Kopalnia snów

Przestrzeń wypełniona cegłą. Mrok spowity przez sen. Kopalnia myśli i ciemność wiodąca do alternatywnego świata, umieszczonego w rzeczywistości, której nie widzimy na co dzień. A przynajmniej nie takim okiem - wrażliwym na to, co okala nasze myśli. Czy masz odwagę być kim jesteś? Czy marzenia Twoje nie wychodzą przez sferę świata onirycznego, odległego w swych znaczeniach?

19 stycznia w Zabytkowej Kopalni Ignacy w Rybniku miało miejsce otwarcie wystawy Łukasza Jureczko pt. „Mokre sny robotów". Wystawy ciekawej, intrygującej - poruszającej temat jednego z problemów współczesnego świata, gdzie biegniemy przez życie z takim pędem, że nie mamy czasu zastanowić się nad tym kim jesteśmy.

Samo miejsce wystawy naznaczone było swego rodzaju specyfiką, działającą na korzyść prezentowanych prac. Ceglane mury, masywne wejście, będące niejako przejściem do innego wymiaru. Przestrzenią gdzie czas stanął w miejscu. Wskazówki zegarów wytaczać przestały kolejne minuty i cały ten mijający czas przestał mieć w tamtym momencie jakiekolwiek znaczenie.

Całemu temu precedensowi towarzyszyła muzyka w aranżacji Michała Kiełbasy. Ledwo zmieniające się, przechodzące w tonacjach dźwięki, mające wzbudzić w oglądających uczucie pewnego rodzaju niepokoju, przez co obrazy stawały się jeszcze bardziej żywe. Odbierane na głębszych płaszczyznach. Hipnotyzowały, wciągały w swoje historie. Sprawiały że zatrzymywało się przy nich dłużej i zwracało uwagę na każdy starannie wykonany detal.

Większość ekspozycji stanowiły wielkoformatowe rysunki na papierze, silne w swoich kontrastach. Wykonane węglem kompozycje. Przedstawienia postaci ludzko-podobnych. Przycisk destrukcji, samozniszczenia? Strzykawki pełne nieznanych substancji, wielość, czy też mnogość oczów obserwujących przyglądających się im ludzi.

W centrum sali natomiast umieszczony był stały eksponat kopalniany, czy też zwisające z góry łańcuchy, oddzielające wręcz symbolicznie niektóre z obrazów.

Prócz przedstawień wyżej opisanych, w zakamarkach znajdowały się również rzeźby wykonane przez artystę. Eksponaty niecodzienne, wydobyte jakby spod gruzów, które niekiedy zostają w umysłach zbyt długo. Posypane popiołem, jawiły się na wzór wiecznie żywych, zastygłych w czasie organizmów. Niczym z innego wymiaru.

Wszystko to sprawiało wrażenie, jakby wystawa ta sama w sobie była jedną żywą osobowością. Materią i tworzywem niechcącym popaść w zapomnienie. Spektaklem, w którym mamy szanse uczestniczyć. Współpracą na poziomie muzycznym i wizualnym. Aż wreszcie - dźwiękami i sztuką, która zasługuje na rozgłos.



Sylwia Walkowska
Dziennik Teatralny Górny Śląsk
6 lutego 2024
Portrety
Łukasz Jureczko