrzyk i odsłania ustawioną na podeście kapelę rockową na czele z Olkiem Różankiem, wokalistą szczecińskiego zespołu Chorzy na Odrę. I zaczyna się czad.

Małą lalkę zastępuje duży pajac, pomalowany w geometryczne wzory. Prowadzi go Krzysztof Ciesielski. Obaj tworzą bohatera spektaklu: dorosłego mężczyznę z marynarce i krawacie, w którym drzemie dziecięca naiwność lalkowego Pinokia. Jego przygody komentują perkusja, klawisze, gitary i energetyczny wokal Różanka. Ilustracją stają się projekcje wideo puszczane na ruchomych planszach. Kiedy Pinokio ucieka przed kotem i lisem, widzimy film z biegnącym ulicami aktorem. Teksty też nie są typowe. Różanek śpiewa o wiórach lecących z tyłka, a wróżka dzieli kłamstwa na te, które mają krótkie nogi i długi nos.

Co na to dzieci? Choć mamy zasłaniają im uszy z obawy o stan bębenków, maluchy klaszczą w dłonie, wytrzeszczają oczy i z upodobaniem powtarzają ryczący refren, by po chwili zastanowienia spytać, co to właściwie jest ta kamfora, o której śpiewają, że znika. Konrad Dworakowski osiągnął więc efekt "Shreka" - na jego spektakl będą przychodzić i dzieci, i dorośli. Choć każdy z innych powodów.

Wybór tekstu nie pozostawiał wątpliwości. "Pinokia" należy traktować jak manifest programowy nowego dyrektora i zapowiedź dużych zmian na łódzkiej scenie lalkowej. Konrad Dworakowski udowodnił, że rozumie coś, co często umyka realizatorom spektakli dla dzieci - dziecięca widownia nie jest zawsze taka sama. Żaden szanujący się reżyser nie pokaże dziś "Hamleta" w zbrojach łuskowych, tymczasem dzieciom "Epoki lodowcowej" i ipodów wciska się nadal uprzejmy teatrzyk dydaktyczny ze słodkimi piosenkami z playbacku i scenografią w kolorze piernika. Zapewne pojawią się pytania: czy aby nie za odważnie, czy to jest dobre dla małych widzów (choć można też spytać, czy dobra jest dla nich bajka Collodiego, w której ludzie umierają z głodu, a chłopca zamienionego w osła ćwiczy się na śmierć). 

Jeśli realizacja Dworakowskiego wzbudzi dyskusję o nowoczesnym teatrze lalkowym dla dzieci, to można powiedzieć tylko jedno. Nareszcie!

„Pinokio” wg bajki Carlo Collodiego, reż. Konrad Dworakowski, scenogr. Marek Zakostelecky, muz. Piotr Klimek, projekcje Michał Zielony, premiera 17 października 2009 w Teatrze Pinokio



Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
20 października 2009
Spektakle
Pinokio