Konfucjański, miejsko-leśny Szekspir

Przedostatnia odsłona na 4 Festiwalu Teatrów Muzycznych to sygnowany przez Teatr Nowy "Sen nocy letniej" Szekspira w tłumaczeniu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Ile w spektaklu jest Szekspira, ile Gałczyńskiego - trudno stwierdzić. Na pewno transowa opera w reżyserii Wojciecha Kościelniaka to przede wszystkim wariacja Leszka Możdżera, kompozytora. Nie wszyscy widzowie byli przygotowani na poetyckie i muzyczne wizje prezentowane przez ten duet. Już nie awangarda, ale jeszcze nie klasyka, to chyba najczęstsze komentarze po trwającym bez przerw stutrzydziestominutowym seansie onirycznym.

Na odbywającym się od kilkunastu lat w Gdańsku Festiwalu Szekspirowskim „Sen nocy letniej” jest obok „Hamleta”  najczęściej wystawianym dramatem Szekspira. Widzieliśmy już różne wersje tego niełatwego utworu, niekiedy bardzo odbiegające od źródłowego tekstu Stradfordczyka. To, co powstało ze „spółkowania” Kościelniaka i Możdżera ze studentami krakowskiej szkoły teatralnej w 2008 roku w Poznaniu, mieści się w nurcie poszukującym  nowych dróg przy wystawieniu dzieła poetycko przegadanego. Mieszanka stylów i rytmów, z wykorzystaniem multimediów i akcentem na grę świateł. Przez cały spektakl widzowie siedzieli w półmroku, patrząc na rozgrywającą się historię ludzi i bajkowych stworów, których w sposób naturalny i czarodziejski ogarniały miłosne emocje, także gniew, zazdrość i pożądanie. Fabuła (podawana także przez chór) realistyczno-fantastyczna, którą stworzył Szekspir nie uległa zmianom , postaci również nie zaskoczyły przyjęciem innej niż szesnastowieczna koncepcji charakterologicznej. Uwaga realizatorów skupiła się na choreograficznych rozwiązaniach i układach tanecznych bardzo zgeometryzowanych i dopracowanych. Postaci poruszały się najczęściej niczym zaprogramowane maszynki, tanecznie i rytmicznie, prezentując także indywidualne wariacje tego programowania. Ich ruch wpisany był w obręcze  i źródła światła oraz gabaryty bardzo poszerzonej sceny. Symetria i powtarzalność to naczelne wyznaczniki choreograficzne. Być może te właśnie elementy nakreśliły również stylizacje kostiumowe. Postaci odgrywające Ateńczyków upodobniły się do wyznawców filozofii konfucjańskiej, nosząc bardzo proste, pozbawione ozdobników stroje, mężczyźni dodatkowo uczesani byli w charakterystyczny „ogon”, także kojarzony z kulturą samurajską.

Cały spektakl zdeterminowany był przez muzykę. Gatunkowo pomieściła w sobie jazz, folk, rock, techno, przyśpiewki góralskie i muzykę świata. Śpiewano w różnych skalach i barwach, co przypominało niekiedy warsztatowe popisy wokalne niż pełnobrzmiące utwory. Nazbyt często powtarzające się frazy dźwięków były nużące i wstrzymywały percepcję widzów, wystawioną na ciężką próbę. Ciekawym zabiegiem była multimedialna, komiksowo opowiedziana historia prób do spektaklu o Priamie i pięknej Tyzbe; doprowadzona do finału, zostaje wpisana w kulturę wielkiego miasta. Komediowy charakter tekstu Szekspira i  poznańskiej trans-opery wpisanych w konwencję snu podkreślają między innymi takie sceny jak góralska biesiada i przyśpiewki ludowe czy rozmowa telefoniczna, podczas której podaje się zupę.

Nie ma w spektaklu wybitnej kreacji. Na uwagę zasługuje grający lekko Tezeusza, Oberona i Pigwę Krzysztof Żabka, energetyczny Michał Kocurek jako Lizander i Zdechlak.  Przekonywująca była Anna Mierzwa w roli Hipolity i Tytanii. Roksana Pryjmak również zasługuje na słowa uznania. Mało zgrane są tancerki wcielające się w postaci kapłanek i elfów.

Nie miałam poczucia, że uczestniczę w dziele wybitnym, lecz warsztatowym, będącym próbą dyskusji z gatunkiem muzycznym i teatralnym. Przyciężkawa momentami muzyka nużyła, nie budując znaczeń ani obrazów. Spektakl Wojciecha Kościelniaka, mimo wszystko zbyt „przegadany”, nie uwodzi awangardowymi rozwiązaniami, stanowi jednak doskonały przykład współpracy uznanych realizatorów, którzy doceniają młodych, utalentowanych aktorów.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
9 kwietnia 2011