Koniec i bomba...

Dewiza Teatru Małego w Łodzi zamyka się w słowach: "Wpadnij do nas po wytchnienie". Korzystając z zaproszenia, wpadłem więc po raz drugi. Po nudę! Tym razem na "Kukłę", znowu w reż. Mariusza Pilawskiego. Inni byli ostrożniejsi. Przedświątecznego wytchnienia szukali tuż obok, w galerii handlowej. W konsekwencji, mało zaskakującej, na widowni zasiadło tylko, a może "aż", czworo widzów. Mówi się, że Pilawski jest reżyserem bez specjalnego poczucia humoru i dlatego właśnie ima się komedii, aby udowodnić wszystkim, że to nieprawda.

Dementuję! Prawda! Uważam jednak, że w tym przypadku do swoistej porażki przyczyniła się nie tylko reżyseria, ale i sam scenariusz. Autorem tekstu jest Paweł Binke. To pseudonim artystyczny Jerzego Gruzy. O ile udawało mu się ukazać komicznie rzeczywistość PRL, ze współczesnością nie poradził sobie zupełnie.

"Kukła" to opowieść o dojrzałej kobiecie, próżnej prezesce czegokolwiek, uwikłanej w nieuczciwe interesy. Bohaterka nie może pogodzić się z upływem czasu. Myśli o operacji plastycznej. Marzy o miłości. Boi się samotności. Jeśli tytuł miał stanowić punkt wyjścia do dyskusji o jej osobowości, trudno mówić o jakiejkolwiek analogii. Nie udało się twórcom stworzyć nawet lalki, nie wspomnę, że drugiej Izabeli Łęckiej. Nie dostrzegłem w niej karykaturalnego wyobrażenia o postaci ludzkiej. Wręcz przeciwnie. Zestawiłem tę postawę raczej z powszechnie obowiązującą, prawdziwą, reprezentowaną przez wiele kobiet, niezależnie od wieku, przez co nie tyle zabawną, co wzbudzającą litość. W tę rolę wcieliła się ceniona, nie tylko przeze mnie, aktorka, Loretta Cichowicz. Ogromny talent, nietuzinkowa osobowość, profesjonalizm skazują ją na artystyczny sukces. "Kukła" to spektakl przypominający odcinek bardzo płaskiej telenoweli. Cichowicz nie mogła w pełni wykazać się w grze kunsztem, który bez wątpienia posiada. W tym przypadku znalazła się w niezbyt komfortowej sytuacji. Jedynie poczucie odpowiedzialności i aktorskiej misji nie pozwoliło jej zapewne na zbojkotowanie tego wieczoru...

Obok prezeski pojawia się jej się ulubiony asystent, Robert, upozorowany na homoseksualistę, który w finale okaże się żonatym mężczyzną, współpracującym z służbami, mającymi doprowadzić do wyjawienia prawdy o jej nielegalnej działalności. Kreuje go Witold Łuczyński. Niezwykle żenującym momentem w spektaklu jest sytuacja, w której aktor próbuje nauczyć widza, starszego pana, odegrania roli homoseksualisty, pokazując, jakie to trudne zadanie.

Czy fabuła angażuje? Czy dialogi bawią? Czy spektakl zachwyca, jeśli nie zachwyca? Na pozytywną ocenę zasługuje na pewno scenografia przygotowana przez Honoratę Łukasik. Nie rekompensuje ona jednak widzom braku estetycznych doznań i oczekiwanego komizmu.

"Kukła" - reż. Mariusz Pilawski - Teatr Mały w Manufakturze

 



Grzegorz Ćwiertniewicz
Dziennik Teatralny
18 stycznia 2014
Spektakle
Kukła