Koprofagi Jana Klaty

Kontestacja jest wpisana w System. Każdy rekwizyt potrzebny do manifestowania kontestacji można kupić normalnie w sklepie. Ćwieki, glany, pacyfki, gwiazdy szatana, trupie czaszki, skóry z frędzlami, kowbojskie kapelusze itd. itp. Do wyboru do koloru każda subkultura jest kolejną niszą do zagospodarowania w celu powiększania PKB

Kulturowe formatowanie, standaryzacja subkulturowej różnorodności jest dostosowaniem do masowej produkcji. Ale rękodzieło także ma swoją niszę. Jeśli subkultura wymaga ręcznie wykonanych rekwizytów, rynek także zapewni niepowtarzalność jednostkowych elementów. Miśnieńska porcelana i kostur wędrującego hippisa zaspokajają tą samą potrzebę wyjątkowości, generując manufakturową produkcję unikatowych przedmiotów.

To samo dzieje się na poziomie idei, których różnorodność ma na celu wciągnięcie w obręb Systemu absolutnie wszystkich. Buntownicy, wyrobnicy i ich nadzorcy. Wszystko, by zagospodarować ludzką energię, zmaksymalizować wykorzystanie indywidualności, zabezpieczyć stan względnej równowagi. System jednak wymaga także nieustannego rozedrgania. Równowaga usypia, wywołuje apatię i nudę; łatwo o przeoczenie realnego zagrożenia, gdy teoretycznie wszystkie bramki są obstawione przez sprawdzonych goryli. Organizm ludzki wobec mikroorganizmowej sterylności reaguje alergiami - system immunologiczny musi trenować, a wobec braku realnych zagrożeń atakuje niegroźne w normalnych warunkach, obojętne białka.

Dlatego Haldin, który przyszedł do Razumowa ze skrzydłami anioła, twierdzi, że jego dusza wcieli się po śmierci w kogoś innego, bo działania takich jak on są niezbędne dla zachowania równowagi. Trzy miesiące rządów zabitego ministra to trzydzieści lat odrabiania strat! Terroryzm Haldina wynika z troski o społeczeństwo. Z troski o społeczeństwo Razumow denuncjuje Haldina, który następnie jest likwidowany przez aparat państwowy również z troski o społeczeństwo. Terroryzm dla społeczeństwa jest jak sól, konserwuje i usprawnia, ale w nadmiarze zniesmacza i szkodzi.

Denuncjacja towarzysza poznanego na jednym z tajnych zebrań, na które Razumow poszedł z czystej ciekawości, wynikała z wewnętrznej niezgody na terrorystyczne metody preferowane przez dyskusyjną grupę. Denuncjacja zostaje wykorzystana przez tajne służby państwa do wciągnięcia Razumowa do dalszej agenturalnej pracy. Kto raz zabił ten mordercą jest do końca życia. Szantaż odnosi skutek i widzimy Razumowa na zebraniach socjalistycznego aktywu rozprawiającego o światowej rewolucji w luksusowym szwajcarskim kurorcie. Oczywiście z troską o społeczeństwo.

Druga część spektaklu Jana Klaty opowiada historię angielskiego tajnego agenta, który wymyślił sobie, że jego praca, motywowana oczywiście troską o społeczeństwo, ma służyć zapobieganiu zbrodniom. Jako wiceprzewodniczący tajnej organizacji nadzoruje gimnastykę członków trenujących rewolucyjne hasła w rodzaju "reset systemu!", "wyzwolenie mas pracujących!", "krew na ulicach!". Pilnuje, by działalność nie wychodziła poza to skandowanie haseł. Okazuje się jednak, że mocodawcy agenta nie oczekują od niego kanalizowania społecznej frustracji, a faktycznych terrorystycznych działań. Im bardziej bezsensownych i niepojętych tym lepiej, bowiem tylko akt wykraczający poza granice rozumienia może być skutecznym narzędziem wywołującym strach i przerażenie. Strach, którego pielęgnacja jest nie tylko uzasadnieniem dla istnienia środków nadzoru, ale przede wszystkim jest czynnikiem konstytuującym społeczeństwo. To strach bowiem spaja grupę i zmusza do współdziałania. Jednostka bezradna wobec rzeczywistości podporządkowuje się zasadom grupy, oddaje część swojej wolności za cenę osobistego bezpieczeństwa. Pielęgnacja strachu i wirtualizacja zagrożeń. Joseph Conrad zdaje się antycypować w swoich powieściach późniejsze o ponad 100 lat analizy Baudrillarda i innych postmodernistów.

Co ciekawe, tych ogólnych cywilizacyjnych refleksji, tego kolejnego głosu w toczącej się od samego początku dyskusji nad kształtem mechanizmów rządzących społeczeństwem, nie psuja liczne aluzje do współczesności. Dramatyczne nieme narracje aktorów z kolażem muzycznych klasyków społecznego buntu lat 70-tych oraz radzieckimi kronikami filmowymi w tle. Tyrady oficera służb specjalnych na temat konieczności zorganizowania zamachu totalnego z przesuwającym się na filmie Zeppelinem pomiędzy budynkami Nowego Yorku. Te zabiegi otwierają sfery skojarzeń i odniesień równie oczywistych, jak obracające się pod sufitem trybiki wielkiego mechanizmu. Na początku drugiej części Verloc udziela też odpowiedzi na pytanie: po co jest policja? Otóż policja, tłumaczy niedorozwiniętemu Steviemu, jest po to, by ci, którzy nic nie mają, nie zabrali czegoś tym, którzy mają. W dalszej części gdaczące niczym kury po zniesieniu jajka policjantki wymieniające wrażenia ze zbierania rozrzuconych szczątków zamachowca, dosyć wymownie ilustrują definicję Verloca.

Osobisty dramat bohaterów dwu historii jest jedynie fabularnym tłem dla przedstawienia wzajemnych zależności, powiązań i pokrewieństw między, antagonistycznymi wydawałoby się, stronami społecznego konfliktu. Jawią się one niczym yin i yang, niczym bliźniacze twarze gnostycznego nierozstrzygalnego sporu, który konstytuuje świat, zapewnia jego ruch i trwanie, zgodnie z twierdzeniem Wolanda, że bez Szatana nie byłoby Chrystusa, że zło jest niezbędne do zaistnienia dobra. Z tej sytuacji nie ma ucieczki. Dobre intencje rzadko prowadzą do dobrego końca. Nie ma też dobrych rozwiązań. Idee i samo życie to balansowanie linoskoczka.



Igor Czajka
blog.czajka.art.pl
7 października 2011